Moja wizja polityki

rozmowa z prezydentem Polski Lechem Kaczyńskim (wywiad nie publikowany)

|

GN 15/2010

publikacja 14.04.2010 08:44

Fragmenty nigdy nie publikowanego do tej pory wywiadu prezydenta Lecha Kaczyńskiego dla redakcji „Acanów”. Rozmowa odbyła się 27 lipca 2009 r. Prezydent poprosił o odłożenie autoryzacji do czasu po wyborach w 2010 roku.

Przeciw walce znacznej części mediów ze wszystkimi niemal istotnymi aspektami polityki, jaką staram się prowadzić, nie mam innego sposobu, jak tylko próbować docierać konsekwencją swoich działa do obywateli. Przeciw walce znacznej części mediów ze wszystkimi niemal istotnymi aspektami polityki, jaką staram się prowadzić, nie mam innego sposobu, jak tylko próbować docierać konsekwencją swoich działa do obywateli.
Jakub Szymczuk

Posłowie od redakcji „Arcanów” – z 10 kwietnia 2010: Nie wyobrażaliśmy sobie, że Prezydent „przebije się” – ze swoją osobowością, biografią, zasługami dla Polski, jej spójną wizją i programem dla niej – dopiero, gdy prezydencki samolot wbije się w podsmoleński las. Na jak długo „przebije się” to przesłanie Lecha Kaczyńskiego? Nie wiemy. To zależy także od nas, którzy dzisiaj płaczemy. Pełny tekst wywiadu ukaże się w najnowszym numerze „Arcanów” (nr 92–93/2010).

Andrzej Nowak: Jak Pan Prezydent ocenia relacje między światem mediów i polityką?

Lech Kaczyński: – (...) Problem w relacji między mediami a politykami polega na czymś, co nie jest zresztą specyficzne dla Polski tylko, ale ma charakter zjawiska ogólnoświatowego. To jest problem coraz marniejszego statusu polityka. Zarobki polityków porównywane są do średniej krajowej. Zarobki menedżerów czy dziennikarzy – raczej nie. Młody zdolny człowiek, który staje przed wyborem życiowej drogi i waha się między karierą w polityce, biznesie i dziennikarstwie – ma najwięcej powodów, by nie wybrać drogi polityka. To jest selekcja w znacznym stopniu negatywna. Gdzie indziej może zarobić więcej, a w polityce dodatkowo narażony jest na ogromny nacisk kontroli medialnej nad swoim życiem, nawet osobistym. Od tego nacisku jako menedżer czy dziennikarz byłby wolny. Prowadzi to do konsekwencji tak niemiłych dla każdego rządu jak konieczność organizowania „łapanki” na stanowiska wiceministrów. Trzeba często brać w tej sytuacji ludzi niedoświadczonych.

Przychodzą osoby, które gotowe są zapłacić tę cenę w zamian za korzyści, jakie daje im poczucie prestiżu czy władzy, ale może przyjdą też do polityki ludzie ideowi, gotowi do służby publicznej?
– Ludzie służby w warunkach stabilizacji trafiają się rzadko. Poza tym ludzi służby potrzebuje nie tylko polityka. Wielu z nich w sposób demonstracyjny unika polityki i wybierze raczej służbę cywilną, dyplomację czy służby specjalne. Dam przykład. Przed chwilą podpisałem nominację na stanowisko szefa Kancelarii Prezydenta dla Władysława Stasiaka. Przez długie lata podkreślał on, że nie jest politykiem. To pierwszy rocznik absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, potem mój współpracownik z NIK, potem jeszcze wiceprezydent Warszawy. Nie chciał, jak wielu innych ludzi gotowych do służby publicznej, by przylgnęło do niego piętno polityka. Tak, piętno, bo media, w szczególności tabloidy, tworzą obraz polityków jako zapijaczonej, skorumpowanej, uprzywilejowanej bandy. Polska klasa polityczna jest zapewne grzeszna, jak większość przeciętnych ludzi, ale nie jest specjalnie uprzywilejowana, za to poddana jest totalnej kontroli medialnej. Trzeba być rzeczywiście nałogowcem polityki, żeby się na nią zdecydować. Ja akurat jestem prawdziwym narkomanem polityki i dzień 8 czerwca 2000 roku, kiedy do polityki wróciłem, wspominam jako jeden z najszczęśliwszych w moim życiu. No, ale na świecie narkomanów, w każdym razie narkomanów polityki, nie jest tak wielu. Problem zdegradowania polityki, statusu polityków, przy wielkim udziale mediów, pozostaje jednak bardzo poważny. (...)

Jakie Pan Prezydent wskazałby największe sukcesy swojej dotychczasowej, blisko już czteroletniej pracy na tym stanowisku?
– To, że nie ma już WSI. To, że udało się w latach 2005–2007 uniknąć większych konfliktów społecznych. Otwarcie perspektyw na Wschód. Wreszcie wynegocjowanie ostatecznej treści traktatu lizbońskiego. Nie jestem entuzjastą tego traktatu, ale uważam zasadniczą poprawę jego ostatecznych zapisów za bardzo ważne dla Polski osiągnięcie. Niestety, muszę dodać, było ono bardzo brutalnie negowane przez część „dziennikarzy IV RP”, którzy opisali wynik tych negocjacji i samo przyjęcie traktatu jako klęskę. To bardzo mnie boli. W czasie decydujących negocjacji w Lizbonie, w październiku 2007 roku, byli tacy, którzy chcieli, żebym wyjechał, żebyśmy się sami wymanewrowali z europejskiej polityki – żeby inni porozumieli się bez Polski. Warto przypomnieć, że tzw. pierwiastek, którego nie udało się wynegocjować, był tylko jednym z 14 polskich postulatów. Na krótko przed decydującymi rozmowami uznaliśmy, że wysunięcie postulatu „pierwiastka” w obliczaniu siły głosów poszczególnych państw Unii jest posunięciem czysto taktycznym. Sami przeciwko 26 państwom nie mieliśmy żadnych szans, żeby to przeforsować. O wiele ważniejszą sprawą było przedłużenie tzw. mechanizmu Joaniny, a przede wszystkim korzystnego dla nas systemu nicejskiego do 2017 roku – a w międzyczasie wiele jeszcze może się zdarzyć – aniżeli walka o „pierwiastek”, który nas wzmacniał w stosunku do 5 państw, a osłabiał w stosunku do 21. Wreszcie ostatnią sprawą, o której bym wspomniał, była interwencja w sprawie obsadzenia przez arcybiskupa Wielgusa warszawskiej metropolii.

Czy Pan Prezydent widzi możliwość dotarcia z przekazem patriotycznym, wspólnotowym do nowego pokolenia, które zdaje się oddalać coraz bardziej od poczucia wspólnoty, od rozumienia jej historyczno-kulturowego sensu?
– W tej chwili to jest ogromnie skomplikowane. Falowanie społecznych nastrojów jest niezwykle trudno przewidywalne. Po zaspokojeniu innych potrzeb, bardziej materialnych i indywidualnych, mam nadzieję, iż przyjdzie czas na zaspokojenie potrzeby tożsamości i znaczenia swojej wspólnoty. Staram się sprzyjać temu wszystkiemu, co w zdrowy sposób budzi takie właśnie potrzeby. Temu przecież służy dobrze Muzeum Powstania Warszawskiego, temu służy prowadzona przeze mnie polityka odznaczeniowa, hucznie obchodzone – często zapomniane dotąd – rocznice ważnych wydarzeń z naszej, zwłaszcza
XX-wiecznej historii. W tej chwili mam nadzieję, że arcybiskup Kazimierz Nycz pozwoli mi zorganizować odpowiednio wielkie obchody 25. rocznicy męczeńskiej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Staram się wykorzystać każdą dobrą okazję, by Polakom przypomnieć, skąd się bierze nasza wolność i nasza tożsamość. Moim problemem nie jest to, żeby coś wymyślić, tylko to, żeby ze swoimi inicjatywami przebić się przez swoisty medialny wulkan kłamstw na temat mojej prezydentury. Mój wybór z 2005 roku został przez znaczną część dysponującej mediami elity III RP uznany za „nieprawomocny” – i tak pozostaje do dziś. Przeciw tej walce znacznej części mediów ze wszystkimi niemal istotnymi aspektami polityki, jaką staram się prowadzić, nie mam innego sposobu, jak tylko próbować docierać konsekwencją swoich działań do obywateli.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.