Tam ryby będą lepsze

Marcin Jakimowicz

|

GN 12/2008

publikacja 20.03.2008 13:10

O Bogu, który nie może wytrzymać w śmierci; dźwięku, na który zmarli wyskoczą z grobów, i o tym, jak będziemy wyglądali po zmartwychwstaniu z ks. Grzegorzem Strzelczykiem rozmawia Marcin Jakimowicz

Tam ryby będą lepsze fot. Józef Wolny

Marcin Jakimowicz: Ksiądz pyta: Dlaczego pani taka smutna? Przecież Jezus zmartwychwstał”. A ona: No tak, zmartwychwstał, ale kiedy to było…
ks. Grzegorz Strzelczyk: – Zbyt często pojmujemy zmartwychwstanie jako fakt z przeszłości. Zapominamy o tym, że Dobrą Nowiną nie jest tylko to, że Jezus zmartwychwstał, ale przede wszystkim to, że żyje! Konsekwencja zmartwychwstania jest o wiele istotniejsza niż sam jego fakt. Dlaczego? Bo jeżeli Jezus żyje, to znaczy, że Jego obecność jest aktualna. To nie jest osoba z przeszłości, ale Ktoś, do Kogo mogę się odnieść. On może wejść w moje życie, tak jak wchodził w życie apostołów, czy Szawła pod Damaszkiem…

Ale może też w tym życiu sporo poprzewracać. Może dlatego apostołów przeraziła opowieść kobiet wracających znad grobu? Czy to nie dziwne?
– Oni przerazili się, bo zdążyli się już oswoić z myślą, że Chrystus zmarł. Myśleli tak: fajnie było, mieliśmy nadzieję, ale wszystko się zawaliło. Trudno, wracamy do domu. A tu nagle trzęsienie ziemi: On żyje! I co teraz? Dopóki Chrystus nauczał, a wszystko działo się wedle jakiegoś uporządkowanego schematu, to wiedzieli mniej więcej, czego się spodziewać. Powstanie z martwych przekroczyło to wszystko. Przerazili się.

Rzadko przeżywamy Triduum jako jednolitą całość. Jest męka, potem długo, długo nic, a dopiero na końcu zmartwychwstanie. Mówimy: trzy dni w grobie. Ale, po prawdzie, jakie to trzy dni? Kawałeczek piątku, sobota i niedzielny poranek.
– „Zmartwychwstał dnia trzeciego”, a nie – jak często myślimy – po trzech dniach! To różnica.

A czy to nie jest tak, że tęskniący Bóg chciał wypełnić proroctwa, a jednocześnie jak najbardziej skrócić czas rozłąki?
– Może i tak? Bardzo ważne jest to, co wydarzyło się pomiędzy śmiercią a Zmartwychwstaniem. To prawda wiary, która się nam jakoś zagubiła: Jezus zstąpił do otchłani. Śmierć Jezusa jest zejściem Boga w śmierć. A Bóg w śmierci nie może wytrzymać. Ląduje w krainie zmarłych, by eksplodowało w niej życie…

Których zmarłych? Tych, którzy żyli przed Chrystusem? Mówiąc o piekle, myślimy przecież o tych, którzy utracili definitywnie kontakt z Bogiem…
– Tłumaczenie „zstąpił do piekieł” nie jest najszczęśliwsze. Chodzi raczej o Szeol, Otchłań, o poczekalnię pełną zmarłych oczekujących na Boga, który zrobi coś z ich śmiercią. Nie ma tu stanu definitywnego. To nie jest piekło. Śmierć Jezusa umożliwia nawet tu eksplozję życia. Zbyt często skupiamy się na samej męce i śmierci. Ale to jedna strona medalu. Tymczasem wczesna duchowość chrześcijańska nastawiona była przede wszystkim na zmartwychwstanie. Dlatego świętujemy niedzielę, a nie piątek. „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest wasza wiara” (por. 1 Kor 15,14). Dobra Nowina to opowieść o życiu, które Chrystus rozlewa w świecie poprzez swe zmartwychwstanie. Chrystus żyje, a to znaczy, że mogę Go realnie spotkać. Paweł spotkał Go pod Damaszkiem, ja mogę w autobusie lub na przejściu dla pieszych!

Czy można mówić o zmartwychwstaniu, jeśli nie doświadczyło się śmierci?
– Zazwyczaj odsuwamy myśl o własnej śmierci. Doświadczenie cierpienia nie jest nam aż tak obce, co chwilę boli nas ząb czy głowa, ale doświadczenie śmierci jest jednorazowe i rzadko o nim myślimy. Nasze myślenie zmienia się diametralnie, gdy odchodzi ktoś bliski: umiera wtedy coś z nas, jakaś nasza cząstka. Takie doświadczenie przewraca sposób myślenia o śmierci i zmusza do zadania podstawowego pytania: Jest życie czy go nie ma? Nasi bliscy żyją czy zmarli?

Ale ludzie, nawet pocieszając się, mówią: Żyją, ale w jakimś nieokreślonym niebie. Brzmi to mało konkretnie.
– Umieramy w Boga. To jedyne „miejsce”, w które można umrzeć. Możemy się zaprzeć, odrzucić Jego łaskę i udawać, że Go nie znamy, ale po śmierci od razu wpadamy w Jego objęcia. Każdemu z nas Jezus obiecuje jednak jeszcze więcej: zmartwychwstanie ciała.

Ale niekoniecznie tych kosteczek, które leżą na cmentarzu?
– Koniecznie nie tych kosteczek! Sporo wiemy dziś o tym, czym jest materia. Co jakiś czas wymieniają się wszystkie atomy naszego ciała. Nie chodzi więc o odtworzenie tego samego zestawu atomów, bo nawet nie wiadomo byłoby, który odtworzyć. To obojętne, z jakiej materii Bóg odtworzy nasze ciała. To nie jest istotne. Nie wiemy, jak będą wyglądały…

A jak wyglądał Jezus po zmartwychwstaniu? Skoro początkowo nie rozpoznali Go ani uczniowie w Emaus, ani Piotr, a Maria Magdalena pomyliła Go ze zwykłym ogrodnikiem…
– Nie wiemy, jak wyglądał. Ale może On zmartwychwstał wówczas właśnie dlatego, że nie było jeszcze komórek z aparatami cyfrowymi? Pozostajemy w wierze. Zmartwychwstałe ciało przynależy już do innego porządku i trzeba na nie spojrzeć przez pryzmat wiary. Spojrzenie zwyczajne, jakim oglądamy kota przebiegającego przez ulicę, nie wystarczy do rozpoznania, z Kim mamy do czynienia. Dopiero gdy to spojrzenie łączy się z wiarą, możemy dostrzec więcej. Zobaczmy, że na kartach Biblii to sam zmartwychwstały Chrystus daje impuls do tego, by Go rozpoznano. Rzeczywistość ostateczna otwiera się dopiero wtedy, gdy Bóg na to pozwala. Nie możemy do niej wtargnąć.

Zmartwychwstały przechadza się o poranku po ogrodzie i wola po imieniu: „Mario”…
– Przypomina to scenę z raju. Bóg szuka człowieka, woła: „Adamie, gdzie jesteś?”. Ale o ile szukanie w raju jest zakończone jakąś porażką, to nowe szukanie człowieka przez Jezusa kończy się zwycięstwem.

Maria Magdalena słyszy „Noli me tangere”: nie zatrzymuj mnie. Czy człowiek ma tak wielką moc, by zatrzymać Boga?
– To jedne z najbardziej tajemniczych słów Ewangelii. Kontekst nie bardzo pozwala na zrozumienie, o co chodzi. Interpretacji jest wiele. Być może chodzi o to, że Maria Magdalena, zachwycona spotkaniem z Panem, chce Go sobie przywłaszczyć? Chce zagarnąć dla siebie coś, co jest już własnością wszystkich?

Jezus w Emaus „okazywał, jakby chciał iść dalej”. Widząc zmagających się z wichrem uczniów, „chciał ich minąć”. Wysłani do Sodomy aniołowie zostali niemal siłą przymuszeni przez Lota do wejścia pod jego dach. Dlaczego Bóg zachowuje się w taki sposób?
– Szanuje naszą wolność aż do bólu. To jest tak jak z kochaniem. Można miłować z daleka, adorować przez szybę, wysyłać anonimowe kartki i SMS-y, ale to ostatecznie kończy się rozminięciem. Potrzebna jest moja inicjatywa: wyznaję swą miłość, robię wszystko, by zatrzymać ukochanego. Trzeba przytrzymać Boga. Jak Jakub walczący z aniołem krzyczeć: Nie puszczę Cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!

A jeśli Go nie zatrzymamy? Pójdzie dalej?
– Tak, ale mam wrażenie, że idąc, co chwila będzie spozierać za siebie i patrzyć na to, co zrobimy. Okrąży nas, zrobi kółko, tak by znów obok nas przechodzić. On nie jest naszą własnością. Bóg jest wolny, nie będzie nigdy Bogiem moich prywatnych zachcianek. Zmartwychwstały Chrystus ujawnia się, kiedy chce. Uczniowie kompletnie nie wiedzą, co się dzieje. Zaryglowali się na cztery spusty, a On wchodzi mimo zamkniętych drzwi, chcą Go zatrzymać, znika. Ta jego wolność jest zaproszeniem, byśmy i my weszli w tę grę i zaczęli Go przyzywać: Zostań!

Kobiety pochylone nad grobem słyszą: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Czy to nie obraz naszej religijności? Łatwiej nam szukać Boga wśród zmarłych. Jest bezpieczny, nie namiesza już w naszym życiu, mamy Go niemal w garści. Możemy nad Nim co najwyżej popłakać…
– Opłakiwanie jest łatwiejsze niż powiedzenie sobie: muszę żyć dalej. Łatwo przyjąć malkontencką postawę: od świtu do nocy utyskiwać na zdrowie, pogodę i rząd. Zmartwychwstanie mówi coś radykalnie innego: jest życie, którym trzeba się zająć. Zostawcie umarłym grzebanie umarłych. Nie ma co siedzieć na cmentarzu. Tam jest tylko kupka rozsypujących się atomów. Życie jest gdzie indziej. Umarli nie są umarli. To trzeba sobie głośno mówić: oni żyją. Obcowanie świętych jest rzeczywistością i warto żywiej o tym pamiętać...

Pocący się w Ogrójcu Jezus błaga Ojca: oddal ode Mnie ten kielich. Biblia zawiera zdumiewające słowa: modlił się i… został wysłuchany. Ludzie dziwią się: Jak to został wysłuchany, przecież umarł…
– W modlitwie Jezusa zaskakuje nas logika: nie tak, jak Ja chcę, ale jak Ty. I w tym sensie zostaje wysłuchany. To pragnienie uniknięcia śmierci jest absolutnie naturalne. Widać w nim ogromną chęć życia. A ostateczną odpowiedzią na pragnienie życia nie jest przedłużenie naszej egzystencji o kolejne piętnaście minut. Ostateczną odpowiedzią jest zmartwychwstanie.

Tymczasem współczesny świat staje na głowie, by przedłużyć życie właśnie o te piętnaście minut! Nieważne nawet, jak będę żył; ważne, że zyskam ten dodatkowy kwadrans…
– Lepiej wydać dobrze życie, roztrwonić je dla dobra, rozdać ubogim i umrzeć dwadzieścia lat wcześniej, niż ciułać kolejne lata, kolekcjonując tabletki i lekarzy. Po co? Co mi to ostatecznie da? Jeśli mogę w tej grze przegrać wszystko?

Pomyślałem o Łazarzu. Zmarł po raz pierwszy. Jezus – nawet jeśli przyszedł o cztery dni „za późno” – wskrzesił go. Łazarz pożył sobie jeszcze trochę, ale przecież znów musiał umrzeć. Definitywnie. Jak tym razem przyjęli to jego najbliżsi?
– Dokładnie nie wiem, ale myślę, że siostry Łazarza po tym, jak Jezus wskrzesił go z martwych, już wiedziały, że śmierć nie jest śmiercią. Skoro wskrzesił go już raz, to nie ma żadnego powodu, by nie uczynił tego ponownie. Śmierć jest rzeczą straszną, ale nie ostateczną. Zmartwychwstał Jeden, zmartwychwstaniemy i my.

Paweł zapowiada: „Na dźwięk ostatniej trąby umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni”.
– Przemianie przy powtórnym przyjściu Jezusa ulegnie cały świat, cały kosmos. Wszystko będzie nowe. Na przykład nasza miłość. Co jest w niej najbardziej uciążliwe? Ano to, że jesteśmy w stanie kochać dwie, trzy osoby, komunikować się z kilkoma, natomiast cała reszta to czarna dziura…

…„i inni”
– Tak jak w filmowych napisach. Po zmartwychwstaniu nasze ciała nie będą stawiały barier komunikacji. „Nie będziemy się żenić ani za mąż wychodzić”, bo zdolność kochania tak się rozszerzy, że przestanie być ekskluzywna, ograniczona do kilku osób. Dziś jestem w stanie kochać tę jedną żonę, męża, dzieci, a i tu nie wyrabiam… Koniec, kropka. Zmartwychwstanie to przemieni. Nowe ciało jest w stanie kochać bez granic.

A kiedy zmartwychwstaniemy?
– Jedynym pewnikiem, który zdradza Jezus, jest to, że nie będziemy wiedzieli, kiedy to nastąpi (śmiech). Mamy czuwać, być gotowi. Powrót Jezusa będzie chwilą powszechnego zmartwychwstania. Dźwięk szofaru jest dla Izraela symbolicznym gestem zwołania. Szofar zabrzmi, by zwołać wszystkich przed Chrystusa: i żyjących, i zmarłych. Na dźwięk rogu wyskoczą oni z grobów na powszechne zgromadzanie wobec Chrystusa. A kiedy to będzie? Możemy nie dokończyć wywiadu…

Pierwsi chrześcijanie czekali z dnia na dzień…
– A my przysypiamy, tłumacząc sobie: skoro przez dwa tysiące lat nic się nie wydarzyło, to następne dwa tysiące lat też będą spokojne. To dziwne: psioczymy na ten świat, a nie przyzywamy nowego. Albo przestańmy psioczyć, albo zacznijmy przyzywać! Jestem za przyzywaniem.

Apostołowie nie uwierzyli ani świadectwu Marii Magdaleny, ani uczniów wracających z Emaus. Skoro nie uwierzyli takim świadkom, to co będzie z naszym świadectwem? Warto w ogóle coś mówić?
– Warto. Bo ci uczniowie po pewnym czasie jednak uwierzyli. A potem uwierzyli kolejni i kolejni, i mamy dziś (przynajmniej nominalnie) miliard z hakiem takich, którzy uwierzyli. Mówmy świadectwo, ale nie liczmy, że uzyskamy 100 procent wiernych. Zobaczmy, kiedy apostołowie zmienili zachowanie – gdy uwierzyli! Musieli uwierzyć i otrzymać moc Ducha, by potem na przekór wszystkiemu głosić: Tego Jezusa z Nazaretu, którego znacie jako mało znaczącego Żyda z prowincji, Bóg zechciał uczynić Panem i mesjaszem.

To osobiste doświadczenie jest kruche i często wyśmiewane, również przez ludzi Kościoła. Ojciec Badeni mówi wprost: kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic.
– Osobiste doświadczenie jest kluczowe dla wiary. Jeśli wiara jest tylko aktem rozumu, to długo nie przeżyje. Opowiadamy o zmartwychwstaniu przede wszystkim po to, by uwrażliwić innych na to, że Jezus żyje: można Go spotkać. Gromadząc się na Eucharystii, zjadamy ciało zmartwychwstałego Jezusa. Jak można mówić, że doświadczenie nie jest istotne, skoro najważniejszym zgromadzeniem chrześcijan jest Msza, czyli karmienie się, przeżuwanie ciała Jezusa!

Rozbrajająca jest ewangeliczna opowieść o Jezusie spotykającym nad jeziorem uczniów. Nie dowierzają, myślą, że to duch, a On pyta: Macie coś do jedzenia? Siada i pałaszuje rybę...
– Materialność zmartwychwstania jest dla wielu zgorszeniem. A ten fragment genialnie pokazuje nam, że istnieje niepodważalna ciągłość między tym życiem a rzeczywistością zmartwychwstania. Te rzeczywistości są – powiedzielibyśmy dziś – kompatybilne. To nie jest tak, że będziemy się musieli wszystkiego wyrzec, że po śmierci stracimy smak, nie będziemy się pamiętać, rozpoznawać, rozumieć. Wręcz przeciwnie. Tam ryby będą lepsze!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.