Wierzę w renesans chrześcijaństwa

rozmowa z prof. Roberto de Mattei

|

GN 41/2007

publikacja 10.10.2007 23:28

O zagrożeniach, jakie niesie ze sobą przyjęcie Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, oraz o przyszłości Europy z prof. Roberto de Mattei rozmawia Paweł Toboła-Pertkiewicz

Wierzę w renesans chrześcijaństwa Z zasobów internetu

Prof. Roberto de Mattei wiceprezydent Włoskiej Narodowej Rady Badań Naukowych. Kieruje katedrą historii nowożytnej na Uniwersytecie Cassino. Założył i przewodniczy Centrum Kulturalnemu Lepanto – stowarzyszeniu katolików świeckich w obronie cywilizacji dziedzictwa chrześcijańskiego. Jest redaktorem naczelnym prestiżowegos włoskiego miesięcznika „Radici Christiane”. Autor wielu książek, w tym wydanej w Polsce biografii Plinia Corręi de Olivéiry, pt. „Krzyżowiec XX wieku”.

Paweł Toboła-Pertkiewicz: Co Europejczycy wiedzą o planowanej konstytucji europejskiej?
prof. Roberto de Mattei: – Niewiele. Odnoszę zresztą wrażenie, że nie jest to przypadek, lecz zamierzony cel unijnych dygnitarzy. Przecież w połowie października w Lizbonie spotkają się unijni przywódcy, aby dyskutować na temat trybu przyjęcia do 2009 roku nowej wersji konstytucji, a tymczasem w mediach w ogóle nie mówi się na temat konsekwencji tego spotkania. Tak jakby przywódcom nie zależało za bardzo na rozgłosie w tej sprawie. Wydaje mi się, że Unia cierpi na chorobę, którą trafnie zdiagnozował Władimir Bukowski: deficyt demokracji. Komisja Europejska i przywódcy państw budują nowy twór ponad głowami ludzi, a gdy już zostaną zmuszeni do poddania swoich pomysłów pod głosowanie, to przegrywają. Tak było we Francji i Holandii. Stąd te obawy, aby znów gdzieś nie przegrać.

I dlatego proponują, aby zamiast referendów to parlamenty ratyfikowały traktat reformujący.
– Dokładnie tak. Gdyby konstytucja była czymś dobrym dla narodów, mówiłoby się o tym bez przerwy, referenda odbyłyby się bez żadnych przeszkód, a mamy sytuację dokładnie odwrotną. O tym, co jest napisane w projekcie, nie mówi się wcale, a referendum traktowane jest jako zło konieczne.
Mówi Pan, że Europejczycy niewiele wiedzą na temat tego, czym jest ta konstytucja i co jest w niej zawarte.

Gdybyśmy się dowiedzieli na ten temat więcej, nasze poparcie wzrosłoby?
– Z pewnością nie. Dokument ten niesie ze sobą tyle niejasności, tyle dwuznacznych zapisów i niebezpieczeństw związanych z ich interpretacją, że wiedza o tym z pewnością działałaby na niekorzyść przywódców UE i zwolenników traktatu.

Jakie niebezpieczeństwa ma Pan na myśli?
– Na przykład wiele zapisów z Karty Praw Podstawowych, która jest tak naprawdę „duszą prawa europejskiego”.

O jakie dokładnie zapisy chodzi?
– Sama preambuła tego dokumentu, który składa się z 54 artykułów, jest w swej wymowie niejednoznaczna, a przez to pozostawia ostateczne rozstrzygnięcie jej rozumienia tzw. europejskiemu orzecznictwu sądowemu, na które sądy poszczególnych państw nie mają wpływu, a – co gorsza – nie mają prawa odwołania się od tych orzeczeń. I tak np. artykuł 2, mówiący o prawie do życia, w rzeczywistości to prawo ogranicza. Artykuł 3 mówi o prawie do integralności, zabrania klonowania, ale słowem nie wspomina o ochronie życia w fazie terminalnej. Art. 9 uznaje „prawo do zawierania związku małżeńskiego” i na tym się kończy.

Co to może oznaczać w praktyce?
– W pierwotnej wersji dokumentu art. 12 był dłuższy i brzmiał tak: „począwszy od pełnoletniości, mężczyzna i kobieta mają prawo do zawarcia związku małżeńskiego i do zakładania rodziny”. Ponieważ w niektórych państwach unijnych prawnie uznano „małżeństwa homoseksualne”, orzecznictwo sądów unijnych może przyjąć, że prawo do zawarcia związku małżeńskiego przysługuje dwóm mężczyznom albo dwóm kobietom na takich samych prawach jak kobiecie i mężczyźnie. I zapewne takie byłoby w tej materii orzecznictwo, które stałoby się obowiązującym prawem nawet dla tych państw, które mają we własnej konstytucji zapisaną tradycyjną definicję małżeństwa.

Co jeszcze jest niebezpiecznego w Karcie Praw Podstawowych?
– Najważniejszym punktem całej Karty jest art. 21 – zabrania jakiejkolwiek dyskryminacji i wymienia ich ponad 20 rodzajów. Co więcej, daje prawo do zwalczania jej wszelkich przejawów. Ponieważ jedną z wymienionych form dyskryminacji jest seksualność, można być pewnym, iż oznaczać to będzie kolejny atak na instytucję rodziny. Jakakolwiek krytyka związków homoseksualnych będzie karana, w skrajnym zaś przypadku oznaczać może zrównanie ze sobą wszystkich form seksualnych, w tym nawet takich jak pedofilia czy kazirodztwo, a ich publiczna krytyka kwalifikowałaby się jako dyskryminacja.

Brzmi to bardzo niebezpiecznie, ale czy to realne zagrożenie?
– Jak najbardziej realne. Po lekturze tego dokumentu wielu katolików czuje się uspokojonych, że nie ma tam żadnych zapisów mogących zagrażać rodzinie, czy tradycyjnym wolnościom obywatelskim. Tymczasem zagrożenie, jakie płynie z tego dokumentu, nie wynika z jego treści, lecz interpretacji. Wykładnia należeć będzie, jak wspomniałem, do ETS.

Jak zatem do tego dokumentu powinni odnosić się katolicy?
– Z największą nieufnością. Unia Europejska, mimo że była zakładana przez polityków chrześcijańskich i miała się opierać na poszanowaniu tradycyjnych wartości, pod koniec lat 80. została opanowana i zdominowana przez ducha relatywizmu i laicyzmu. Dziś w Unii panuje wręcz dyktatura relatywizmu, aby nawiązać do słów Benedykta XVI, które wypowiedział przy okazji 50. rocznicy uchwalenia traktatów rzymskich. Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał, że każdy porządek prawny czerpie legitymizację z etycznego przesłania, jakim jest prawo naturalne, które ograniczać ma człowieka i jego działania. Unia już dawno temu przekroczyła te granice.

Co w takim razie możemy robić w tej sytuacji?
– Skoro istnieją potężne lobbies homoseksualne, lobbies dążące do wykluczenia ze sfery publicznej wiary i wszystkiego, co się z nią wiąże, katolicy powinni naciskać na polityków w podobny sposób, jak czynią to nasi przeciwnicy.

Walcząc np. o wpisanie do preambuły odniesienia do chrześcijańskich korzeni Europy?
– Tak, to jest bardzo ważna kwestia. Skoro francuscy politycy z taką determinacją walczyli o niewłączanie tej wzmianki, to my powinniśmy z tą samą determinacją dążyć do jej umieszczenia.
– Ale skoro cały dokument ma – jak Pan powiedział – wiele zapisów sprzecznych z chrześcijaństwem, to może lepiej nie wpisywać tam odwołania do Boga, czy chrześcijaństwa. Może to wywołać niemały dysonans poznawczy – jawnie anty- chrześcijański dokument odwołuje się do Boga…
– No tak, ale wtedy składamy broń i poddajemy się. Obowiązkiem katolików jest walka ze złem, a w tym wypadku przejawem walki jest wpisanie chrześcijaństwa do tego dokumentu. Łatwiej będzie go w przyszłości zmieniać we właściwym kierunku aniżeli w przypadku, gdy żadnej wzmianki o prawdziwej historii Europy tam nie będzie.

Przyjmijmy, że konstytucja wraz z Kartą Praw Podstawowych zostanie przyjęta. Co może się wówczas stać?
– A co się stało nie tak dawno we francuskim Zgromadzeniu Narodowym? Jeden z deputowanych publicznie powiedział, że z moralnego punktu widzenia tradycyjna rodzina stoi wyżej aniżeli związek homoseksualny. Został przez niemal wszystkich potępiony, obrzucono go wszystkimi najgorszymi inwektywami, otrzymał nawet upomnienie z komisji etyki. Gdyby prawem unijnym była konstytucja, nie skończyłoby się na upomnieniu czy naganie, lecz deputowany siedziałby dziś już w więzieniu.

Czy uchwalenie konstytucji to ostatni krok w tym projekcie, czy tylko kolejny? Co jest ostatecznym celem Unii Europejskiej?
– Oczywiście że to jest tylko etap. Celem ostatecznym Unii Europejskiej jest to samo, co jest celem każdej utopii – uczynienie wielkiej uniwersalnej republiki z powszechnym szczęściem, równością i braterstwem, a ostatecznie zapanowanie nieba na ziemi. Chcąc zbudować raj na ziemi, Unia musi odrzucać Boga i dyskryminować katolików, gdyż my wierzymy w raj dopiero po śmierci, a oni chcą go stworzyć już za życia. Historia uczy, że podobne projekty muszą upaść. Unia jest u swego zarania tworem nienaturalnym i prędzej czy później będzie musiała upaść. Prawo naturalne jest silniejsze aniżeli nawet najbardziej zmyślna utopia. Skoro upadł komunizm i Związek Sowiecki, to i Unia kiedyś upadnie. Pytanie tylko, w jaki sposób i kiedy?

No właśnie – kiedy i w jaki sposób Pan to przewiduje?
– Myślę, że w ciągu najbliższych lat. Ilu dokładnie, nie wiem, ale nie sądzę, aby Unia przetrwała dziesięciolecia. Wierzę w szybki renesans chrześcijaństwa w Europie i powrót do korzeni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.