Wiary nie wolno sprywatyzować

rozmowa z kard. Tarcisio Bertone

|

GN 37/2007

publikacja 12.09.2007 13:41

O Kościele widzianym z gabinetu Sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej, „wtrącaniu się do polityki” i świętości dla każdego z kard. Tarcisio Bertone rozmawia Beata Zajączkowska

Wiary nie wolno sprywatyzować Marek Piekara

Kard. Tarcisio Bertone - Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej. We wrześniu 2006 r. zastąpił na tym stanowisku kard. Angelo Sodano. Wcześniej był arcybiskupem Genui. Przez wiele lat był sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary. To on w 2000 r. ogłosił treść trzeciej tajemnicy fatimskiej. Wcześniej wielokrotnie rozmawiał z siostrą Łucją, jedynym żyjącym wówczas świadkiem objawień w Fatimie w 1917 r. Jako legat papieski uczestniczył w jej pogrzebie w 2005 r. Jest uważany za jednego z najwybitniejszych współczesnych teologów, otwartego na świat i doskonale rozumiejącego potrzeby współczesnego Kościoła. Biegle zna język francuski, niemiecki, hiszpański i portugalski. Uwielbia piłkę nożną. Jako arcybiskup Genui komentował mecze w TV, a i teraz śledzi rozgrywki. W jednym z pokojów, gdzie spotyka się ze współpracownikami, stoi na podstawce skórzana piłka. Jest salezjaninem, ma 73 lata.

Beata Zajączkowska: Jak wygląda Kościół z perspektywy Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej?
Kard. Tarcisio Bertone: – Sekretariat Stanu jest dla mnie punktem obserwacji, a zarazem akcji duszpasterskiej, jeśli chodzi o cały Kościół powszechny. W życiu Kościoła jest to punkt strategiczny. Pozwala mi obserwować z bliska sytuację całego Kościoła. Z tego obserwatorium widzę Kościół jako wielką żywą wspólnotę, wspólnotę, która wyznaje wiarę w Jezusa Chrystusa. Doświadczyłem tego szczególnie ostatnio, w czasie podróży do Peru. Setki ludzi zginęło w wyniku trzęsienia ziemi. Wielu ludzi straciło tam swoich bliskich i cały dobytek, jednak mimo tej chwili wielkiej próby spotkałam Kościół żywy, mocny w wierze. Kościół, który żył Chrystusem także w chwili tragedii. Wszelkie działania – powiedzmy – „aparatu sekretariatu stanu” mają na celu postawienie Chrystusa w centrum świata.

A jak z tego „obserwatorium” postrzega Ksiądz Kardynał Kościół w Polsce?
– Znam Kościół w Polsce od wielu lat. Po raz pierwszy odwiedziłem wasz kraj w 1979 r., zaraz po historycznej pielgrzymce Jana Pawła II. Zobaczyłem Kościół, który świadczy o wierze w Chrystusa, który głosi wartości chrześcijańskie. Zobaczyłem u was to, co piękne w pobożności katolickiej: umiłowanie Eucharystii i Maryi, poczucie przynależności do Kościoła i widoczną jedność z papieżem. Wiara jest u was nie tylko głoszona, ale przenika wasze tradycje i sposób życia. Wciąż mam przed oczami kolejki do konfesjonałów, robotników w Gdańsku, którzy chcieli się wyspowiadać, by potem móc uczestniczyć w Eucharystii. To robiło niesamowite wrażenie. Także te rzesze młodzieży, które każdego roku pielgrzymują pieszo na Jasną Górę. Widzę, że w Polsce wiara przenika życie, wchodzi w codzienność, także tę publiczną.

Często słychać zarzuty, że Kościół w Polsce wtrąca się do polityki. Gdzie, zdaniem Księdza Kardynała, przebiega granica między „roztropną troską o dobro wspólne” a zaangażowaniem w politykę?
– Wiary nie można sprowadzać tylko do sfery prywatnej. Tak dzieje się, niestety, w wielu krajach Europy, ale w Polsce tej chęci „sprywatyzowania wiary” jeszcze nie dostrzegam. U was wiara ma wymiar publiczny, i tak powinno być. Wiara chrześcijańska i przynależność do Kościoła katolickiego oznacza, że musimy być zaangażowani aktywnie w realizację przesłania Ewangelii. To zaangażowanie musi przenikać życie nie tylko jednostek, nie tylko nasze życie wewnętrzne, ale przede wszystkim życie publiczne, życie całych wspólnot.

Ksiądz Kardynał jest legatem na beatyfikacji o. Stanisława Papczyńskiego. Co dziś, na początku trzeciego tysiąclecia, znaczy: być świętym?
– Pierwszy raz będę legatem na beatyfikacji, chociaż w wielu takich uroczystościach uczestniczyłem. Dla mnie świętość to jest jak gdyby zapalenie świateł na drodze ludzi i w historii poszczególnych miast, wiosek czy całych krajów. Bez wątpienia jest to dar dla każdej epoki Kościoła. Dar Boga, ponieważ On zapala te światła, które rozświetlają nawet najciemniejsze, najtragiczniejsze okresy w historii ludzkości. Pomyślmy chociażby o męczennikach XX w., którzy oświetlili dramatyczną epokę nazizmu czy komunizmu. Święci to zarazem znaki, że odpowiadamy na zaproszenie Boga. Na dary i talenty, jakie każdemu z nas ofiaruje. Dowodzi to, że świętość była zawsze i że nigdy nie przeminie. Wciąż wśród nas są i będą święci. I to we wszystkich narodach. Wrócę do mojej podróży do Peru. Tamtejsza ludność wspomina szczególnie św. Rosę z Limy, bardzo prostą osobę. Nie była zaangażowana w życie publiczne czy akademickie, jak o. Papczyński, który uczył, głosił kazania, pisał książki. To jest znak, że wszyscy jesteśmy wezwani do świętości.

Czy to, że beatyfikacje nie odbywają się teraz w Watykanie, nie ogranicza przesłania nowych błogosławionych jedynie do lokalnego Kościoła?
– Z woli Benedykta XVI ceremonie poza nielicznymi wyjątkami odbywają się tam, gdzie błogosławieni żyli. Uważam, że na pewnym etapie historii, tak jak to miało miejsce za pontyfikatu Jana Pawła II, dobrze było, że beatyfikacje odbywały się w centrum chrześcijaństwa, w Watykanie. Ale na dłuższą metę groziło to „obdarciem” z tego, co charakterystyczne dla poszczególnych Kościołów lokalnych, ruchów charyzmatycznych czy apostolskich, zgromadzeń zakonnych, które zrodziły się z określonej potrzeby na danym terenie. Beatyfikacja w mieście związanym z przyszłym błogosławionym przynosi też chwałę temu miejscu. Kult na pewno nie będzie ograniczony do danego terenu. Kiedy błogosławiony zostanie ogłoszony świętym, stanie się darem dla całego Kościoła. Oczywiście nie wszyscy święci mają jednakowy wpływ i znaczenie dla życia całego Kościoła. Niektórzy potrzebni byli dla danego terenu czy kraju i słuszne jest, by ich kult właśnie w tamtym regionie szczególnie się rozwijał. I stamtąd promieniował.

Co z przesłania o. Papczyńskiego uważa Ksiądz Kardynał za aktualne dla współczesnego człowieka?
– Kult o. Papczyńskiego rozwija się od Rwandy po USA. Pokazuje to, że nie można zapominać, jak to niestety często ma miejsce, o świętych, którzy żyli w odległych epokach. Nieraz ich zastępujemy „bardziej nowoczesnymi świętymi”. Pamiętam rozczarowanie, gdy w czasie mojej formacji salezjańskiej zastąpiono św. Luigiego Gonzagę bardziej nowoczesnym św. Dominikiem Savio. Różnorodność świętych obecnych w każdym czasie, ponieważ każda epoka ma swe specjalne dary i charyzmaty, nie powinna ukrywać czy wręcz wyrzucać z pamięci „starszych świętych”. O. Papczyński żył w XVII w., ale jeśli wczytamy się w burzliwą historię tamtego czasu i w życie o. Stanisława, dostrzeżemy wiele analogii z dzisiejszym światem. On z pasterza owiec stał się pasterzem narodów, wielkim ewangelizatorem. W kluczowym momencie historii Polski i całej Europy bezkompromisowo głosił Ewangelię i jej przesłanie wnosił w życie publiczne. Z uporem przypominał, że ziarna Ewangelii nie można zachowywać tylko dla siebie, że musi ono być niesione innym, by wydawało owoce, by zmieniało społeczeństwo. Czyż nie są to słowa na dziś? I to nie tylko dla Polski, ale całej Europy.

Jak Ksiądz Kardynał ocenia kondycję człowieka w Europie. Na jakie problemy powinien uzyskać odpowiedź?
– Wielokrotnie mówił o tym Benedykt XVI: żyjemy tak, jakby Bóg nie istniał. Papież zaprosił nas więc do życia tak, jakby Bóg istniał i stanowił centrum naszego życia. To odwrócenie pojęć pokazuje, jak radykalnie może się zmienić koncepcja człowieka i społeczeństwa, a zarazem zasady współżycia międzyludzkiego i międzynarodowego. Czy te nasze wyzwania są tak naprawdę nowe? Już o. Papczyński musiał stawić czoła problemowi koncepcji człowieka. Tyle że wówczas Europa była jeszcze chrześcijańska, a nie zsekularyzowana jak teraz. Już wcześniej z rozumu czyniono Boga. Konsumizm to przecież także problem przepaści między biednymi i bogatymi. Stąd też naszą odpowiedzią musi być odważne głoszenie Ewangelii. Tylko ona może zmienić życie człowieka i społeczeństw.

Traktat reformujący, który ma być aktem prawnym Unii Europejskiej, pomija znaczenie wartości chrześcijańskich w tworzeniu tej wspólnoty. Jakie konsekwencje może mieć ten fakt dla życia publicznego Unii i dla prawa unijnego?
– Wielokrotnie Jan Paweł II, Benedykt XVI, episkopaty państw członkowskich Unii, a także ja sam, jeszcze jako arcybiskup Genui, próbowaliśmy przekonać europejskich polityków, że w podstawowym dokumencie unijnym powinno znaleźć się wyraźne stwierdzenie, iż u korzeni Europy stoi chrześcijaństwo. Spójrzmy chociażby na ojców jednoczącej się Europy: Adenauer, Schuman i de Gasperi – oni właśnie wartości chrześcijańskie uznawali za fundament, na którym należy budować zjednoczoną Europę. Pomijanie tego faktu przez współczesnych polityków europejskich kształtuje myślenie i życie wielu Europejczyków. Jestem przekonany, że jest jeszcze czas, by podjąć na nowo refleksję, by odkryć i uznać wielki wkład Kościoła katolickiego i innych Kościołów chrześcijańskich w budowanie dobra wspólnego całej Europy.

Kiedy możemy się spodziewać oficjalnego ogłoszenia świętym Jana Pawła II?
– Wszyscy z niecierpliwością czekamy na tę chwilę. Już oddajemy mu cześć jako świętemu. Ja sam dziś rano modliłem się przy jego grobie, prosząc go o wstawiennictwo w ważnych dla mnie sprawach. Kościół ma jednak swój czas. Mimo ogromnego szacunku, jakim darzymy Jana Pawła II, nie chcemy, by ktoś kiedyś mówił o uprzywilejowanej drodze na ołtarze. Mam jednak nadzieję, że stanie się to wkrótce.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.