Jestem wielkim szczęściarzem

rozmowa z ks. Richardem J. Neuhausem

|

GN 31/2007

publikacja 01.08.2007 16:48

O tym, jak luterański pastor został katolickim księdzem i dlaczego Polska jest wyjątkowym krajem w Europie, z ks. Richardem J. Neuhausem rozmawia Artur Bazak

Jestem wielkim szczęściarzem

Artur Bazak: Luterański pastor zostaje katolikiem i przyjmuje święcenia kapłańskie w Kościele katolickim? Skąd taka decyzja?
Ks. Richard J. Neuhaus: – Sobór Watykański II w wielkim dokumencie „Lumen gentium” mówi, że jeśli osoba jest przekonana, że Kościół katolicki jest tym, za co się uważa, to jest ona zobowiązana do podjęcia świadomej decyzji i wejścia oraz pozostania w pełnej komunii z Kościołem katolickim. Już w połowie lat 70. byłem przekonany, że Kościół katolicki jest tym, za co się uważa. Dlatego czułem się zobowiązany do wspólnoty z nim. Zadawałem sobie tylko pytanie, jak wejść w tę pełną komunię z Kościołem katolickim. Czy po prostu zostać katolikiem jako Richard Neuhaus, czy może raczej włączyć się w pojednanie między Kościołem katolickim i luteranizmem? Ostatecznie wybrałem pierwsze. Dziękuję Bogu codziennie za tę decyzję. Nie miałem od tamtego czasu ani sekundy wątpliwości co do słuszności tego wyboru.

Jako luterański pastor był Ksiądz zaangażowany w działania na rzecz pojednania między Kościołami luterańskim i katolickim...
– Dopóki wierzyłem, że jest to możliwe, pracowałem nad tym pojednaniem w ramach wspólnoty luterańskiej. W 1989 r. stało się dla mnie jasne, że do pojednania nie dojdzie. Biorąc pod uwagę moje rozumienie Kościoła, które najlepiej wyrażała soborowa konstytucja o Kościele, musiałem podjąć decyzję o pójściu dalej na własny rachunek.

Jak zareagowali najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy?
– Katolicy oczywiście byli bardzo zadowoleni (śmiech). Luteranie, anglikanie i protestanci, z którymi współpracowałem przez te wszystkie lata, w większości wspierali mnie i traktowali życzliwie. Wielu z nich przechodziło tę samą drogę. Niektórzy uznali mnie za zdrajcę. Najważniejsze przyjaźnie z okresu luterańskiego przetrwały do dzisiaj.

Kto kształtował Księdza rozumienie Kościoła, religii i kultury?
– Wielu myślicieli otworzyło moje myślenie na nowe pytania teologiczne, filozoficzne, socjologiczne i historyczne. Osoby takie jak Jan Paweł II czy Joseph Ratzinger, George Weigel, z którym łączy mnie dwudziestopięcioletnia przyjaźń, ukształtowały moje myślenie o Kościele. Z obecnym Papieżem oraz kard. Averym Dullesem jestem w regularnym kontakcie od kilkudziesięciu lat. Moje poglądy ekumeniczne kształtowały się pod wpływem kard. Cassidy’ego, byłego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Kiedy spojrzę na swoje życie, dostrzegam, jakim jestem szczęściarzem. Przyjaźnię się z wieloma ciekawymi ludźmi, którzy pomagają mi znajdować odpowiedzi na wielkie pytania naszych czasów.


Przejdźmy zatem do tych wielkich pytań. Jose Casanova – amerykański socjolog – pisał, że Polska staje przed wyborem: sekularyzacyjna normalizacja albo zadanie apostolskiej ewangelizacji. Co Ksiądz sądzi o wyjątkowości Polski w kontekście procesów sekularyzacyjnych, jakim podlega Europa?
– To ciekawe. Ameryka także jest uznawana za wyjątek od generalnej zasady sekularyzacji. Im bardziej społeczeństwo się modernizuje, tym większej ulega sekularyzacji. To znaczy, że społeczeństwo, które się unowocześnia, powoduje albo zanik religii, albo jej zepchnięcie do sfery prywatnych przekonań pojedynczych ludzi. Ameryka jest wyjątkiem od tej reguły, ponieważ jest krajem wysoko zmodernizowanym, zaawansowanym technologicznie, globalnym graczem, który aspiruje do światowego przywództwa. A jednocześnie jest to kraj bardzo religijny. Polska w nieco innym sensie jest takim wyjątkiem w Europie. Bo w rzeczywistości to zachodnia Europa jest wyjątkiem. Bruksela, Paryż, Berlin – to są wyjątki. W schemacie długiego trwania można zauważyć, że świat nie zmierza w stronę sekularyzacji. On się desekularyzuje. Opinie ludzi z Brukseli, którzy widzą Polskę jako coś dziwnego, wstecznego czy anachronicznego, ponieważ w Polsce istnieje ciągle żywa relacja między polityką, kulturą i religią (czasami wprawiająca w zakłopotanie), są mylne. To Polska jest regułą, a Bruksela wyjątkiem. Nie na odwrót. Niechęć Brukseli do uznania niewątpliwego dziedzictwa oraz tożsamości chrześcijańskiej Europy jest żałosną ilustracją ideologii, która nie ma nic wspólnego z życiem wspólnoty, której przewodzi. W tym sensie na Polakach ciąży duża odpowiedzialność za swoją historię i europejski projekt, w którym musi się znaleźć miejsce na żywą relację między polityką, kulturą i religią.

Przyjaciel Księdza, George Weigel, pisał niedawno, że w Europie toczy się wojna kulturowa, w której agresorami są, z jednej strony radykalni dżihadyści, a z drugiej dogmatyczni sekularyści. Co Ksiądz o tym myśli?
– Powiedziałbym, że tak. Ale zaraz dodałbym, że musimy być bardzo ostrożni w używaniu takiego języka. Powinniśmy unikać polaryzacji, która wyklucza ludzi rozmaitych tradycji i wiar z działania na rzecz dobra wspólnego. Ludzi, którzy się z nami nie zgadzają na wiele istotnych tematów, które można, uogólniając, podciągnąć pod kulturę życia i kulturę śmierci, jak aborcja czy eutanazja, nie można traktować jak wrogów i zwalczać w wojnie kulturowej. Więcej energii powinniśmy przeznaczyć na stworzenie dobrych warunków do obywatelskiej rozmowy, szanującej wzajemne przekonania i różnice, które są nieuniknione.


Jak Ksiądz sobie wyobraża kulturalny spór z kimś, kto podważa najgłębsze przekonania moralne chrześcijan, dotyczące np. aborcji?
– Istnieją ludzie, którzy albo nie chcą rozmawiać, albo chcą tę rozmowę zmonopolizować i wykluczyć wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzają. W takich wypadkach musimy być asertywni i nieustępliwi. Trzeba robić to, co słuszne, po to, aby pozostać partnerem rozmowy za wszelką cenę. Czasem to nasi oponenci określą nas wrogami i nazwą całą sytuację wojną. Ale my nie powinniśmy iść tym tropem. Chrześcijaństwo nie jest religią wojny, lecz pokoju. Jesteśmy orędownikami wzajemnego porozumienia. Wierzymy w siłę ludzkiego rozumu, choć jesteśmy świadomi tego, że świat nie jest doskonały, a konflikty leżą w jego naturze. My, chrześcijanie, jesteśmy stronnictwem rozumu, rzecznikiem wizji społeczeństwa opartego na ściśle określonych zasadach moralnych. I kładziemy te argumenty na stół. Czy to nie jest propozycja nie do odrzucenia? Czy nie warto o niej podyskutować? Wojna kulturowa może służyć do opisania zjawisk, jakie dzieją się na naszych oczach. Ale my nigdy nie ogłosimy wojny przeciwko nikomu. To nie jest postawa bliska chrześcijanom. Nie powinniśmy zgadzać się na takie ujęcie.

Ale jak chciałby Ksiądz prowadzić dialog z ludźmi, którzy zabronili Rocco Buttiglionemu objęcia stanowiska w Komisji Europejskiej z powodu jego poglądu na homoseksualizm? Albo z matkami uczniów, które zażyczyły sobie usunięcia krzyży ze ścian klas, bo epatują okrucieństwem? Albo z tymi, którym przeszkadza każda forma obecności symboli religijnych w sferze publicznej...
– To oni mają problem, prawda? To, że uważają się za obrażonych publiczną obecnością religijnych symboli czy czegokolwiek, co odnosi się do religii, jest postawą, która przypomina rasizm. Co powiesz ludziom, którzy nie lubią czarnych? „Macie poważny problem”. Takiego człowieka, który czuje się w irracjonalny sposób urażony przez samą obecność Murzynów, nazwiemy rasistą. W przypadku religii możemy określić podobne zachowanie chrystofobią. I my, chrześcijanie, musimy twardo odpowiadać, że taka propozycja jest nie do zaakceptowania. Jeśli żyjemy w demokratycznym kraju, mamy wpływ na siły polityczne, media i kształtowanie opinii publicznej. Polityka to ciągła dyskusja o tym, co jest sprawiedliwe i niesprawiedliwe, co służy dobru wspólnemu i co je niszczy. Język polityki jest w nieunikniony sposób językiem moralnym. Więc ci, którzy chcą wykluczyć ze sfery publicznej przekonania moralne i religijne większości ludzi, są nic nieznaczącą mniejszością. To są irracjonalne uprzedzenia, których nie można szanować. Tak jak nie szanuje się rasizmu czy innych uprzedzeń. Oczywiście, jako chrześcijanie, modlimy się za takich ludzi. Modlitwa to jest nasza broń (śmiech). Byliśmy tu przed dwoma tysiącami lat i jesteśmy teraz. Jak powiedział Jan Paweł II: „ Nie lękajcie się!”. Masz być świadkiem prawdy. A reszta zależy od Boga.


Ks. Richard J. Neuhaus
jest redaktorem naczelnym „First Things”, miesięcznika wydawanego przez Instytut Religii i Życia Społecznego w Nowym Jorku. Pracuje w archidiecezji nowojorskiej. Przez wiele lat był pastorem luterańskim. Pracował w biednych dzielnicach Brooklynu. Działacz ruchu praw obywatelskich, gdzie współpracował m.in. z Martinem Lutherem Kingiem. Autor wielu książek i artykułów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.