Budzenie olbrzyma

rozmowa z biskupem Kazimierzem Nyczem

|

GN 06/2007

publikacja 08.02.2007 12:39

O słuchaniu świeckich, przełamywaniu barier i zwyczajnych wizytacjach z biskupem Kazimierzem Nyczem rozmawia Szymon Babuchowski

Budzenie olbrzyma Agencja Gazeta/Bartosz Siedlik

bp Kazimierz Nycz - ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, członek Komisji Duszpasterstwa Ogólnego Konferencji Episkopatu Polski, przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Wychowania

Szymon Babuchowski: Przy okazji wydarzeń związanych z nominacją arcybiskupa Wielgusa na metropolitę warszawskiego wiele mówiło się o przebudzeniu świeckich w Kościele. Czy rzeczywiście mieliśmy do czynienia z „przebudzeniem śpiącego olbrzyma”?

Bp Kazimierz Nycz: – Osobiście bardzo ostrożnie podchodzę do opinii, że dopiero teraz się ten „olbrzym” w Kościele polskim obudził. Ludzie gromadzili się przecież tłumnie podczas pielgrzymek papieskich, SMS-ami zwoływali się także przy śmierci Papieża. Choć nie przekreślam faktu, że jakieś ożywienie teraz rzeczywiście nastąpiło. W grudniu i styczniu miałem okazję wiele razy rozmawiać ze świeckimi. Widziałem ogromne zatroskanie o Kościół. Wiele osób ubolewało, że słowa arcybiskupa z piątkowego wieczoru pojawiły się co najmniej o trzy tygodnie za późno. Gdyby nie to spóźnienie, to niezależnie od ostatecznej decyzji Papieża ton rozmowy o polskim Kościele byłby wtedy zupełnie inny.

Jak Ksiądz Biskup ocenia zaangażowanie wierzących dziennikarzy w tej sprawie?
Było widać, jak wielu mamy w mediach dziennikarzy, katolików świeckich, którzy o tej sprawie mówili z troską o Kościół – ich Kościół. Pewnie były i wypadki, kiedy ktoś mieszał to – jak to bywa czasem w mediach – z szukaniem sensacji, „newsa” na pierwszą stronę, czasem nakładała się też na to polityka.

Można było jednak odnieść wrażenie, że biskupi słabo wsłuchują się w ten głos świeckich; że są jakby odcięci od tego, co myślą zwykli ludzie. Czy zgodzi się Ksiądz Biskup z opinią, że istnieje między tymi „dwoma światami” jakaś bariera?
– Może nie bariera, ale jakiś rodzaj oddalenia, a czasem nieufności. Myślę, że przyczyny leżą po obu stronach, po stronie duchowieństwa i po stronie świeckich. Przeżywam to z pewnym niepokojem o przyszłość Kościoła w Polsce i staram się szukać przyczyn. Myślę, że to się zaczyna już w seminarium. Widzę, jak młody człowiek, który wywodzi się z tego samego środowiska co jego kolega – świecki student, potrafi się przez sześć lat mocno oderwać od znajomości codziennych problemów ludzi świeckich. Konsekwencją bywa potem duszpasterstwo, niejako obok ludzkich spraw i rzeczywistych problemów świeckich oraz ich rodzin. To, co dla przeciętnego człowieka jest nieraz poważną sprawą, nie jest tak odbierane przez księdza.

Co zatem należałoby zmienić w formacji kleryków?
– Myślę, że nie rezygnując w seminarium z koniecznego dla formacji odejścia od świata, można stworzyć możliwości przygotowania się do współpracy ze świeckimi przez zaplanowane kontakty z nimi. Mogą to być konwersatoria interdyscyplinarne, dobrze ustawione praktyki oraz rzeczywiste poznawanie problemów, z którymi borykają się ludzie świeccy. Osobiście sprzed 30 lat pamiętam, jak wiele moje pokolenie zawdzięczało kardynałowi Wojtyle, który zaproponował w seminarium spotkania kleryków i studentów medycyny, tzw. kler-med. 10 kleryków szóstego roku i tyleż samo medyków ostatniego roku raz w miesiącu, przez dwie godziny, rozmawiało na tematy bioetyczne. To było jedno wielkie sprowadzanie z wyżyn teoretycznej wiedzy na poziom formułowania argumentów. To było wzajemne uczenie się siebie. To była szkoła współpracy ze świeckimi. Jeżeli każdy ksiądz ma być pontifex, czyli tym, który buduje mosty, to musi znać oba przyczółki: przyczółek świata i przyczółek Ewangelii. Nie da się zbudować mostu na jednym przyczółku.

W jaki sposób Ksiądz Biskup wsłuchuje się w głos świeckich? Czy można wypracować jakieś metody, by ten głos, który dociera do biskupa, nie był wyidealizowany, ugrzeczniony czy po prostu – zafałszowany?
– Lubię spotkania z ludźmi, różnych powołań i zawodów. Jestem przekonany, że te spotkania są bardziej mnie niż im potrzebne. Właśnie dlatego, by to, co człowiek pisze czy mówi z ambony, czy na spotkaniach, nie było obok problemów, którymi żyją ludzie. Mam kilka prywatnych sposobów, żeby nie zamknąć się w kurii czy mieście biskupim. Oprócz wizytacji biskupich i przyjmowania ludzi w domu biskupim wykorzystuję wszelkie okazje, by rozmawiać z wiernymi. Ostatnio spotkałem się przy okazji opłatków ze wszystkimi dyrektorami szkół w mojej diecezji w kilkunastu miejscach. W trakcie spotkania rozmawialiśmy przez dwie i pół godziny o problemach wychowania. Daje mi to wiedzę o tym, co się dzieje w polskiej szkole, w wychowaniu, co można by zmienić, jakie są oczekiwania od Kościoła i jak oni – katolicy świeccy – mogą tutaj działać. To samo robię na wizytacjach, idąc do szkół na spotkanie w pokoju nauczycielskim. Podobnie jest z innymi grupami zawodowymi, samorządowcami, politykami. Lubię te spotkania i nigdy nie uważam, że to jest czas stracony.

Czy wizytacje kanoniczne rzeczywiście są dobrą okazją do wysłuchania świeckich? Wiadomo, że każdy proboszcz będzie się starał dobrze wypaść przed swoim biskupem. Co zrobić, by wizytacja nie ograniczyła się do płomiennych oficjalnych powitań i „malowania trawy na zielono”?
– Wizytacja kanoniczna musi być przede wszystkim duszpasterska. Jako młody ksiądz obserwowałem wizytacje biskupa Wojtyły. On wizytował długo, czasem dwie, trzy parafie równolegle przez cały Wielki Post. Wchodził w normalny rytm życia dużych krakowskich parafii. Sprawdzał, jak te grupy, o których wiedział z arkusza wizytacyjnego, pracują. Zaglądał na ich spotkania i w nich uczestniczył. Niemożliwe było, żeby ktoś stworzył mu specjalnie na wizytację grupę. Wychodził daleko poza prawny i ekonomiczny aspekt wizytacji. U niego były to przede wszystkim spotkania ze świeckimi, w różnych środowiskach i miejscach, choć nie miał np. takiej możliwości jak my dzisiaj, by iść do szkół i innych miejsc, gdzie żyją nasi katolicy świeccy. Teraz te możliwości się przed nami otworzyły. Nie chodzi tu o to, by łamać autonomię parafii i świeckich urzędów. Respektując zasadę autonomii, a w duchu współpracy, spotykać się z tymi ludźmi i rozmawiać z nimi. Myślę, że skuteczność takiej wizytacji zależy od wielu czynników, także od proboszcza i od samego biskupa. Można się oczywiście swoim podejściem do wizytacji, czy nawet strojem, tak oddzielić od ludzi, że będziemy widzieć rzeczywistość przez mgłę. Ale można też to przełamać bardzo prosto: nastawić się w trakcie wizytacji na taką zwyczajność, która pozwala, by się ludzie otwarli i mówili prawdziwie.

Czy zaangażowanie świeckich w parafiach jest wystarczające? A może jest ono hamowane, zgodnie z zasadą, którą mój kolega usłyszał kiedyś od swojego proboszcza, że „świecki jest zawsze podejrzany”?
– Na pewno nie jest tak, że tylko księża są przeszkodą we współpracy, choć czasem rzeczywiście istnieje u nich obawa przed świeckimi. Ale także świeccy, zagonieni, zapracowani, nie mający czasu, nie garną się aż tak bardzo do różnych form życia wspólnotowego, jak by się mogło wydawać. Sądzę jednak, że Kościół w Polsce ma wielu wspaniałych świeckich, którzy robią bardzo dużo w parafiach. Może nie zawsze mają takie możliwości zaangażowania i mówienia głosem własnym, jak by tego chcieli i jak by to było potrzebne Kościołowi, ale bałbym się powiedzieć, że są uśpieni. Oczywiście nie jestem też zwolennikiem hurraoptymistycznego poglądu, że wszystko na linii duchowni–świeccy w Polsce jest dobrze. Ostatnio uczestniczyłem w spotkaniu Komisji Duszpasterstwa Ogólnego Konferencji Episkopatu Polski, gdzie pani profesor ze Szkoły Głównej Handlowej przedstawiła wyniki badań dotyczące współpracy księży ze świeckimi, zrobione na reprezentatywnej próbie. Znamienne, że świeccy mają odczucie, że w 60 procentach wypadków księża potrzebują ich do spraw finansowych, materialnych, budowlanych, natomiast w 6 czy 7 procentach – do spraw duchowych i ewangelizacji.

Jak to naprawić?
– Sługa Boży Jan Paweł II w ostatniej książce „Pamięć i tożsamość” na pytanie, co będzie najważniejsze dla Kościoła XXI wieku, odpowiedział: apostolstwo świeckich, i rozwinął tę myśl w osobnym rozdziale. Jeśli Dobra Nowina ma być zaniesiona do całego współczesnego świata, to może być zaniesiona głównie przez katolików świeckich. Natomiast księża mają ich do tego apostolstwa przygotować – w sensie formacyjnym i sakramentalnym – tak by byli zdolni swoim życiem świadczyć o Chrystusie, w polityce, w mediach, w biznesie, w życiu rodziny. Drogą do tego przygotowania są wszelkie grupy modlitewne i apostolskie w parafii. Drogą są wszelkie stowarzyszenia i organizacje katolików świeckich, gdyż dziś świadectwo chrześcijańskie wymaga oparcia na wspólnocie. Świat jest polem właściwym apostolstwa świeckich. Świeccy idą tam nie z mandatu hierarchii, tylko z mandatu samego Chrystusa. Nie są przedłużeniem rąk księdza, ale rąk Chrystusa. Mają swoją własną misję do wypełnienia.

Czy istniejące w Polsce programy duszpasterskie zawierają jakieś ważne wskazówki, które pozwolą jeszcze bardziej przebudzić tego „olbrzyma”, którym są świeccy?
– Bardzo liczę na to, że Komisja Duszpasterstwa Ogólnego, funkcjonująca teraz w nowym składzie, w nowy sposób spojrzy także na wyzwania Kościoła XXI wieku. O tym właśnie teraz najwięcej mówimy: jak tworzyć program, żeby to nie był program do realizacji tylko przez duchownych i katechetów świeckich, ale dla całego Kościoła. Zauważyliśmy, że w gronie opracowującym go jest zaledwie kilku świeckich, a większość duchownych. To również wymaga zmiany myślenia. Kościół nie może się obejść bez świeckich przy tworzeniu programów. Są konieczni nie tylko na etapie diagnozy sytuacji.

Gdzie jeszcze są potrzebni?
– Bardzo zwracałbym uwagę na swoiste sprzężenie zwrotne między zaangażowaniem świeckich w parafiach a ich przygotowaniem do zadań apostolskich na polu świata. Zaangażowanie świeckich w parafii owocuje też formacją do apostolstwa. Gdyby w każdej parafii w Polsce była 15-osobowa rzeczywista rada duszpasterska, która nie jest tylko komitetem do spraw materialnych, to w takich radach mogłoby się stale formować do działania w świecie co najmniej 150 tysięcy ludzi. Gdyby każdy ksiądz, a jest ich w naszym kraju 30 tysięcy, w swoim życiu uformował kilkudziesięciu czy kilkunastu katolików świeckich, takich, którzy będą potem pełnić ważne funkcje w społeczeństwie i dawać świadectwo w życiu rodzinnym i zawodowym, to byłaby to półmilionowa rzesza ludzi. Widzę też jeszcze jedno ważne zadanie do realizacji: formację duszpasterską studentów. W Polsce jest ich dziś 2 miliony. To przyszła inteligencja, a czy będzie katolicka, zależeć będzie od kondycji duszpasterskiej parafii, wszystkich parafii, a nie tylko samych duszpasterstw akademickich. To ogromny obszar do zagospodarowania.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.