Papież nie znał prawdy

mówi Abp Józef Kowalczyk, nuncjusz apostolski w Polsce

|

GN 03/2007

publikacja 22.01.2007 09:46

Kilka razy prosiłem abp. Wielgusa o wyjaśnienie zarzutów o współpracę z SB. Ani słowem nie wspomniał o fakcie podpisania współpracy. Wszystkie te zeznania były składane pod przysięgą – mówi nuncjusz apostolski w Polsce abp Józef Kowalczyk w rozmowie z dziennikarzami KAI.

Abp Józef Kowalczyk Abp Józef Kowalczyk
nuncjusz apostolski, w drodze do siedziby KEP.
Fotorzepa/Jerzy Dudek

Tomasz Królak i Marcin Przeciszewski: Czy w przypadku abp. Stanisława Wielgusa wszystkie procedury wyłaniania kandydata na metropolitę warszawskiego zostały spełnione?
Abp Józef Kowalczyk: – Tak, oczywiście. Został on zaproponowany przez wiele osób. Od dawna był rekomendowany przez KUL i środowiska naukowe różnych uczelni.
Informacje o ewentualnej współpracy ks. Stanisława Wielgusa z SB pojawiły się już wczesną jesienią.

Kiedy dotarły one do Księdza Arcybiskupa? Jak nuncjatura postępuje w sytuacji, kiedy uzyska takie informacje?
– Jest obowiązana przekazać je Stolicy Apostolskiej. Jest to na tyle poważna sprawa, że nic nie może być tu ukrywane. Nic, co jest zgodne z prawdą. Proszę jednak zrozumieć, że bazujemy na informacjach wiarygodnych, a nie na plotkach.

Ze źródeł polskiego episkopatu mieliśmy wiadomość, że do Watykanu jesienią dotarła informacja, że bp Wielgus przez 20 lat współpracował z SB i ma status TW. Czy tak rzeczywiście było? Czy Stolica Apostolska zwróciła się do bp. Wielgusa z prośbą o wyjaśnienia? Co konkretnie zostało zrobione?
– Ani KUL, gdzie ks. Wielgus przez 10 lat był rektorem, ani diecezja płocka, gdzie pasterzował przez kolejne 7 lat, nie przesłały nam żadnej informacji, choćby śladowej o takich ewentualnych podejrzeniach. Ze strony ludzi, którzy z nim bardzo blisko przez lata współpracowali, nie było żadnych takich sugestii. Kiedy pojawiły się te sygnały w prasie, dyskretnie zwróciliśmy się do Lublina, bo stamtąd ks. Wielgus się wywodził, z pytaniem o istnienie jakichś akt na jego temat.

Odpowiedziano nam, że żadnych dokumentów nie ma. Nie poprzestałem na tym. Wezwałem bp. Wielgusa i zapytałem go, jak ta sprawa wygląda. On napisał szczegółowe wyjaśnienie, które natychmiast zostało przekazane Stolicy Apostolskiej. Bp Wielgus napisał o swoim wyjeździe do Niemiec, przedstawił całą procedurę, jak uzyskał paszport itp. Jednak ani jednym słowem nie wspomniał o fakcie podpisania współpracy. Wszystkie te zeznania były składane pod przysięgą.

Trudno więc było je podważać. W Kościele przy tego typu procedurach wychodzi się z założenia, że biskup zeznający pod przysięgą nie może wprowadzić nikogo w błąd. Tak więc Stolica Apostolska była poinformowana o tym wszystkim, co bp Wielgus powiedział o swojej pracy i o kontaktach z SB. Z przekazanej przez księdza biskupa wiedzy nie wynikała żadna współpraca.

Czy nuncjatura sprawdziła akta IPN?
– Wówczas nie. Jako podmiot zagraniczny nie mam prawa wchodzić w wewnętrzne sprawy państwa polskiego i żądać zdeponowanych w państwowych instytucjach akt dotyczących konkretnych osób. Do tego są uprawnione zupełnie inne podmioty i urzędy. To one powinny jak najszybciej reagować i przekazać nam takie informacje, jeśli one istnieją. My, jako nuncjatura, na takie dokumenty czekaliśmy. Takie sprawy ma obowiązek przedstawić nam także zajmująca się tym Kościelna Komisja Historyczna powołana przez Konferencję Episkopatu. Takie są ustalenia. Nasza wiedza uległa radykalnej zmianie, kiedy Kościelna Komisja Historyczna rozpoczęła badania dokumentów zdeponowanych w IPN i potwierdziła fakt współpracy.

Ale był to już początek stycznia, kilka dni przed planowanym ingresem!
– Tak, był to już początek stycznia i dlatego sytuacja stała się taka nerwowa. Ale proszę pamiętać, że każdy katolik, który o czymś wie, o jakiejś przeszkodzie dotyczącej kandydata na biskupa, powinien bezwzględnie o tym zawiadomić Stolicę Apostolską: przez nuncjaturę lub bezpośrednio. Powtarzam – każdy, czy jest ministrem, czy ambasadorem, czy dziennikarzem, czy kimś innym. To jest obowiązek jego sumienia jako katolika. Każdy miał taką możliwość. Nikt do nas nie przyszedł, ani nie zadzwonił. Zobaczyliśmy tylko artykuł w „Gazecie Polskiej”, ale bez odwołania się do jakiegokolwiek dokumentu, bez powołania się na źródła. Informacje te były tak napisane, że nie miały żadnych cech wiarygodności dowodowej. Działania takie oceniam jako zupełnie nieodpowiedzialne. Nie można pisać czegoś takiego w gazecie, nie poinformowawszy nuncjatury. Ja czekam na dokumenty, a nie na „plotki”, o których piszą gazety.

Faktycznie informacja w gazecie nie jest dokumentem, ale może być cennym sygnałem.
– Była sygnałem i dlatego nalegałem na polski episkopat, aby jak najszybciej została uruchomiona Kościelna Komisja Historyczna.

Czy wówczas ponownie Ksiądz Arcybiskup przepytał abp. Wielgusa?
– Tak. Abp Wielgus w pełni podtrzymał swoje poprzednie zeznania i zapewnił ponownie Stolicę Apostolską, że nigdy żadna współpraca nie miała miejsca. Jednak kilka dni później Kościelna Komisja Historyczna orzekła, badając dokumenty, że abp Wielgus może uchodzić za współpracownika. Nie oceniła stopnia szkodliwości jego działania. Kiedy orzeczenie komisji do nas doszło, natychmiast zostało przekazane Stolicy Apostolskiej.

I co się wówczas stało?
– Zanim odpowiem, chciałbym zaznaczyć, ze Ojciec Święty nie ocenia „ubeckich” teczek w Polsce i nie wydaje wyroku na podstawie ich treści. Nie wydaje też wyroku na temat osoby. Wniosek był tylko taki, że to wszystko, co do tego czasu opracowaliśmy, wraz ze sprzecznymi wyjaśnieniami abp. Wielgusa, spowodowało, że w oczach opinii publicznej utracił on wiarygodność.

Dlaczego utracił?
– Gdyż opinii publicznej zostały ukazane dokumenty potwierdzające jego świadomą współpracę.

Czy chodziło tylko o dokumenty, czy też o postawę abp. Wielgusa, który niemal do ostatniej chwili im zaprzeczał?
– Powiedziałem wówczas abp. Wielgusowi, że Ojciec Święty przyjmie jego rezygnację, jeśli zostanie złożona.

Tę sprawę mamy zamkniętą. Jak zdaniem Księdza Arcybiskupa, jako przedstawiciela Stolicy Apostolskiej w Polsce, powinien wyglądać proces lustracji Kościoła w naszym kraju?
– To, w jaki sposób Polska rozwiąże problem lustracji w kategoriach proceduralnych, jest sprawą ustawodawstwa polskiego. Nas, jako Stolicę Apostolską, interesuje, w kontekście kandydatów do biskupstwa w jakiejkolwiek diecezji, czy te osoby nie były wmieszane w jakieś działania, które w Polsce uchodzą za kompromitujące.

Takich informacji będziemy teraz żądać od Konferencji Episkopatu Polski. Nas, od strony działania nominacyjnego, interesuje w tej chwili tylko, czy kandydat był aktywnie wmieszany w działalność aparatu wywiadowczego czy ubeckiego PRL. Reszta należy do oceny władz kościelno-państwowych.

Gdyby działania tych instytucji wykazały poważną winę kandydatów do biskupstwa i tym samym, w przypadku ewentualnej nominacji, mogłyby narazić na szwank autorytet Ojca Świętego, to wówczas taki materiał, po dojściu do definitywnej konkluzji, zostałby przesłany Papieżowi. Zrobimy to z całą wiernością i dokładnością. Nie będzie tu żadnych kombinacji, jak ktoś może podejrzewać. Dlatego będę się domagał od KEP tego, żeby ta sprawa była zorganizowana i możliwie rychło realizowana.

A jak powinna wyglądać procedura wobec tych, którzy już są biskupami, a podejmowali działania, które mogą być uznane – pomijamy teraz, czy słusznie – za współpracę z tajnymi służbami. Jaka powinna być ich droga wyjścia z takiej sytuacji?
– Moim zdaniem, jeżeli są kapłani czy biskupi, którzy w tym względzie czują obciążone sumienie, powinni zbadać te dokumenty sami albo – i to jest najlepsza droga – poprosić o to Kościelną Komisję Historyczną i później pójść drogą, jaką wskazaliśmy przy sprawie abp. Wielgusa.

Czyli przesłać zgromadzoną dokumentację i raport komisji do Kongregacji ds. Biskupów?
– Polscy biskupi otrzymali już wskazania, że jeżeli ktoś z nich do niej się zwróci lub zajdzie taka potrzeba, Komisja Historyczna zbada materiały na ich temat przechowywane w IPN.

Jeżeli komisja stwierdzi, że zgromadzony materiał poważnie obciąża biskupa, co wtedy?
– Biskup powinien w takiej sytuacji zgłosić się do metropolity, który przekazuje sprawę episkopatowi. Ten zaś powinien ustalić dalsze procedury, żeby przedstawić sprawę Ojcu Świętemu. Jesteśmy do dyspozycji, żeby takie dossier przesłać pewną drogą do Stolicy Apostolskiej.

Czy procedura nominacji nowego metropolity będzie teraz bardziej wnikliwa?
– Proszę pamiętać, że podstawową sprawą, cokolwiek byśmy powiedzieli, niezależnie od dokumentów (co do których ktoś może mieć wątpliwości, że są podrobione, podrzucone itp.) jest dla nas zawsze wiarygodność człowieka, jego zeznania. W każdej procedurze sądowej powszechne jest uznanie, że to, co zostało powiedziane, zwłaszcza pod przysięgą, jest absolutnie podstawowe. Jeśli tę zasadę podważymy, to do czego dojdziemy?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.