Rozbrajanie górnictwa

Rozmowa z Januszem Steinhoffem

|

GN 51/2006

publikacja 14.12.2006 12:48

Z Januszem Steinhoffem o tym, dlaczego trzeba było zamykać kopalnie i jakie pożytki przyniosła reforma górnictwa, rozmawia ks. Marek Łuczak

Rozbrajanie górnictwa Henryk Przondziono

Ks. Marek Łuczak: – Oglądał Pan w telewizji nowelę „Serce z węgla”?
Janusz Steinhoff: – Nostalgicznych obrazów przedstawiających Śląsk było więcej. Niestety, są one często jednostronne. Oglądając sielskie obrazy z przeszłości, należy pamiętać o wieloletniej rabunkowej gospodarce, nieliczącej się z ekonomią i stanem środowiska.

Chyba nieprzyjemnie jest patrzeć na takie filmy, gdy jest się odpowiedzialnym za restrukturyzację górnictwa na Śląsku.
– Nie jest to komfortowe, tym bardziej że często brakuje w nich obiektywizmu. Po pierwsze, wiemy, jak wyglądałoby górnictwo, gdybyśmy nie mieli odwagi przeprowadzenia reform. Na pewno bezrobotnych byłoby więcej. Po drugie, bilans zmian, jakie wprowadziliśmy, jest przecież dodatni. Nie można wyselekcjonować jednej dzielnicy czy ulicy, pokazywać patologicznych rodzin, które zdarzają się we wszystkich zakątkach Polski, i wmawiać, że to są skutki restrukturyzacji przemysłu. Nie można przecież nie odróżniać przyczyn choroby od aplikowanego lekarstwa.

Dlaczego zdecydowaliście się na reformy?
– Katastrofalny stan finansów górnictwa wymagał natychmiastowych działań. W kampanii wyborczej nie obiecywaliśmy górnikom gruszek na wierzbie, jak czynili to populiści, ale uczciwie mówiliśmy o rzeczywistym stanie górnictwa. Nikt nie ukrywał, że mieliśmy wtedy do przebycia ciężką drogę. Polegała ona przecież na likwidacji trwale nierentownych kopalń oraz związanej z tym redukcji zatrudnienia. Jej celem było uzdrowienie finansów branży. W trakcie pracy nad tym programem prowadziliśmy dialog z górniczą „Solidarnością”. Efektem był tzw. górniczy pakiet socjalny.

Czy ten pakiet socjalny nie pachnie trochę socjalizmem? Przecież to były duże pieniądze, rozdawane na prawo i lewo.
– Rzeczywiście, często stawiano mi pytanie, czy to jest uczciwe, że górnicy otrzymywali wysokie odprawy i urlopy, podczas gdy takich możliwości nie miały włókniarki z Łodzi albo pracownicy PGR-ów. Jednak w przypadku górników mamy do czynienia nie tylko z ludźmi ciężkiej i niebezpiecznej pracy. W przeszłości do pracy w śląskich kopalniach werbowano w całej Polsce ludzi, obiecując im świetlaną przyszłość. Zamiast tego, była praca nierzadko po 10–12 godzin na dobę (tzw. rolki), i to przez 30 dni w miesiącu. Część przyjezdnych z innych regionów nie potrafiła znaleźć swojego miejsca w trudnych ówczesnych realiach Śląska, krainy węgla i stali. Dlatego, mając świadomość złożoności tych ludzkich problemów, uruchomiliśmy górniczy pakiet socjalny. Jego instrumenty stanowiły istotną pomoc dla odchodzących z górnictwa.

A tak na marginesie, w podejściu do górnictwa zawsze ścierały się dwa poglądy: ultraliberalny, nieuwzględniający problemów społecznych, dla którego likwidacja kopalń nie była żadnym problemem, oraz populistyczny, który jedynie zamiatał te problemy pod dywan.

Czyli te pieniądze były rodzajem inwestycji, dzięki którym górnictwo jest dziś rentowne. Taka sytuacja nie mogła dotyczyć innych dziedzin przemysłu, w których skończyła się koniunktura.
– To też jest ważny argument za restrukturyzacją. Wróćmy jeszcze na moment do stereotypu rzekomo przejedzonych pieniędzy z odpraw. Prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, robił badania na ich temat.

Postawił sobie pytanie, jak rodziny górnicze poradziły sobie w tej nowej dla nich sytuacji, jakie były ich losy. Nie da się ukryć, że część z nich źle zagospodarowała te środki. Trudno jednak winić rząd w państwie demokratycznym za postawę jednego czy drugiego człowieka. Przecież oprócz pieniędzy uruchomiliśmy cały system przekwalifikowań. Funkcjonował również program wsparcia dla gmin górniczych. Większość górników z dobrodziejstwa tych programów racjonalnie skorzystała.

Do dziś pokutuje jednak krytyczna opinia, że Pana rząd zlikwidował kopalnie.
– Powody tej krytyki mogą być czysto nostalgiczne albo populistyczne. Zlikwidowaliśmy 23 kopalnie. Trzynaście całkowicie, a dziesięć częściowo. Likwidacja kopalń nie była przecież celem, była to jedynie droga do ratowania polskiego górnictwa, do uzyskania jego rentowności i uratowania ponad 100 tysięcy miejsc pracy. Zawsze jednak warunkiem zamknięcia tej czy innej kopalni było zabezpieczenie górników. W Wielkiej Brytanii taki program władze wprowadzały dłużej, w dodatku za niewspółmiernie większe pieniądze, a mimo to strajk trwał przez rok i na ulicach były bijatyki.

Musimy się pogodzić, że na Śląsku odchodzimy od tzw. monokultury górniczo-hutniczej. Śląsk przeszedł już najtrudniejszy okres restrukturyzacji. Z przemysłu ciężkiego w okresie ostatnich 15 lat odeszło pół miliona ludzi, nie wyłączając tych, którzy pracowali w firmach wspomagających.

Jakie były kryteria likwidacji kopalń?
– Po pierwsze – ekonomia, po drugie – bezpieczeństwo. Obydwa zresztą były ze sobą blisko związane. Kopalnie, które miały najtrudniejsze warunki geologiczne, gdzie wypadkowość była najwyższa, szły na pierwszy ogień.

Wśród problemów związanych z restrukturyzacją nie można chyba pominąć kwestii mentalności, psychologicznych?
– Kiedy zostałem prezesem Wyższego Urzędu Górniczego z nominacji premiera Tadeusza Mazowieckiego, wiele czasu spędziłem wśród górników. Oni mnie pytali wprost: panie prezesie, dlaczego ta nowa Polska tak bardzo dała nam w kość? Wielu z nich angażowało się w obalenie poprzedniego systemu. A tu przyszedł nowy ustrój, który powiedział im: wasza praca jest nieekonomiczna. W PRL-u ludzie swoje apanaże postrzegali w kategoriach sprawiedliwości społecznej, a nie ekonomii. Zetknięcie się z gospodarką rynkową musiało być dla nich brutalne.

Czy dzisiaj możemy się już pokusić o jakiś bilans?
– Po czterech latach realizacji tego programu wskaźniki ekonomiczne były następujące: kiedy przejmowaliśmy władzę w 1997 r., na jednej tonie węgla traciliśmy prawie 23 złote. W 2001 roku na tonie węgla zarabialiśmy już ponad 7 złotych. Górnictwo przestało przynosić straty. W naszych działaniach nie chcieliśmy likwidować górnictwa, ale robiliśmy wszystko, by je uratować. Potem przyszła koniunktura i górnictwo osiągało miliardowe zyski. To był prawdziwy efekt podjętych reform. Bez nich branża byłaby zagrożona upadłością. Trudne do wyobrażenia byłyby skutki społeczne takiej sytuacji.

Czy związki zawodowe rozumieją dzisiaj, że trzeba współuczestniczyć w zarządzaniu przedsiębiorstwem i na tym przede wszystkim ma polegać ich rola?
– Zacznę od tego, że krytycznie oceniam politykę obecnego rządu wobec górnictwa, bo pomimo upływającego czasu nie przedstawiono dokumentu, który nakreślałby przyszłość tej tak znaczącej dla gospodarki branży. Odnoszę wrażenie, i myślę, że nie jestem w tym odosobniony, iż mamy do czynienia z niewystarczająco poważnym traktowaniem problemów. I w ocenie tej sytuacji rację mają związkowcy, z którymi nikt nie rozmawia poważnie. Przed górnictwem jest wiele problemów i nie można ich sprowadzić jedynie do sposobu podziału premii z zysku. Akcent w debacie musi być przesunięty z przepychanek o pieniądze na perspektywiczne myślenie o przyszłości. Czas dobrej koniunktury należy wykorzystać racjonalnie, trzeba myśleć o inwestycjach, które pozwolą utrzymać zarówno odpowiedni do potrzeb gospodarki poziom wydobycia węgla, jak i ponad 100 tysięcy miejsc pracy. Moim zdaniem, związki zawodowe nie tracą z pola widzenia przyszłości zakładów. Mają przy tym jednak prawo do rzetelnej informacji i profesjonalnej debaty ze strony rządu. Z tym ostatnim nie jest najlepiej.

Jak Pan ocenia górnicze emerytury pomostowe?
– Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie zakłada pracy w wyjątkowo trudnych i szkodliwych dla zdrowia warunkach do 65. roku życia. Chodzi jednak o to, że skoro niektóre zawody muszą być traktowane na wyjątkowych zasadach, to trzeba to odpowiednio wcześniej przygotować. Nurek, pilot samolotu czy też pracujący przy wielkim piecu hutnik także stoi wobec perspektywy wcześniejszej emerytury, ale pracodawca, który ich zatrudnia, powinien mieć swój udział w zabezpieczeniu jego przyszłości.

Uważa Pan, że składka na ZUS powinna być w tych przypadkach wyższa?
– To oczywiście jedna z propozycji rozbrojenia tej bomby z opóźnionym zapłonem, jaką jest kondycja finansowa ZUS-u. Takich propozycji musi się jednak pojawić więcej. Rozwiązaniem tego problemu są emerytury pomostowe, których koszt musi przekładać się na koszty pracy. W przeciwnym wypadku będziemy świadomie tworzyć ułomny rachunek kosztów w gospodarce.

Można by na przykład przenosić starszych górników na powierzchnię, zamiast posyłać stosunkowo młodych ludzi na emeryturę.
– Tak, ale na zasadach dobrowolności.

Po wydarzeniach w „Halembie” trudno nie zapytać o bezpieczeństwo…
– W Wyższym Urzędzie Górniczym, który nadzoruje polskie kopalnie, zawsze obowiązywała zasada, iż na ołtarzu bezpieczeństwa trzeba złożyć ekonomię i gospodarkę złożem. Ewolucja przepisów górniczych oraz postęp techniczny w ostatnich 15 latach znacząco poprawił stan bezpieczeństwa polskich kopalń. Pamiętajmy, że we wspominanych z nostalgią latach 50. ginęło ok. 600 górników rocznie, a w roku 1970 liczba wypadków śmiertelnych przekroczyła 100. W 2004 roku, najlepszym pod względem bezpieczeństwa, liczba ta spadła do 10 osób. Danych tych nie podaję dla uspokojenia opinii publicznej, bo przecież dla nas, ludzi górnictwa, każda śmierć jest niewyobrażalną tragedią, ale po to, by obiektywnie przedstawić tendencję zmian w górnictwie. Oczywiście z tragedii w kopalni „Halemba” trzeba wyciągnąć wnioski. Pracuje nad tym komisja powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Szacunek dla poległych w kopalni górników powinien skłaniać obecne władze do większej wstrzemięźliwości w wydawaniu ocen. Wypowiedzi o niskiej wiarygodności śląskiego czy krakowskiego środowiska naukowego odbieram jako przejaw niekompetencji ich autorów. Trauma polskiego górnictwa po wydarzeniach w „Halembie” nie może i nie powinna być wykorzystana do politycznych przepychanek. Wnioski z tej tragedii muszą służyć jeszcze większej trosce o bezpieczeństwo w polskich kopalniach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.