Wybierz Polskę

rozmowa z prof. Andrzejem Nowakiem

|

GN 46/2006

publikacja 08.11.2006 13:36

O sensie bycia Polakiem, o wierszach religijnych młodego Dzierżyńskiego, o współczesnym patriotyzmie z prof. Andrzejem Nowakiem rozmawia Bogdan Gancarz.

Wybierz Polskę Grzegorz Kozakiewicz

Prof. Andrzej Nowak - Historyk, publicysta, znawca dziejów Rosji i stosunków polsko-rosyjskich, biograf Jana Pawła II. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Wyższej Szkoły Biznesu – National Louis University w Nowym Sączu oraz Instytutu Historii PAN w Warszawie. Jest również redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „ARCANA” oraz stałym współpracownikiem „Rzeczypospolitej”, a także tygodników „Europa” i „Wprost”

Bogdan Gancarz: Jaki jest sens bycia Polakiem dzisiaj?

Prof. Andrzej Nowak: – Doświadczeniem streszczającym sens bycia Polakiem jest wartość życia w wolności. Z jednej strony stanowi ją wolność pozytywna – swoboda współtworzenia sfery publicznej własnym udziałem, z drugiej wolność negatywna – wolność od obcego ucisku, niepodległość po prostu. Nasi przodkowie, budując w I Rzeczypospolitej wielką strukturę obywatelskiej wolności, uczynili ją atrakcyjnym modelem dla sąsiadów. Nie tylko dla elit Wielkiego Księstwa Litewskiego i mieszczan Prus. Świeżo po unii lubelskiej próbowali „wyeksportować” swój wolny ustrój dalej na Wschód, do Moskwy. Warto o tym pamiętać: Polacy na Kremlu na początku XVII w. to nie był epizod w naszych dziejach militarnych, bo Polacy Kremla nie zdobyli! Zostali tam wpuszczeni przez elity moskiewskie, które uznały, że być może ten model polskich wolności, który sprawdza się na Litwie, da się zaadaptować do Rosji. Tamten eksperyment się nie powiódł. Sam jednak fakt, że w ogóle taka możliwość była poważnie rozważana (przez stronę rosyjską), świadczy o atrakcyjności modelu polskiej wolności, do którego nawiązywaliśmy wielokrotnie, ostatnio w czasach „Solidarności” 1980 r. Musimy na nowo uwierzyć w atrakcyjność naszej wolności.

Co by Pan powiedział młodym polskim emigrantom: dlaczego warto kochać swój kraj, dlaczego warto tu wrócić?
– Mimo wszystkich swoich wad, ów dom, który jest tu, w kraju, pozostaje naszym domem rodzinnym. Przenosimy się w poszukiwaniu pracy do Irlandii, do Niemiec, ale nie jesteśmy tam u siebie. Szansa na przyciągnięcie na powrót do polskości sprowadza się do dwóch elementów. Po pierwsze trzeba nasz dom uporządkować, trzeba go wysprzątać, uczynić jak najbardziej funkcjonalnym, jak najwygodniejszym. Z drugiej strony jednak trzeba pokazywać, jak ten dom, to mieszkanie Polaków, ma bogatą historię, jak wspaniała kultura kryje się w jego wnętrzu. Trzeba przypominać, ile wysiłku włożono w to, żeby ten dom ojczysty trwał, żeby ostał się wszystkim burzom.

Tradycje „wspaniałej polskiej niezgody na niewolę”, jak to ujął w swoim najsłynniejszym przemówieniu Ronald Reagan, łatwiej można nawet przypominać na zewnątrz właśnie teraz, po wejściu do Unii Europejskiej. Kiedy w krajach Unii jest coraz więcej Polaków, kiedy coraz trudniej mylić „Poland” z „Holland”, a Polska przestaje być dla mieszkańców Europy Zachodniej abstrakcją. Emigranci łatwiej teraz będą mogli poznać wyjątkową wartość swojego ojczystego domu – bo miejsce ich osiedlenia nie stanie się dla nich, przynajmniej w pierwszym pokoleniu, takim domem. Wyjeżdżający za granicę w poszukiwaniu lepszej pracy polscy absolwenci nie staną się Europejczykami – bo takiej silnej tożsamości, która unieważniałaby tradycje narodowe, nie ma. Nie będą jednak mogli stać się także od razu Anglikami, Francuzami, Niemcami. Jeśli wyjeżdżając stąd, nie znali wartości bycia Polakiem, będą musieli się przyzwyczaić do tego, że Polakami w oczach swoich nowych gospodarzy pozostają. I będą mogli to polubić, albo znienawidzić. Trudno jednak się żyje z samonienawiścią.

Kultura masowa miała swój udział w podmywaniu tradycyjnego wzorca patriotyzmu. Polską husarię w najbliższym czasie będziemy mogli zobaczyć w wielkim filmowym rosyjskim fresku historycznym o wygnaniu Polaków z Kremla, nie widać zaś polskiego filmu, który pokazałby tę husarię choćby w zwycięskiej bitwie pod Kircholmem.
– Zaniedbania w tym względzie są w okresie pierwszego piętnastolecia III RP szczególnie dotkliwe. Mam wrażenie, że świadomie zaniechano promowania za granicą wizerunku Polski jako kraju atrakcyjnego przez swoja historyczną i kulturową tożsamość. Jeżeli promowano wizerunek Polski za granicą, to tylko w taki sposób, że Polska swojej tożsamości się wyrzeka, rezygnuje z tego, co w niej oryginalne, i próbuje upodobnić się do obecnie przeważających wzorców zachodnich. To fatalna metoda.

Prowadzić ona bowiem może wyłącznie do utrwalenia wizerunku Polski jako „papugi narodów” (a raczej papugi pewnego modelu „postępu”, który właśnie przeżywa kryzys), Polski zawsze wtórnej, drugorzędnej, a zatem nigdy dla nikogo nieatrakcyjnej. O tym, że polskość może być atrakcyjna także dla innych, musiały nas dopiero przekonywać dzieła obcych autorów, jak choćby Normana Daviesa. Elementem skutecznej polityki historycznej, tworzenia atrakcyjnego wizerunku polskości na arenie zewnętrznej, musi być nie tylko pokazywanie tego, co w nim najbardziej oryginalne, ale także wiązanie tego, co specyficznie polskie z szerszym kontekstem międzynarodowym. Pokazywanie polskości w izolacji nie jest dobre. Trzeba odsłaniać te momenty, w których szczególnie wyraźnie odsłania się ważna rola Polski, zarówno w historii, jak i współcześnie, w procesach i zjawiskach, które wpływają na losy całego świata, albo jego bardzo ważnych, kluczowych fragmentów.

Jak to przekuć w konkret?
– Pokazujmy Polskę w okresie II wojny światowej. Przypominajmy, że opór przeciwko Hitlerowi zaczął się od polskiej decyzji – od obrony Westerplatte, obrony Warszawy. Pokazujmy te historyczne bitwy, w których Polacy tworzyli istotną część większej całości. Bitwa pod Monte Cassino mogłaby tu być doskonałym przykładem, gdyż Polacy zwieńczyli w niej wysiłek bojowy Hindusów, Anglików, Nowozelandczków, Francuzów, Amerykanów – dlaczego nie ma wielkiego polskiego filmu (w międzynarodowej obsadzie) o tej bitwie? Pokażmy wielowiekową rywalizację Rzeczypospolitej z Rosją i z Habsburgami o oblicze polityczne i cywilizacyjne Europy Wschodniej. Pokażmy odsiecz wiedeńską z roku 1683 – moment, w którym polski wysiłek zbrojny rozstrzyga o losach centrum Europy, zagrożonego przez ekspansywne imperium islamu. To nie są tematy przebrzmiałe czy nieatrakcyjne we współczesnej Europie. Trzeba je tylko chcieć pokazać.

Miłości do Ojczyzny najłatwiej chyba uczyć przez pokazywanie odpowiednich wzorców osobowych. Nasuwają mi się dwa nazwiska: Józef Czapski i Karol Wojtyła.
– W życiu Papieża jest niewyczerpane bogactwo wątków patriotycznych: od domu rodzinnego aż do śmierci. Mało kto uświadamia sobie na przykład, że ostatnie słowa Jana Pawła II skierowane na piśmie do Polaków to datowany w przeddzień jego śmierci list na 350. rocznicę obrony klasztoru jasnogórskiego – list, który jest dramatycznym apelem o podtrzymanie ducha naszej wspólnoty, opartej na tradycji wiary, obyczaju i wierności spuściźnie Rzeczypospolitej. Czapski jest natomiast znakomitym przykładem kogoś, kto świadomie wybiera polskość jako dorosły człowiek. Wychowany w kosmopolitycznym środowisku rodzinnym, mówi na co dzień po francusku i rosyjsku. Wybiera ostatecznie polskość, po zrozumieniu wyjątkowości polskiego doświadczenia historycznego. Tradycje polskich walk o niepodległość określa potem pięknie jako „łańcuch niewidzialny”, który „nas wszystkich trzyma”. Warto pokazywać polskość jako wybór, świadomy, dobry wybór! Ukazujmy konsekwencje owego wyboru – i konsekwencje jego odrzucenia. Doskonałym przykładem mogą być losy niemal sąsiadów: Józefa Piłsudskiego i Feliksa Dzierżyńskiego. Wywodzili się z tych samych szlacheckich środowisk dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdzie tradycja Polski historycznej była bardzo żywa i silna. Ze środowisk katolickich. Mało kto wie, że zanim siostra Faustyna zaczęła szerzyć kult Bożego Miłosierdzia, płomienne wiersze religijne o Bożym Miłosierdziu pisał w swoim majątku w Mińszczyźnie młodziutki Feliks Dzierżyński. Potem ruch rewolucyjny zagarnia jednego i drugiego. Dzierżyński wybiera kierunek, który prowadzi do straszliwego nieszczęścia – nie tylko dla ludzi, dla których stał się katem, ale także dla niego samego. To był człowiek wykolejony przez swój wybór przeciwko własnej wspólnocie historycznej, w imię komunistycznej utopii. Polska była konkretem, który wydawał mu się za ciasny, za mało uniwersalny, za mało porywający... Czy nie może to być zresztą ostrzeżeniem przy dokonywaniu (przede wszystkim przez ludzi młodych) wyborów współczesnych? Piłsudski trzymał się tymczasem dziedzictwa, które przekazała mu matka, dziedzictwa, które symbolizowały krzyże na grobach powstańców...

Jak uczyć młodych miłości Ojczyzny? Czy mają to czynić tylko rodzina, szkoła, media?
– Rodzina jest nie do zastąpienia, lecz współczesnej zabieganej, często zdezorientowanej rodzinie trzeba pomóc. Rola szkoły w ostatnich kilkunastu latach jest tu dalece niesatysfakcjonująca. Mówię to także na podstawie własnych doświadczeń, jako ojca dwójki dzieci w wieku szkolnym. Moja córka przygotowuje się właśnie w gimnazjum do olimpiady polonistycznej. Tematem jest – oczywiście – wyszydzanie polskich wad narodowych. Temat okazuje się dla uczniów wcale nieatrakcyjny, jest wręcz nudny. Narzekania Reja i Krasickiego na współziomków niezbyt przemawiają do wyobraźni współczesnego młodego człowieka... Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że nie byłby też atrakcyjny powrót do akademii „ku czci”, wyśmiewanych przez Gombrowicza. Najbardziej pomocne w ożywianiu kontaktu z polską tradycją, poczucia więzi z owym „łańcuchem niewidzialnym” wspaniałych pokoleń Polaków, mogłyby chyba być lekcje (czy filmy) przedstawiające właśnie sytuacje wyboru. Warto pokazywać naszych przodków, tych sprzed wieków i tych z roku 1980 czy 1981, jako ludzi, którzy stawali wobec dramatycznych wyborów i tych wyborów dokonywali. Jedni złych, drudzy dobrych. I że ich wybory miały konsekwencje. Tak jak będą je miały wybory dzisiejszych młodych Polaków. Tutaj otwiera się pole do popisu dla tzw. historii alternatywnej, bo wyobraźnię (także moralną) ożywia najlepiej pokazywanie tego, że mogło być inaczej. Że np. Polska mogła pójść z Hitlerem w 1939 – a nie przeciw niemu; że chłop polski mógł się w roku 1920 przyłączyć do nawałnicy bolszewickiej, głoszącej „wyzwolenie” klasowe. W ten sposób lepiej możemy zobaczyć, że polskość (jako niezgoda na niewolę) ma swoją wysoką cenę. I że jest wyborem, setki razy już w historii dokonywanym. Dobrym wyborem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.