Nie wychylaj się!

Marcin Jakimowicz

Niby jesteśmy solą ziemi, ale bez przesady… Nie zapalisz innych, jeśli sam nie płoniesz.

Nie wychylaj się!

Pamiętam tę foliową naklejkę z okien pociągów. Biała, pomarszczona przez rozpalone słońcem szyby, z nieodłączną wypisaną w kilku językach dewizą: „Nie wychylać się. Ne pas se pencher au dehors. Nicht hinauslehnen. Nie wysowywatsia”.

Mam wrażenie, że zbyt wiele osób przyjmuje te hasło jako duchową zasadę. Byle tylko wtopić się tłum, zerkać na lewo i prawo i równać szereg, stosując komputerowy skrót „kopiuj-wklej”. ​Ksiądz Jan Kaczkowski nazywał tę postawę „kucanym katolicyzmem”. „Skoro w najważniejszym dla was, katolików, momencie, podczas przeistoczenia, kiedy Bóg zstępuje na ziemię, ludzie nie są w stanie nawet uklęknąć, to czemu się dziwić, że ci sami
katolicy po wyjściu z kościoła nienawidzą się i kradną?” – pytał.

Niby jesteśmy solą ziemi, ale bez przesady…

Tymczasem każdy krok wiary wymaga ryzyka. Jezus nie rozmnożył pożywienia rzucając do apostołów: „Panowie, zajmijcie się dystrybucją”. Wyszli do głodnego tłumu z kawałeczkiem ryby i chlebka, a to groziło śmiercią lub trwałym kalectwem.

„Upadek religii nie wyniknął stąd, że została odrzucona, lecz stąd, że stała się nieistotna, zwietrzała, przygniatająca, mdła. Kiedy wiarę całkowicie zastępuje system wierzeń, miejsce czci zajmuje doktryna, a miejsce miłości - zwyczaj podszyty rutyną; kiedy olśnieni blaskami przeszłości ignorujemy dzisiejszy kryzys; gdy wiara staje się raczej dziedzictwem niż żywym źródłem; gdy religia przemawia bardziej w imię autorytetu niż głosem współczucia - jej przesłanie traci znaczenie” – diagnozował Abraham Joshua Heschel („Bóg szukający człowieka”).

„Od zaś dni Jana aż do teraz królestwo niebios gwałtowi ulega i ludzie gwałtowni porywają je” – czytam w dosłownym przekładzie Ewangelii.