Nadzieja nie jest utopią

rozmowa z bratem Aloisem z Taizé

|

GN 33/2006

publikacja 09.08.2006 17:31

O trudnych odejściach, podzielonej jedności i kanonizacji brata Rogera z bratem Aloisem z Taizé rozmawia Jacek Dziedzina

Nadzieja nie jest utopią Od roku miejsce brata Rogera w czasie modlitwy w kościele pojednania w Taizé zajmuje brat Alois. PAP/EPA/THIERRY CHESNOT

Jacek Dziedzina: „Śmierć brata Rogera naprawdę wiele nas kosztuje. Pozostaje uczucie krzywdy i niesprawiedliwości, które może prowadzić nawet do utraty nadziei”. Tak mówił rok temu jeden z braci, w czasie modlitwy po zamordowaniu brata Rogera. Jak poradziliście sobie we wspólnocie z tym wszystkim?
Brat Alois: – To była i jest nadal sytuacja, w której nie możemy sami sobie pomóc. Naprawdę musimy oddać się w ręce Boga, aby On nam pomógł. Bardzo szybko po śmierci brata Rogera doświadczyliśmy, i ciągle doświadczamy, jak bardzo byliśmy i jesteśmy prowadzeni przez Boga. Ten trudny czas był także czasem łaski. Czuliśmy, że cały przekaz brata Rogera, cała jego spuścizna to nie słowa, to nie coś, co umarło wraz z nim, ale że jest to przekaz Ewangelii i że Duch Święty przez cały miniony rok pomagał nam kontynuować to dzieło. Bezpośrednio po śmierci brata Rogera doświadczyliśmy z braćmi, że jesteśmy bardzo ze sobą zjednoczeni. Zobaczyliśmy także, że młodzi ludzie nie przestają przyjeżdżać do Taizé, a nawet liczniej przyjeżdżają w tym roku. Pielgrzymka zaufania jest kontynuowana.

Czy łatwo jest przebaczyć w takiej sytuacji? Wprawdzie kobieta, która dopuściła się tego czynu, okazała się niezrównoważona psychicznie, jednak…
– Przebaczenie było jedynym sposobem, aby kontynuować dzieło, bo przebaczenie jest drogą Ewangelii. To jest to, czego chciał Chrystus i czego chciał brat Roger. On chciał przebaczenia i pojednania w życiu. Tę biedną kobietę, która jest chora, powierzyłem Bożemu miłosierdziu w czasie pogrzebu brata Rogera.

Brat Roger już w styczniu zeszłego roku zapowiedział, że w najbliższym czasie przekaże Bratu swoją posługę przeora wspólnoty. Przygotowywał Was na swoje odejście?
Musimy pamiętać, że był już w bardzo podeszłym wieku. Zaczął 90. rok życia. Z jednej strony chciał przygotować wszystko na wypadek swojej śmierci, ale z drugiej strony nigdy nie mówił nam, co zrobić w takiej sytuacji. Nigdy nie dał nam żadnych instrukcji. Jedynie poprosił mnie o kontynuację tej posługi, abym był sługą komunii we wspólnocie. I prawdą jest, że na początku ubiegłego roku powiedział, że chce w ciągu roku powierzyć mi kontynuację tej posługi. Wspomniał coś o sierpniu. Ale myśleliśmy, że to niemożliwe, bo wtedy jest tutaj bardzo dużo ludzi, jest też spotkanie młodych z Papieżem w Kolonii. Ale tak się właśnie stało. Zginął w sierpniu…

Co się zmieniło w Taizé od ubiegłego roku? Jaka jest wspólnota z bratem Aloisem na czele?
– Odczuwamy pewien rodzaj paradoksu. Wraz ze śmiercią brata Rogera wszystko tu się zmieniło, bo to on wszystko zaczął, on miał tyle energii, tyle pomysłów, on miał wizję wspólnoty. Ale jednocześnie nic się nie zmieniło. Nasze życie nadal idzie drogą, którą pokazał nam brat Roger. A ta droga to przede wszystkim staranie, by żyć pojednaniem, w pokoju i byciu prostym znakiem Ewangelii dla wszystkich młodych ludzi, którzy tu przybywają.



Taizé kojarzy się przede wszystkim z jednością chrześcijan. Jak Brat rozumie ekumenizm?
– To otwartość serca. To świadomość, że Chrystus przyszedł na ziemię do każdej istoty ludzkiej. Ekumenizm nie jest tylko i przede wszystkim teologiczną dysputą o historycznych podziałach wśród chrześcijan. To przede wszystkim wiara, że Chrystus przyszedł do każdego człowieka i że Bóg jest złączony z każdym człowiekiem. Jak zatem możemy uczynić tę prawdę widzialną? Nie możemy uczynić tego, pozostając jako chrześcijanie podzieleni. Jak możemy mówić, że Bóg jest miłością i tracić jednocześnie tyle energii, aby usprawiedliwiać nasze podziały? Nie chodzi tylko o historyczne podziały wśród wyznań chrześcijańskich, ale także o nowe podziały, które ciągle się pojawiają. Musimy poświęcić wiele troski, aby je zwalczyć.

Czy możliwe jest zaangażowanie braci z Taizé w dyskusje teologiczne, opracowywanie wspólnych deklaracji chrześcijan? Czy raczej chcecie ograniczyć się do wspólnej modlitwy i spotkań ludzi różnych wyznań?
– Nie umniejszałbym wkładu, który chcemy wnieść w jedność chrześcijan. Teologiczna dyskusja między ekspertami nie wystarczy. Są bardzo dobre teksty o próbie wspólnego wyrażenia naszej wiary. Są dobre i ważne dokumenty, deklaracje. Ale zapomina się często o tym, że chrześcijanie mają potrzebę wspólnego gromadzenia się i życia, i wyrażania już teraz komunii, która jest między nami i którą możemy już teraz wyrazić. Nie powinniśmy czekać z tym, aż dokumenty stwierdzą ostatecznie, że jesteśmy jednością. Dlatego też staramy się robić teraz wszystko, co możliwe, dla jedności.

Brat Roger, chociaż był protestantem, przyjmował Komunię św. w czasie katolickiej Mszy św. Podobno chciał też przejść na katolicyzm? Czy to nie naruszyłoby w jakimś stopniu ekumenicznego charakteru Taizé?
– Brat Roger, odkąd poznał osobiście papieża Jana XXIII, czuł, że nie możemy dłużej jako chrześcijanie zwlekać z pojednaniem. Musimy niejako uprzedzić pojednanie wśród wierzących. Dla niego oznaczało to dwie rzeczy. Po pierwsze, odniesienie się do posługi jedności wewnątrz Kościoła, którą pełni papież, a po drugie – podzielanie rozumienia Eucharystii w sposób, w jaki Kościół katolicki zawsze to czynił. I dlatego brat Roger w Bazylice św. Piotra w Rzymie, podczas Europejskiego Spotkania Młodych, na wspólnej modlitwie z Janem Pawłem II, mógł powiedzieć to zdanie: „Pogodziłem moje protestanckie pochodzenie z tajemnicą wiary Kościoła katolickiego, nie zrywając z kimkolwiek”. W tym stwierdzeniu brat Roger wyraził całe swoje poświęcenie się na rzecz jedności chrześcijan. To było bardzo ważne dla niego: nie zrywać ze swoją rodziną, ze swoimi korzeniami, gdzie otrzymał chrzest i wiarę. Dla niego pojednanie nie oznaczało zerwania z przeszłością, ale otwarcie się na coś większego. Kardynał Wojtyła czuł to bardzo wyraźnie, bo już w Krakowie udzielił bratu Rogerowi Komunii św. Potem brat Roger przyjmował Komunię przez 25 lat podczas swoich pobytów w Rzymie.

Niektórzy uważają, że brat Roger powinien być kanonizowany. Co myślicie o tym w Taizé?
– W Wyznaniu Wiary mówimy, że wierzymy we wspólnotę świętych. Ja i bracia w Taizé wierzymy, że brat Roger jest częścią tej komunii świętych, która jednoczy żywych i umarłych. Ta komunia jest tajemnicą, którą zna tylko Bóg. My nie wiemy o tym zbyt wiele.

Czego szukają młodzi przyjeżdżający do Taizé?
Wszyscy młodzi ludzie szukają osobistej drogi wiary. Jest tu czas na ciszę, czas na osobistą lekturę Biblii, czas na rozmowę z innymi. Jednocześnie odkrywają uniwersalność Kościoła. I że nie da się wierzyć samemu, w pojedynkę. I myślę, że te dwa doświadczenia dodają odwagi, by powrócić do domu, do swojego lokalnego Kościoła, parafii i zaangażować się tam. My nie chcemy tworzyć jakiegoś ruchu Taizé, jakiejś organizacji. Taizé to tylko wioska i nasza wspólnota, i młodzi potrzebują wspólnoty, aby wierzyć. Ale to musi być lokalna wspólnota, parafia.

Modlitwa o pokój zajmuje centralne miejsce w życiu Waszej wspólnoty. Jaka jest wytrzymałość nadziei, kiedy słyszycie o kolejnych wojnach na świecie?

To jest bardzo trudne. Czasami czujemy, że tak naprawdę niewiele możemy zrobić, i to jest straszne. Próbujemy utrzymać kontakt z ludźmi, których znamy, będących po różnych stronach konfliktu, także na Bliskim Wschodzie. Był u nas tydzień temu rabin z Jerozolimy. Dziś rano dostałem wiadomość od młodego mężczyzny z Libanu. List robi wrażenie: „pokój serca był tak istotny dla brata Rogera, i ja wierzę, że to nie jest utopia, nawet jeśli pogłębia się teraz wzajemna nienawiść”. Zatem musimy nadal wierzyć w pokój. Nasza nadzieja bowiem nie ma źródła w przypuszczeniu, że „może będzie lepiej”. Nasza nadzieja pochodzi od Chrystusa, który jest naszym pokojem i który pokonał śmierć.

Kolejne Europejskie Spotkanie Młodych, pod koniec roku, odbędzie się w stolicy Chorwacji, Zagrzebiu. Skąd taki wybór?
– Oni od dawna prosili nas, aby tam przyjechać. Po upadku komunizmu chcieliśmy tam zorganizować ESM, ale wtedy była tam wojna. Po wojnie też było to niemożliwe tak od razu. I ciągle echa wojny są obecne i ranią. To było piękne, że w Taizé, nawet w czasie wojny w byłej Jugosławii, Serbowie i Chorwaci spotykali się razem, chociaż było to dla nich ogromnie trudne. Ale oni starali się słuchać siebie nawzajem i stopniowo odkrywali, że druga strona konfliktu także cierpi. Teraz sytuacja jest bardziej pokojowa, więc możemy tam pojechać i odkrywać szczodrość serca Chorwatów, a także fakt, że w Chorwacji wielu ludzi jest ciągle głęboko zakorzenionych w wierze. Chcemy, aby Chorwaci podzielili się tymi darami z Europą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.