Idźcie w tym świetle

rozmowa z księdzem profesorem Jerzym Szymikiem

|

GN 25/2006

publikacja 14.06.2006 13:57

O milczeniu Papieża i jego teologii, która porządkuje życie, z księdzem profesorem Jerzym Szymikiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

Idźcie w tym świetle Henryk Przondziono

KS. JERZY SZYMIK - urodzony w Pszowie na Górnym Śląsku, profesor nauk teologicznych, poeta, wykładowca teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Śląskim i KUL-u. Od 2004 r. jest członkiem watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Przygotowuje książkę na temat teologii Benedykta XVI.

Ks. Tomasz Jaklewicz: Co Księdza, jako teologa i jako duszpasterza, uderzyło w papieskich przemówieniach podczas pielgrzymki do Polski?
Ks. Jerzy Szymik: – Niezwykle poruszył mnie fakt, że w przemówieniu w Birkenau nie pojawiło się na papieskich wargach Najświętsze Imię: Jezus Chrystus. To było niezwykle przejmujące, bo duchowość Papieża i jego nauczanie są na wskroś chrystocentryczne. Cała teologia Ratzingera/Benedykta jest właśnie taka, i we wszystkich pozostałych przemówieniach w Polsce nie było dlań ważniejszego tematu niż Pan Jezus (jest skałą, jest fundamentem pod dom życia, nigdy nie zawiedzie, wiara ma mieć kształt miłości do Chrystusa, trwanie w wierze jest przylgnięciem do Jezusa itd. itp.). Benedykt XVI po to przecież przyjechał i po to jest papieżem, żeby głosić Chrystusa. Zwracano uwagę na rolę milczenia w tym miejscu, ale dla mnie najbardziej przejmujące było milczenie o Chrystusie.

Jak rozumieć to milczenie?
– Głęboko: głoszenie Chrystusa nie zawsze musi być mówieniem o Chrystusie. Miłość Jezusa i Jego braci może przybrać formę milczenia o Nim… Czysta miłość, bez egotycznych domieszek jest też zawsze mądra i umie się godzić na ogołocenie, uniżenie, na empatię, która rezygnuje ze swego. „Ogołocił samego siebie, uniżył” – mówi o Wcielonym Bogu List do Filipian (2,7–8). Aż tak daleko, aż w milczenie… Pisał Ratzinger już w 1976 roku: „Prawdziwa miłość jest wydarzeniem śmierci, ustąpieniem przed drugim i na rzecz drugiego”. Myślę, że było dla Papieża rzeczą oczywistą, że w tym miejscu i w tej chwili imię Jezusa mogłoby pogłębić ranę podziału. Największa jest miłość, również prawda jest miłości podległa. Być wiernym Jezusowi, znaczy kochać. Więc cała mądrość i siła papieskiego przesłania w Birkenau została wywiedziona z Księgi Daniela i z Psalmów, w których jest przejmujące wołanie cierpiącego do milczącego Boga. I była w tym milczeniu Papieża więcej niż delikatność…

Pokora?
– Owszem, ona też. Ale i jasny znak dla nas, dla mnie. Głosić Chrystusa nie znaczy używać Go jako taranu. Nim się nie wybija innym zębów. Chrystus jest mądrością miłości.

A pozostałe przemówienia?
– Całość papieskiego przesłania doskonale skomponowana. Benedykt jest pianistą, więc wszystkie klawisze brały udział w koncercie. I te bardziej z lewa, i te bardziej z prawa, i te centralne.

Co oznaczają klawisze z lewa, z prawa i ze środka?
– Klawisze z lewa to, na przykład, słowa, które nawoływały duchowieństwo do skromnego życia, gorący apel o otwarte drzwi Kościoła dla grzeszników, silne akcenty ekumeniczne itd. „Wyborcza” miała o czym z sympatią pisać (tytuły z jej pierwszych stron: „Nie wyrzucajcie grzeszników z Kościoła”, „Wiara to miłość”). Klawisze z prawa, czyli te momenty, kiedy Papież ostro krytykował odchodzenie od Tradycji Kościoła, usuwanie z Ewangelii prawd niewygodnych dla współczesnego człowieka, relatywizm w sprawach wiary i moralności (Warszawa). Akcent centrowy to – na przykład – opis fenomenu wiary. Wiara ma element przedmiotowy i podmiotowy. Ważne jest to, w co się wierzy, ale też wiara musi być osobistym aktem zaufania Bogu (Kraków). Dodam, że bardzo odpowiada mi osobowość Papieża, „rasowego” profesora. Skromność, żadnych efektów specjalnych, siła słowa, zaufanie prawdzie...

Pokutuje stereotyp, że naukowiec mówi mądrze i niezrozumiale, tymczasem Papież mówił prosto i głęboko. Jak to możliwe?
– Ten stereotyp wypracowała druga liga profesorów, kierująca się zasadą „im mniej zrozumiale, tym mądrzej”. Kiedy mówią najwięksi, jest to zrozumiałe, nośne, zachwycające i w czytelny sposób odsłania wielką mądrość. Ratzingera otaczał nimb zrozumiałego i popularnego profesora już od lat 60. Wykładał na kilku niemieckich uniwersytetach, wielokrotnie głosił rekolekcje. On jest też bardzo niemiecki w tym wszystkim.

Co to znaczy „niemiecki”?
– Niemieckość wyraża się tu w skłonności do dogłębnego analizowania problemu. To także spokój zdania, ład frazy i mniejsza manifestacja emocji na zewnątrz niż na przykład u Słowian czy Latynosów.

Napisał Ksiądz kiedyś: „Im bardziej przybywa mi lat, tym mi do Ratzingera bliżej; do punktu, z którego sędziwy Kardynał myśli i ocenia”.
– Napisałem to wtedy, kiedy Ratzingera atakowano za deklarację „Dominus Iesus” – nieraz, moim zdaniem, niedojrzale, nie sięgając szerokości i głębi jego wizji. Tak uważam: trzeba dojrzałości (niekoniecznie związanej z wiekiem), żeby docenić to, co w jego dziele najcenniejsze. Często interpretują jego myśl ludzie, którzy nie mają do tego odpowiednich narzędzi.

A co jest najcenniejsze w jego teologii?
– Dla mnie osobiście, dla mojej przygody z Bogiem, najbardziej fascynujący jest sposób, w jaki Ratzinger/Benedykt był/jest duchowym przewodnikiem… Jego oryginalny wariant bycia augustynikiem.

Co znaczy być augustynikiem?
– Ratzinger kształcił się na św. Augustynie, napisał z niego doktorat. W jednym z wywiadów dziennikarz pyta: „Kiedy Ksiądz Kardynał zaczął wykładać, to tłumy ściągały na te wykłady, dlaczego?”. Odpowiedź Ratzingera: „Podobnie jak św. Augustyn, starałem się możliwie wiele materiału akademickiego powiązać z teraźniejszością i naszymi własnymi zmaganiami”. Najciekawszym dla mnie rysem augustyńskiego stylu w teologii jest nieustanne transponowanie najgłębszych treści w konkret życia. Mówiąc prosto: to jest teologia, z której da się żyć. Mnie osobiście tylko to interesuje w teologii i to właśnie znajduję u Ratzingera. Nie ma w tej teologii jakichś nieżyciowych konstrukcji, czystej teorii, sztuki dla sztuki, jałowych rozważań. Dla mnie czytanie Ratzingera jest od lat porywającą przygodą, wejściem w świat moich pytań, uczeniem się sztuki życia od mędrca.

Wydano po polsku około trzydziestu książek obecnego Papieża. Co by Ksiądz polecił jako lekturę dla początkujących?
– Radziłbym dwie rozmowy-rzeki: „Sól ziemi” i „Bóg i świat”. Peter Seewald, agnostyk, przepytuje tu Ratzingera. Czyni to błyskotliwie, wnikliwie i mądrze. Dobrze się czyta. Kardynał ląduje na każdej stronicy w jakiejś treści, która się przyda w życiu. Cały czas w ten sposób. Teologia jest u niego zawsze „na usługach wiary, bliska życiu” (to zwroty Nossola, im bardzo blisko do siebie), da się na niej „wypasać duszę” (dusz-pasterstwo!) Oczywiście, teologia jest nauką, ale musi mieć ów duszpasterski cel. Chodzi o taką posługę myślenia, która pomaga żyć „ku-Bogu”. W osobie Papieża znalazłem mistrza takiej teologii.

Czy można wyróżnić jakąś myśl przewodnią?
– Prymat Boga. Kiedy wspomniany Seewald pyta, jakie zdanie w Credo uważa Ratzinger za najważniejsze, odpowiedź brzmi: „Bóg jest Stwórcą świata”. To jest absolutny fundament, wszystko inne jest konsekwencją tej prawdy. Bóg, który stworzył świat jest jednocześnie tym samym Bogiem, który się wykrwawił dla nas na Golgocie. Ważną ideą jest też dla niego obrona rozumności rzeczywistości oraz fakt, że objawienie chrześcijańskie daje wgląd w całość: chrześcijaństwo „jest czymś więcej niż etosem pewnej grupy, a mianowicie odpowiedzialnością za człowieka w ogóle; taka jest bowiem konsekwencja, że jego Odkupicielem jest właśnie Stwórca”, pisze. Prymat Boga jest dla niego także naczelną zasadą duchowości chrześcijańskiej: Bóg jest w centrum, nigdy moje ego. Podstawowa idea duchowości streszcza się w zdaniu św. Pawła: „już nie żyję ja, ale żyje we mnie Chrystus”. Trzeba w swoim sercu dokonać kopernikańskiego przewrotu, który polega na zamianie podmiotu: wyjęcie siebie i wprowadzenie w to miejsce Chrystusa. I nic się przez to nie traci. W różnych dziedzinach życia ta zasada przybiera różne formy. Konsekwencją tej zasady w teologii jest to, że teolog nie uważa siebie za ostateczną normę, ale że myśli on z wnętrza Kościoła, że godzi się na ten pokorny ruch rezygnowania z siebie jako centrum.

Czy jest coś takiego, co bardzo osobiście porusza Księdza?
– Przenikliwość rozumienia tajemnicy życia z perspektywy ewangelicznej mądrości. Przykład. Kardynał analizuje przypowieść o synu marnotrawnym. Pyta, dlaczego starszy syn jest naburmuszony, dlaczego nie umie cieszyć się powrotem młodszego brata. Odpowiada: bo ma za złe losowi, a także ojcu, że nie zakosztował tamtego życia „w dalekich stronach”, które – jak sądzi – jest ciekawe; że go to minęło. Ów syn nie jest przekonany, że być przy ojcu jest spełnieniem życia, szczęściem. Że tamten miał fajnie, a on musiał być przy ojcu. Chodzi o zazdrość ze smutku: szkoda że nie grzeszyłem…

Jan Paweł II patrzył z optymizmem na Kościół. Benedykt XVI jeszcze jako kardynał mówił, że nie spodziewa się masowego Kościoła, ale raczej małej wspólnoty, która będzie solą i światłem. Jaki będzie kierunek tego pontyfikatu?
– Nie wiem, ale stoi za tym wszystkim Bóg, wierzę głęboko. To On daje takiego przewodnika. Całe dotychczasowe życie Benedykta XVI, jego doświadczenie, żmudna praca w bibliotekach, na uniwersytetach, w rzymskich kongregacjach, zostaje wyniesione, dane nam, światu. Bóg mówi: teraz idźcie w tym świetle. Daję wam tego człowieka, przez niego Was dzisiaj prowadzę, kocham.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.