Józef nie ma czasu na melancholię

rozmowa z ks. Georgiem Ratzingerem Na spotkanie z Benedyktem XVI

|

GN 22/2006

publikacja 26.05.2006 10:37

O zabawach w księdza, dorastaniu w cieniu Hitlera i braterskiej przyjaźni z ks. Georgiem Ratzingerem rozmawia Przemysław Kucharczak

Józef nie ma czasu na melancholię Henryk Przondziono

Ks. Georg Ratzinger: – Z daleka do mnie przyjechaliście?

Przemysław Kucharczak: Z Katowic.
– Aż z Katowic? Pieronie!

O! Skąd Ksiądz zna nasze słowo „pieronie”?
– Znam, bo w czasie wojny byłem w niemieckim wojsku we Włoszech. Miałem tam wielu kolegów z Górnego Śląska. No to jakie macie do mnie pytania?

Czy trudno jest być bratem papieża? Księdza życie zmieniło się na lepsze czy gorsze?
– Wielu zmian już doświadczyłem. Nie za bardzo na przykład lubię, że przychodzą dziennikarze i wszystko chcą wiedzieć.

No tak, ale my przecież jesteśmy sympatyczni?
– Wy tak.

Jest Ksiądz o trzy lata starszy od Benedykta XVI. Czy brat szuka czasem u Księdza jakiegoś wsparcia w rozterkach, trudnościach?
– Oczywiście, czasem szuka u mnie jakiejś porady. Ale to, że jestem starszy, nie ma znaczenia. Sprawy, o które się radzi, dotyczą jakichś rzeczy praktycznych, spraw codziennego życia.

Na przykład?
– Nie przypominam sobie jakiejś konkretnej rozmowy. Rozmawiamy ze sobą telefonicznie.

Jest Ksiądz dyskretny... Interesuje nas też Wasze wspólne dorastanie. W co bawił się Ksiądz z przyszłym papieżem?
– Bawiliśmy się między innymi w chowanego, na przykład w zakamarkach naszego starego domu w Traunstein. Miejsce zamieszkania zmienialiśmy w dzieciństwie kilka razy, ale z domem w Traunstein byliśmy związani najdłużej. Należał on do naszych rodziców przez 19 lat. A i później co roku po Bożym Narodzeniu jeździliśmy tam na wycieczki. Teraz już tam nie jeździmy, bo Józef został papieżem, a ja nie mam już dość siły na takie podróże. Mam chore oczy, nie mogę ich długo mieć otwartych.

Byliście urwisami? Uprawia-liście zapasy albo biliście się w czasie zabaw?
– Może tylko parę razy. Dość szybko zauważyłem, że jestem dużo silniejszy od Józefa. I właśnie dlatego doszedłem do wniosku, że bicie się nie jest dla nas dobrą zabawą. Obaj nie mieliśmy zresztą żadnego talentu do zabaw sportowych. Choć w szkole graliśmy z kolegami w piłkę ręczną albo piłkę nożną. Zdarzało się nam pokłócić, jak w każdym rodzeństwie, ale byliśmy ze sobą ogromnie zżyci. Było nam z bratem i naszą starszą siostrą Marią wesoło, zawsze dobrze się ze sobą czuliśmy.

A Mszy nie próbowaliście już w dzieciństwie odprawiać?
– Oczywiście, że tak! Wujek zrobił nam nawet ołtarz z drewna. A krawcowa, która szyła sukienki naszej mamie i siostrze, uszyła mnie i bratu takie małe ornaty. Mieliśmy biały, czerwony i czarny... Te ornaty były w dodatku przeszywane złotymi nićmi. Mogłem mieć pomiędzy dziewięć a jedenaście lat. Józef miał wtedy sześć, osiem lat.

Który z Was głosił kazania?
– Obaj. Zmienialiśmy się. Ten drugi musiał siedzieć i słuchać.

Spowiadaliście się też nawzajem?
– Nie, aż tak to się w księży nie bawiliśmy.

Księdza życie jest związane z muzyką. Prowadził Ksiądz katedralny chór chłopięcy w Regensburgu, czyli najstarszy chór na świecie, istniejący od ponad tysiąca lat. Ale i Benedykt XVI gra na fortepianie. Czy w dzieciństwie muzykowaliście razem?
– Tak, graliśmy na fortepianie na cztery ręce.

Co lubi grać na fortepianie Ojciec Święty?
– Utwory takich kompozytorów jak Mozart, Haydn czy Schumann.

Naszego Chopina też?
– Utwory Fryderyka Chopina są bardzo trudne. Żeby je zagrać, trzeba mieć już bardzo dobrze opanowany fortepian. Dlatego Józef ich nie grał.

A Ksiądz?
– Tak, grałem Chopina.

W jakiej dziedzinie Księdza brat już za młodu był dobry?
– Zawsze miał świetną pamięć. I talent do nauki języków obcych, do łaciny, greki, a także do matematyki, geografii, historii. W ogóle do wszystkiego, co było potrzebne w szkole.

Ale podobno w dzieciństwie Ojciec Święty chciał zostać malarzem pokojowym?
– To był tylko taki epizod, jakich mnóstwo w życiu dziecka. Od 1929 do 1932 roku mieszkaliśmy w miasteczku Tittmoning, na samej granicy z Austrią. Kiedy Józef miał około czterech lat, odbywało się tam bierzmowanie. Udzielał go kardynał, który wysiadł z samochodu przed kościołem, cały we wspaniałej purpurze. Józef tę scenę widział. Oświadczył wtedy z przekonaniem: „Będę kardynałem”. Ale parę dni później mieliśmy malowanie. Do naszego mieszkania przyszedł malarz. Józef powiedział wtedy z takim samym przekonaniem: „Będę malarzem”.

Kiedy byliście dziećmi, Niemcy dotknęła choroba nazizmu. W jaki sposób dorastaliście w ogarniętym szaleństwem kraju?
– Naziści byli wrogami Kościoła. Odczuwaliśmy w związku z tym różne trudności. Musieliśmy należeć do Hitlerjugend. Były wtedy dwa rodzaje HJ: ochotniczy i obowiązkowy. Młodzież, która wstępowała do HJ ochotniczego, miała przywileje. Na przykład szkołę za darmo albo przynajmniej poważną zniżkę w szkolnych opłatach. My byliśmy tylko w HJ obowiązkowym. Nasi rodzice woleli płacić wysokie czesne, niż wysłać nas do ochotniczego Hitlerjugend. Mieliśmy jednak to szczęście, że w naszej szkole było bardzo dużo starych, dobrych nauczycieli, którzy nie byli nazistami. Byli tam jednak też młodzi nauczyciele, którzy nazistami byli. Ci młodzi nauczyciele źle traktowali uczniów, którzy nosili się z zamiarem zostania księżmi. A więc także i nas.

Kiedy odczytaliście Wasze powołanie kapłańskie?
– Wcześnie. Obaj mieliśmy w młodości takie wewnętrzne przeczucie, że nasze życiowe zadanie będzie związane z Kościołem. Towarzyszyło nam ono już od szkoły podstawowej. Ja osobiście zafascynowałem się liturgią, kiedy zostałem ministrantem.

Księdza brat jako kardynał odwiedził Polskę już siedem razy. Czy Ksiądz też zna Polskę?
– Tak, byłem dwa razy w Polsce razem z chórem. To był początek lat 90. Byliśmy między innymi we Wrocławiu, Opolu, na Górze Świętej Anny, w Częstochowie, Krakowie i Warszawie.

I jakie wrażenia?
Pamiętam zimno, bo trafiliśmy na mroźny luty. We Wrocławiu ukradli nam samochód, kiedy jedliśmy obiad. Dawaliśmy koncerty. Byłem w Polsce pod wrażeniem wspaniałej publiczności. Część naszych chórzystów nocowała u ludzi, w prywatnych mieszkaniach. Nasi gospodarze byli bardzo życzliwi, starali się, żebyśmy się dobrze czuli. Za drugim razem przyjechaliśmy do Polski na festiwal chórów z całego świata. Były chóry z Ameryki i Afryki, z Niemiec, z Austrii. Pamiętam prowadzony przez pana Stuligrosza świetny chór „Poznańskie Słowiki”.

Dotąd często się z bratem spotykaliście, spędzaliście u siebie nawzajem urlopy. Sami sobie wtedy przygotowywaliście obiady?
– Ha! Kiedyś próbowałem zrobić jajka sadzone. I jak Salomonowi pomieszczenie nagle wypełniło mi się dymem. Znacznie lepiej wychodzi mi jedzenie niż gotowanie. Józef też umie lepiej jeść niż gotować. Mieliśmy w życiu to szczęście, że zawsze mogliśmy po prostu siadać i jeść. Najpierw gotowała mama, potem były kuchnie w wojsku i w seminarium. Nie zawsze to jedzenie było smaczne, ale przynajmniej nie musieliśmy sami męczyć się z gotowaniem.

Co Księdzu i bratu najbardziej smakuje?
– Apfelstrudel. To takie zawijane ciasto z pokrojonymi jabłkami, rodzynkami i śmietaną. Jest słodkie. Robiła nam je nasza mama. Obaj z Józefem za nim przepadamy. Wymienię również Dampfnudeln, czyli duże kluski z sosem waniliowym. Ja lubię też knedle i pieczeń wieprzową, a Józef wołowinę. Kiedyś, gdy się spotykaliśmy, obiady robiła Maria, nasza siostra. Po jej śmierci chodziliśmy na obiady do restauracji.

Jednak Księdza brat już do Księdza domu, w którym teraz rozmawiamy, nie wejdzie... Nie żal tego Księdzu?
– Bardzo mi żal. Niestety, nie da się tego zmienić.

Ojcu Świętemu tego brakuje?
– On musi wypełnić swoje zadanie. Józef nie ma czasu na melancholię, bo jego zadanie wypełnia go całkowicie.

Jeszcze jako kardynał Księdza brat ostrzegał ludzkość: „Prawda zniknęła z dzisiejszego świata, ponieważ wydała się być zbyt wielka dla ludzi. A tymczasem wszystko upada, gdy nie ma prawdy”. Przez całe życie w obronie wiary szedł zupełnie pod prąd panującym na świecie tendencjom...

– To jest zadanie dla każdego księdza. I w ogóle dla każdego wierzącego. Zwłaszcza u nas, w Niemczech, gdzie katolicy są w mniejszości.

Czego Benedykt XVI może nauczyć Polaków?
– Za mało wiem na temat duchowych problemów Polaków. Nie mam wiedzy, więc nie mogę wam na to nic odpowiedzieć.

A czy Ojciec Święty zmieni swoich rodaków, Niemców? W sąsiedniej Francji, która też w dużej mierze odwróciła się od chrześcijaństwa, Jan Paweł II wołał: „Francjo, co uczyniłaś ze swoim chrztem?!”. I wkrótce nastąpił we Francji wysiew małych, ale żarliwych chrześcijańskich wspólnot, które wnoszą do Kościoła ożywczy powiew. Czy Benedykt XVI sieje dziś takie ziarno w swojej ojczyźnie?
– To jest bardzo pożądane. Jednak na ludzi działa wiele wpływów. Bodźców z całego świata i z różnych kierunków. Pokus, żeby wprowadzać do swojego życia to, co jest łatwiejsze. Wielu ludziom łatwiej jest czerpać wzorce z mody, nauki albo sportu niż z nauczania papieskiego. Jestem jednak przekonany, że w Niemczech już dzisiaj byłoby znacznie gorzej, gdyby nie było papieskiego nauczania. Wydaje mi się też, że więcej osób już teraz zauważa wartość wiary, że więcej osób o niej myśli. I że zawsze znajdą się ludzie, którzy są gotowi do przyjęcia poruszeń Ducha Świętego.

Dziękujemy.
– Ja też dziękuję za przyjacielską atmosferę naszej rozmowy. Wracajcie do domu szczęśliwie.

tłumaczyła Joanna Procek

Rozmowa odbyła się w Regensburgu w Bawarii

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.