„Katechon”, realiści i komuniści

Andrzej Nowak

|

GN 7/2023

Gdzie Rosja Putina szuka najbardziej pomocnych w jej wojnie sojuszników? Najkrótsza odpowiedź: wszędzie.

„Katechon”, realiści i komuniści

Trwająca za naszą wschodnią granicą wojna nakłada się na wojnę kulturową, która trawi naszą cywilizacyjną wspólnotę. Często słyszymy argument, że Rosja Putina jest ostatnim rycerzem tradycji, a nawet chrześcijaństwa. Dla bojowników o nową wspaniałą przyszłość – bez tradycji i bez chrześcijaństwa – ów argument jest częściej jeszcze wykorzystywanym cepem do okładania przeciwników. „Prawica” to automatycznie zwolennicy Putina, bombardowania ukraińskich miast, gwałcenia granic i kobiet przez żołdaków Moskwy. Niekiedy, niestety, mamy naprawdę do czynienia z taką „prawicą”, także w Polsce (choć u nas, szczęśliwie, stanowi ona zjawisko marginesowe).

„Katechon”, czyli ten, który powstrzymuje nadejście Antychrysta – przypisanie Putinowi tej tajemniczej roli, o której wspomina święty Paweł w 2 Liście do Tesaloniczan, warto poddać jednak prostemu testowi: gdzie Rosja Putina szuka najbardziej pomocnych w jej wojnie sojuszników? Najkrótsza odpowiedź: wszędzie. Na lewicy, prawicy, wśród liberałów, komunistów, konserwatystów, wśród przestraszonych i odważnych, muzułmanów i chrześcijan (wszelakich denominacji), wierzących żydów i ateistów, kobiet, macho i „osób niebinarnych”, bogatych i biednych. Bez żadnych logicznych ograniczeń. Jednych straszy, innych zachęca do odwagi. Jednych budzi, drugich usypia. Czy można w tym pozornym chaosie odkryć jakiś porządek? Na pewno nie konserwatywny.

Ale owszem, pojęcie porządku jest ważne w systemie argumentacji Putina. Nie w znaczeniu moralnym. W stosunku do elit polityczno-gospodarczych państw Zachodu jest to porządek geopolityczny, oparty na współpracy najsilniejszych mocarstw w opanowaniu sił chaosu, nieodpowiedzialnych „etnokracji” (takich np. jak Ukraina, Gruzja, Polska itp.). Porządek to po prostu „prawo” wielkich mocarstw do ich stref dominacji. Porządek powinien polegać na rozgraniczeniu owych stref, by Ameryka pilnowała swojej, a Rosja swojej. Jej granica zachodnia musi być jakoś wytyczona z Niemcami, jako jedynym pełnoprawnym mocarstwem/partnerem, uznawanym przez Rosję w tej części Europy. W każdym razie jeśli Amerykanie nie chcą, by im ktoś mieszał pod nosem, to niech uznają także prawo Moskwy do tego, by panować m.in. nad Ukrainą. Z Polską jeszcze się wyjaśni: czy ma być w strefie „ruskiego miru” czy niemieckiej „Mitteleuropy”. Porządek będzie, jeśli mocarstwa się porozumieją i nie będą pytać o zdanie małych i słabych.

Równie często jednak jak do tak rozumianego „porządku” Rosja odwołuje się do idei „postępu”. Najsilniej oczywiście wizerunek Rosji z ideą postępu związali Lenin i Stalin. Liberałowie zachodni, choć drżeli nieco na widok barbarzyńskich metod, jakimi ów postęp był wprowadzany przez „czerwonych komisarzy”, przyznawali, że Moskwa próbuje jakiegoś eksperymentu w imię lepszej przyszłości. Nie to, co stojące Armii Czerwonej na drodze „małe narodki”, które broniły tylko przestarzałego pojęcia niepodległości, własnego państwa. Zapomniano błyskawicznie na Zachodzie o pakcie Mołotowa z Ribbentropem, o losie wschodniej połowy Europy podzielonej między Stalina i Hitlera między 1939 a 1941 rokiem, bo wszak to „dzielny Iwan” uratował ostatecznie Europę i świat przed faszyzmem. Do tego argumentu Putin odwołuje się najczęściej: do wspomnienia postępowej, antyfaszystowskiej, wyzwolicielskiej roli Rosji Stalina. Najdobitniej uczynił to podczas niedawnej rocznicy zwycięstwa pod Stalingradem. Wrogowie Putina i Rosji to po prostu faszyści, antysemici, rasiści, których (Ukraińców, Polaków, Litwinów, Łotyszy itd.) tylko Rosja może powstrzymać ponownie – we współpracy z antyfaszystami całego Zachodu.

Najczęściej jednak Rosja współczesna odwołuje się do roli nie „Katechona”, ale wyzwolicielki skrzywdzonych i poniżonych narodów całego świata – od jedynego strasznego wroga: amerykańskiego imperializmu. Pod tym hasłem skutecznie pozyskuje zwolenników w Ameryce Łacińskiej, Azji, Afryce. Pozyskuje również – nieco bardziej dyskretnie – zwolenników „wyswobodzenia” Francji czy Niemiec spod dominacji złego „wuja Sama”. Wyborcy AfD czy wnuk generała de Gaulle’a wybierają Putina w tej wyzwolicielskiej roli otwarcie. Poważniejsi politycy nad Sekwaną i Szprewą kibicują mu ciszej. Siłom komunistycznym na całym świecie, w tym na uniwersyteckich kampusach Zachodu, nawet jeśli nie znają pojęcia „Katechon”, Putin przedstawia się jak najchętniej w roli ostatniej nadziei na pokonanie imperialistycznego „antychrysta” z Waszyngtonu. Czy to czyni go obrońcą Tradycji? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.