Spokojnie, w tę stronę synod nie idzie

GN 7/2023

publikacja 16.02.2023 00:00

O europejskim zgromadzeniu synodalnym w Pradze mówi jego uczestnik dr hab. Aleksander Bańka, członek Rady ds. Apostolstwa Świeckich KEP.

Spokojnie, w tę stronę synod nie idzie Henryk Przondziono /foto gość

Franciszek Kucharczak: Wróciłeś ze zgromadzenia synodalnego w Pradze. Te „cztery dni prac i rozmów” chyba nie były spokojne. Słyszeliśmy, że poziom emocji był bardzo wysoki.

Aleksander Bańka:
Emocje rzeczywiście się ujawniały. Mocno było widać, że Kościół w Europie jest zróżnicowany, że ma różne wizje dalszej drogi. Te podziały dotyczą rozmaitych kwestii. Padały pytania o to, jak dalej rozwijać praktykę duszpasterską, żeby nie naruszyć doktrynalnej spoistości. Nie tylko polska delegacja, ale generalnie Kościoły Europy Wschodniej mocno kładły na to nacisk. Z drugiej strony słychać było głosy Kościoła zachodniego. Tam wielu katolików, na przykład z Niemiec, Austrii czy Szwajcarii, oczekuje daleko idących zmian, co do których można stawiać sobie pytanie, czy są zgodne z nauczaniem Kościoła. I to było wyczuwalne jako napięcie. Polska delegacja zabierała głos w duchu konserwatywnym, pokazując, że to są pułapki, i wskazując, że nie należy w tym kierunku podążać.

Co na przykład?

Pokazaliśmy, że proces synodalny budzi u wielu pewne niepokoje i że nie należy pod jego szyldem forsować zmian doktrynalnych, natomiast trzeba myśleć o praktyce duszpasterskiej. O tym, jak ją reformować, żeby należycie odpowiadała na potrzeby współczesnego świata. Ja sam zwróciłem uwagę na potrzebę poprawnego używania niektórych pojęć synodalnych zgodnie z ich właściwym sensem. Wskazałem też, że na przykład postulaty ordynacji kobiet, które wybrzmiewają w przestrzeni społecznej Europy Zachodniej, są ukrytą formą neoklerykalizmu. Z naszej strony akcentowaliśmy wierność doktrynie i dbałość o to, żeby wszystko, co synod wypracuje, było spójne z całością Magisterium Kościoła. Wzywaliśmy też, żeby nie ulegać pokusie budowania jakiegoś innego Kościoła, tylko pogłębiać autentyczne życie wiarą.

Ludzie boją się, że ten synod to globalna wersja niemieckiej Drogi Synodalnej. Mylą się?

Myślę, że tak chciałyby zinterpretować ten synod delegacja niemiecka i środowiska z nią związane. Natomiast nie ma na to zgody. Zresztą nie jest to nawet możliwe, bo zgromadzenie kontynentalne synodu spotykało się i dyskutowało w innym stylu. Tam nie było żadnej przestrzeni na głosowanie, nie było żadnych dyskusji na forum ani parlamentarnego przekonywania się, kto ma rację. Po prostu stworzono przestrzeń dla wypowiedzenia swoich przekonań, odczuć, poruszeń. To wszystko zostanie zebrane, opisane i przedstawione biskupom. I to biskupi będą rozeznawać, które wątki należy podjąć i pogłębić, i w jakim kierunku to ma dalej się rozwinąć. A ostatecznie to papież będzie decydował. Nie ma tu więc głosowania, jakichś form kuluarowych nacisków czy lobbingu dla uzyskania efektu, który potem biskupi będą musieli przyjąć i zaakceptować. W tę stronę synod nie idzie i tutaj możemy być spokojni. To, że niektóre kwestie w ogóle wybrzmiewają, może niepokoić, ale niestety musimy zmierzyć się z faktem, że te tematy są formułowane w Europie Zachodniej i trudno na to zamykać oczy.

Kłótni zatem nie było?

Nie. Dla awantur nie było miejsca. Głosy były stonowane, zrównoważone i bardzo spokojne, ale wyczuwalne było w ludziach napięcie przy artykułowaniu swojego stanowiska. Głównie świeccy zgłaszali swoje postulaty. One były, powiedziałbym, różnej jakości teologicznej. Nie zawsze też były spójne. Wielu pojęć używano bez ich pogłębionego rozumienia, dokładając do nich swoje interpretacje – ale taki charakter ma to zgromadzenie, że można dzielić się rozmaitymi odczuciami czy przekonaniami. Natomiast fakt, że takie często kontrowersyjne wypowiedzi padają, to nie jest kwestia synodu. One – powtarzam – wybrzmiewają już szeroko w Europie Zachodniej, a synod je po prostu pokazał i zrobił to w bezpieczny sposób. Mogliśmy o tym spokojnie porozmawiać i przyjrzeć się temu. Dlatego owe głosy znajdą też swój oddźwięk w dokumencie. Nie znaczy to oczywiście, że synod przygotowuje jakieś zmiany doktrynalne. Dokument najzwyczajniej zbiera głosy, które wybrzmiały, i uczciwie je pokazuje. One mogły być wypowiedziane w taki sposób, że się nie pokłóciliśmy. Pozwoliła na to właśnie metoda synodalna – dzielenie się swoimi przekonaniami bez sporu i konfrontacji.

Gotowy jest już dokument końcowy?

Dokument jeszcze powstaje, ponieważ nie był przygotowany wcześniej. Wszystkie teorie mówiące, że coś jest już przygotowane i teraz trzeba to tylko przepchnąć, nie mają racji bytu. Komisja, redagując ten dokument, pracowała na bieżąco, praktycznie dzień i noc. W najbliższych dniach będziemy się jeszcze temu przyglądać i drogą elektroniczną zgłaszać swoje uwagi. Dokument ma być rodzajem mapy, obrazem dyskusji. Pamiętajmy też, że to będzie jedna z sześciu takich map, bo trwają również zgromadzenia kontynentalne w innych miejscach świata i dopiero z tego powstanie Instrumentum laboris, którym zajmą się biskupi podczas zgromadzenia w Rzymie.

Jednym z postulatów było „rozważenie napięć wokół liturgii, aby synodalnie przemyśleć Eucharystię jako źródło komunii”. Tymczasem napięcie wzrosło po tym, jak zobaczyliśmy Mszę „prowizoryczną”, odprawianą w sali konferencyjnej.

Nie mam zamiaru usprawiedliwiać organizatorów, ale wyjaśnienie tego jest dość proste. Otóż pierwsza liturgia odbyła się w kościele norbertanów. Była przepiękna, długa, rozbudowana, oparta na śpiewie gregoriańskim. Niestety w kościołach w Pradze jest przeraźliwie zimno, temperatura około zera. Stojąc, obserwowałem, jak z moich ust bucha para. Już po liturgii słowa trząsłem się z zimna, choć byłem grubo ubrany. Patrzyłem na biskupów, na ogół starszych ludzi, którzy byli pod ornatami ubrani na pewno lżej niż ja. Obawiałem się, że na drugi dzień połowa delegacji będzie chora. To samo doświadczenie przenikliwego zimna mieliśmy także na ostatniej, środowej liturgii, która miała miejsce w praskiej katedrze. Myślę, że dlatego pierwszą i końcową Eucharystię odprawiono w sposób bardzo uroczysty, w kościele, natomiast pozostałe Msze były sprawowane w sali konferencyjnej, w której mieliśmy spotkania. Nie było w tym hotelu innego pomieszczenia, które mogłoby pomieścić to zgromadzenie i które dałoby się przygotować specjalnie na potrzeby celebracji liturgicznej. Można się zastanawiać, czy nie należało zorganizować tego inaczej, natomiast, mając w pamięci pierwszą i ostatnią Mszę, nie odniosłem wrażenia, że był to wyraz celowego braku dbałości o liturgię.

Jak bardzo synteza polska różniła się od syntezy innych krajów?

Pojawiły się w niej wątki podobne do tych w innych krajach. Zwracano uwagę na wiele spraw, które są zbieżne. Podkreślano wartość Eucharystii, mierzono się z problemem odchodzenia młodzieży od wiary czy w ogóle utraty chrześcijańskiej tożsamości. Oczywiście były lokalne specyfiki. Gdzieniegdzie akcentowano bardziej konieczność dowartościowania roli kobiet w Kościele, wybrzmiewała kwestia osób ze środowisk LGBT i tego, w jaki sposób objąć je duszpasterską troską. Te tematy zasadniczo się powtarzały i wydaje mi się, że nasza synteza nie różniła się bardzo w swojej wymowie od innych. Może u nas mocniej wybrzmiała kwestia konieczności lepszej relacji między prezbiterami a świeckimi. W wielu Kościołach Europy Zachodniej te relacje są już innego rodzaju. Ze względu na specyfikę tych wspólnot one są z zasady bardziej braterskie. My się tego jeszcze uczymy.

Czy po tym wydarzeniu jesteśmy jakoś „do przodu”, czy też było to takie pogadanie i tyle?

Dla mnie to jest krok do przodu, bo praskie spotkanie dało mi głębsze poznanie tego, jak wygląda sposób przeżywania Kościoła wśród przedstawicieli różnych krajów Europy. To nie były tylko głosy poszczególnych delegacji. Mieliśmy też w pewnym momencie kontakt z grupami online, które gromadziły osoby z różnych miejsc na kontynencie. Można tam było usłyszeć opinie zupełnie spoza tej wyselekcjonowanej grupy, która spotkała się w Pradze. Dało mi to szerszy ogląd procesów, które w Europie się dokonują, i głębsze zrozumienie, jak bardzo Kościół jest wielowymiarowy i zróżnicowany w poglądach dotyczących spraw ważnych dla jego przyszłości. Uświadomiło mi to raz jeszcze konieczność unikania uproszczonych interpretacji, które próbują „zepchnąć” odpowiedzialność za pomysły „rewolucyjnych” zmian na jakąś wąską grupę w Kościele. Postulaty rozmaitych, mniej lub bardziej radykalnych reform padają ze strony wielu europejskich społeczności. Trzeba się z nimi zmierzyć i Kościół musi znaleźć mądre rozwiązanie, żeby z jednej strony zachować doktrynę spójną i nienaruszoną, a z drugiej szukać dobrych pomysłów duszpasterskich.•

Dr hab. Aleksander Bańka

Filozof, politolog, profesor UŚ, członek Rady ds. Apostolstwa Świeckich KEP, lider Centrum Duchowości Ruchu Światło–Życie Archidiecezji Katowickiej, przewodniczący Rodziny św. Szarbela w Polsce, delegat Kościoła w Polsce na Synod o synodalności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.