Silne i delikatne

Szymon Babuchowski

|

GN 10/2006

publikacja 28.02.2006 12:48

O kobiecej wrażliwości, męskiej kolacji i niechęci do poświęceń z Salomeą Szymik, Bożeną Szymik-Iwanecką i Marysią Iwanecką rozmawia Szymon Babuchowski

Silne i delikatne Marek Piekara

Szymon Babuchowski: Kto rządzi w rodzinie?
Bożena Szymik-Iwanecka: – U nas każdy ma swoją działkę. Są zakresy, w których rządzi babcia, np. kuchnia, zajęcia domowe. Są rewiry, w których władzę sprawuje mąż, chociażby finanse. Natomiast jeśli chodzi o zarządzanie czasem, planowanie, to muszę powiedzieć, że ja gram pierwsze skrzypce…

Gdzie jest miejsce kobiety w domu? Niektórzy mówią złośliwie, że w kuchni…
Salomea Szymik: – Wszędzie.
Bożena: – Od piwnicy po strych.
Salomea: – I także na zewnątrz: od ogrodu po garaż, od szkoły po kościół, od kuchni po salę balową… Nie ma takiej dziedziny, w której kobieta nie byłaby ważna.

Chwileczkę, to gdzie w takim razie jest miejsce dla mężczyzny?
Bożena: – Też wszędzie.
Salomea: – Skoro ona jest z jego żebra, to on jest tuż obok. Oczywiście każde ma predyspozycje do czegoś innego – można się wtedy dzielić zajęciami.
Bożena: – Wiadomo, że jeśli guzik się urwie, to zwykle ja go przyszywam, i jeśli auto się zepsuje, to zajmuje się tym mąż. Ale poza tym to nie ma większych podziałów…

Może dzielicie się pracą w kuchni? Są takie dni, w które mąż gotuje?
Salomea: – Ja tego nie widziałam w całym moim długim życiu (śmiech). Nie spotkało mnie to w moim małżeństwie i teraz tego też nie widzę. Poprzynosić wszystko ze sklepu, to owszem. Ale konkretną robotę to już babcia sama musi wykonać…
Bożena: – Mąż potrafi za to zrobić męską kolację.
Salomea: – Tak, zamówić pizzę, zapłacić i mieć z głowy (śmiech). Chociaż trzeba przyznać, że jest wtedy wielka radość w rodzinie.
Bożena: – Ale jak chłopcy byli mali, a ja chodziłam na dyżury do szpitala, to mówili nieraz, że była męska kolacja. „Tata powyciągał wszystko, co było w lodówce, na stół i jedliśmy”. Może właśnie rolą kobiety jest nadanie temu jakiegoś kształtu, wysublimowania. Nie tylko ugotować, ale także ładnie podać.
Salomea: – Ta kobiecość przejawia się w małych niuansach. W cieple, które kobieta wnosi, w umiejętności godzenia różnych pokoleń.

Jak wyglądałby dom bez kobiety? Wyobrażają sobie Panie w ogóle taki dom?
Salomea: (cisza)
Bożena: (cisza)
Marysia Iwanecka: – Ja sobie wyobrażam. Byłoby smutno i brudno.

A jaką rolę odgrywa kobieta w życiu duchowym rodziny?
Salomea: – Kobieta może być przewodnikiem po sprawach religijnych. Ważne jest jednak, jak to robi. Nachalność, rygor nie przynoszą tutaj efektu. Wychowanie religijne powinno się dokonywać delikatnie, w domowej otoczce, w cieple, ale przede wszystkim – przez przykład życia.

Skąd Panie czerpią takie wzory?
Bożena: – Mamy w rodzinie tradycje pojmowania kobiecości, przekazane przez babcię Luizę, której nie znamy i nie pamiętamy, bo zmarła, kiedy moja Mama miała roczek, ale opowieści o niej są bardzo żywe w naszej rodzinie. Ja osobiście mam przed oczami obraz kobiety mężnej, ale jednocześnie bardzo subtelnej.
Salomea: – Chociaż jej nie pamiętam, to znam ją dobrze z opowiadań, bo długo żyli Babcia, Dziadek i jej siostry. Była zawsze punktem odniesienia, mówiono: Mama by to zrobiła tak, Mama powiedziałaby tak

Co takiego zrobiła babcia Luiza?
Salomea: – Kiedy nosiła mnie pod sercem, chorowała na gruźlicę. To była choroba nieuleczalna w tamtym czasie. Po zajściu w ciążę poszła do lekarza, który powiedział: „Pani absolutnie nie może tego dziecka urodzić, pani się musi leczyć”. Mama odpowiedziała: „Pan nie ma prawa tak mówić i pan mnie leczył nie będzie. Zabraniam panu przychodzić do mojego domu”. Bała się, że lekarz może spowodować poronienie. „Pani to życiem przypłaci, a urodzi pani cherlaka” – ostrzegał lekarz. No i proszę popatrzeć, jakim cherlakiem jestem…

Po urodzeniu mnie wiedziała, że wkrótce umrze, dlatego przez następny rok szydełkowała, szyła, haftowała, żeby Tata miał wszystko, co trzeba, dopóki się nie ożeni. Mówiła mu: „Postaraj się ją wychować tak pobożnie, jak to jest tylko możliwe”. Dostałam od niej obrazek Serca Pana Jezusa. Na odwrocie było napisane: „Córko, bądź zawsze wierna Bogu i Kościołowi świętemu”. Ona mnie oddała Panu Bogu w ręce i ja Mu się wywinąć nie jestem w stanie… Wiem, że ona zawsze nade mną czuwa. To jest świętych obcowanie, któremu nie da się zaprzeczyć.

Jak na Pani życie wpłynęła świadomość tego poświęcenia?
Salomea: – Pracowałam w poradni życia rodzinnego, prowadziłam spotkania dla młodych ludzi. Maturzystki wykłócały się ze mną na różnych spotkaniach o kwestię aborcji. Mówiły: jak to możliwe, że kobieta nie może o sobie decydować? Nie chciałam nikomu mówić o tym, jak to było z Mamą; myślałam sobie, że to jest moja rodzinna tajemnica. Ale zrozumiałam, że Pan Bóg chce inaczej, że to nie moja, ale Jego tajemnica, że muszę to powiedzieć. Powiedziałam – i dopiero to skutkowało. Mówiłam im: mnie by tutaj nie było, nie byłoby mojego syna księdza ani mojej córki lekarki. Ile życia zostało uratowanego – to są sprawy niewymierne, to tylko wie Pan Bóg, ale mogę śmiało powiedzieć, że jedno życie oddane przyniosło plon stokrotny.

Pani Bożeno, pracuje Pani jako psychiatra, spotyka się z różnymi problemami. Czego najbardziej brakuje współczesnym kobietom?
Bożena: – Myślę, że poczucia bezpieczeństwa, pogodzenia ze swoją rolą. Dostrzegam ciągłą pogoń za tym, żeby mieć więcej, znaczyć więcej, przekraczać swoje naturalne predyspozycje. Brakuje zgody na to, że kobieta zachodzi w ciążę, rodzi dzieci, potem się tymi dziećmi zajmuje. A przecież oprócz tego, że jest to wielki trud, jest to też wielka radość i skarb. Jeśli myśli się ciągle o tym, że siedząc w domu z dzieckiem, nie jest się gdzie indziej, gdzie może byłoby fajniej, rodzi się rozdarcie. To jest ciśnienie naszych czasów.
Salomea: – Kobiety dzisiaj panicznie boją się poświęcenia. To dla nich jest coś nie do przyjęcia. Kiedy mówię o poświęceniu mojej Mamy, niekiedy aż wzdrygają się…

Bo muszą „siebie zrealizować”…
Salomea: – Tak! A przy tym tracą swoją kobiecość i szacunek do siebie.
Bożena: – Feministyczna walka o władzę, o terytorium, jest mi obca. Zupełnie nie mam takich doświadczeń, żebym musiała z mężczyznami rywalizować, usilnie zdobywać to swoje miejsce. Choć rzeczywiście, myślę, że panuje w świecie dysharmonia między stopniem poświęcania się kobiety i mężczyzny. Istnieją szkodliwe stereotypy, czasami podpinane pod katolicyzm. Niektórzy myślą, że to religia tak każe, żeby kobieta się poświęcała, a mężczyzna dominował i rządził. Myślę, że fala feministycznego oporu spowodowana jest takimi właśnie stereotypami. Z tym, że ten opór to przejście w drugą skrajność, bo poświęcać się powinien każdy, zarówno mężczyzna, jak i kobieta. Przecież tak naprawdę człowiek ma tylko to, co daje.

A jak Pani godzi ciężką pracę zawodową z dbaniem o dom?
Bożena: – Czasem w pracy przez kilkanaście godzin wysłuchuję ludzkich problemów, a po powrocie do domu słyszę problemy moich bliskich, którzy właśnie na mnie czekają z utęsknieniem, żeby się podzielić tym, co przeżywają smutnego, trudnego. Jest to trudne, ale muszę zrobić ten jeden krok, żeby ich nie odesłać z kwitkiem.

Marysiu, jakie cechy Babcii Mamy chciałabyś przejąć?
Marysia: – Chciałabym być pracowita jak Babcia, ładna jak Mama i… mądra jak Tata.

Czego życzą sobie Panie od swoich mężczyzn z okazji Dnia Kobiet?
Salomea: – Żeby byli tacy, jacy są, mieli poczucie humoru i szacunek dla nas. Żeby nam pomagali. I żeby czuli się przez nas bardzo kochani, bo nie możemy tylko oczekiwać darów, ale same też musimy obdarzać.
Bożena: – Miałabym takie życzenie, żeby moi mężczyźni spędzili ze mną trochę czasu w Dzień Kobiet. Bo ich towarzystwo jest moim najulubieńszym.
Marysia: – Od Taty chciałabym, żeby robił wszystko, czego tylko zapragnę. Od Wojtusia, żeby był kochany. Od Michała, żeby mi codziennie czytał „Harry’ego Pottera”. A od wujka, żeby wymyślał różne zabawyi był bardzo śmieszny…

Salomea Szymik – mama Jerzego – księdza i Bożeny – lekarki. Babcia 19-letniego Wojtka, 18-letniego Michała i 7-letniej Marysi. Pożera książki, lubi pracę w ogrodzie i kuchni. Pracowała w biurze kopalni „Anna”, obecnie jest na emeryturze.

Bożena Szymik-Iwanecka – żona Tadeusza, mama Wojtka, Michała i Marysi. Jej hobby to literatura. Pracuje jako lekarz psychiatra, jest ordynatorem oddziału gerontopsychiatrii w rybnickim szpitalu.

Marysia Iwanecka – córka Bożeny, wnuczka Salomei. Gra na skrzypcach i – z wujkiem – w nogę. Uwielbia czytać książki, ostatnio „Opowieści z Narnii”. Chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Tak jak Mama i Babcia mieszka w Pszowie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.