Wierzący po przejściach

Przemysław Kucharczak, ks. Artur Stopka

|

GN 40/2005

publikacja 29.09.2005 09:17

O zasadach, wierze i podatkach z Donaldem Tuskiem, kandydatem na prezydenta RP, rozmawiają Przemysław Kucharczak i ks. Artur Stopka

Wierzący po przejściach Henryk Przondziono

Przemysław Kucharczak, ks. Artur Stopka: W 1990 r. belgijski król Baudouin abdykował, żeby nie musieć składać podpisu pod ustawą dopuszczającą aborcję. Czy też ma Pan jakiś ważny punkt w przekonaniach, którego by pan nie sprzedał nawet za cenę prezydentury?
Donald Tusk: – Mamy tę szczęśliwą okoliczność, że nie mamy monarchii i prezydent nie musi abdykować, żeby uchwałę skutecznie zawetować. U nas nie będzie trzeba dramatycznych gestów, wystarczy weto prezydenckie, gdyby parlament chciał wprowadzić eutanazję albo małżeństwa homoseksualne.

Wniósłby Pan takie weto?
– Tak. Jednoznacznie nie zgadzam się na eutanazję. Cieszę się, że w polskim społeczeństwie w przygniatającej proporcji zwycięża zdrowy rozsądek i wstrzemięźliwość wobec takich lewicowo-liberalnych nowinek. A więc eutanazja nie, małżeństwa homoseksualne nie. Jednak ten sprzeciw nie może się też zamienić w nagonkę na homoseksualistów. I za to też w pewnym stopniu będzie odpowiedzialna głowa państwa. Homoseksualista jako człowiek i obywatel musi dysponować takimi prawami jak każdy inny obywatel.

Jednak część homoseksualistów prawo do małżeństwa wlicza do... swoich praw obywatelskich. I co Pan na to?
– To typowa manipulacja tych radykalnych środowisk, które walczą o równouprawnienie związków homoseksualnych. Te środowiska twierdzą, że prawa homoseksualistów są w Polsce naruszane – co jest nieprawdą. W polskim systemie prawnym homoseksualiści dysponują pełnią praw. Nie znaczy to jednak, że tę „pełnię praw” należy automatycznie przesunąć także na związki partnerskie. To jest ta dyskretna różnica. Moja pełna zgoda na tolerancję dla ludzi o odmiennych orientacjach seksualnych, i niezgoda na traktowanie związku między homoseksualistami jako małżeństwa.

Radykalne środowiska homoseksualne chcą też prawa do adopcji dzieci...
– W finale dyskusji o homoseksualnych małżeństwach to żądanie zawsze będzie się pojawiało. Na szczęście dzisiaj w Polsce jest ono powszechnie odrzucane. I to nawet przez promotorów równouprawnienia związków homoseksualnych.

A Pańskie poglądy na sprawę aborcji? Wyobraźmy sobie, że za cztery lata Sejm ma zupełnie inny skład. I posłowie postanawiają poszerzyć dopuszczalność aborcji...
– Spotka się to jednoznacznie z moim wetem.

Dlaczego więc głosował Pan przeciwko obecnej ustawie o ochronie życia poczętego?
– Miałem pogląd nieodbiegający daleko od obecnego, że ta ustawa jest kompromisem dość twardym. Twardym co do większej możliwości podejmowania decyzji przez kobietę w ciąży. Od tego czasu minęło 12 lat. Nie ukrywam, że moje poglądy w tej sprawie też ewoluowały. Nie jest to jakaś daleka droga. Jednak dzisiaj z pełnym przekonaniem broniłbym tej ustawy. Nie ze względów ideowych, bo tutaj ta ustawa nie zadowala nikogo. Ani przeciwników, ani zwolenników aborcji,-- wręcz jako środka antykoncepcyjnego. Bo, niestety, aborcja w mentalności niektórych tak funkcjonuje. Bronię ustawy, bo przyniosła umiarkowanie dobre skutki. Jej zmiana, w tę lub w drugą stronę, przyniesie złe skutki. Ten kompromis spowodował, że w Polsce spadła ilość aborcji. Oczywiście nie zniknęło podziemie aborcyjne, ale ono wcześniej też działało. I, co najważniejsze, badania wykazują, że dzięki tej ustawie, przez te długie, długie lata, zmieniło się nastawienie Polaków do problemu aborcji. Jestem żywym przykładem, że ta ustawa w ten sposób działa.

A gdyby jakimś cudem parlament próbował tę ustawę zaostrzyć, to co by Pan zrobił jako prezydent?
– Też złożyłbym weto. Uważam, że ta ustawa powinna zostać niezmieniona. Między innymi dlatego, że ona systematycznie przynosi dobre skutki w mentalności ludzi. ....

Na plakacie jest napisane: „Prezydent Tusk – człowiek z zasadami”. Nie jest napisane, z jakimi zasadami.
– Jak prawie wszyscy Polacy chcę żyć zgodnie z zasadami wyłożonymi w Dekalogu. Większość ludzi, z którymi się stykam, deklaruje wiarę w te zasady – zwłaszcza w ostatnich latach. Wiem, że to efekt ogromnej pracy Ojca Świętego. Często słyszałem narzekania, że świętowaliśmy obecność Jana Pawła II, ale nie słuchaliśmy tego, co mówił. Moim zdaniem, to nieprawda. Dobre i mądre słowa zawsze zostawiają jakiś ślad. Też mogę tutaj siebie podać za przykład. Moje nastawienie do świata i wymiaru metafizycznego zmieniło się pod wpływem Ojca Świętego. W polityce cenię też umiar, kierowanie się zdrowym rozsądkiem i unikanie wszelkiego rodzaju zacietrzewienia.

Komunizm wpoił nam przekonanie, że jakoś nie wypada pytać o indywidualną religijność...
– Wypada.

W co Pan wierzy?
– W Boga.

Katolik?
– Oczywiście, katolik. Jestem wierzący po przejściach.

Jakich przejściach?
– Jestem urodzony i wychowany w rodzinie katolickiej. Jako młody człowiek byłem bardzo głęboko wierzący i intensywnie praktykujący. Zmieniłem się po doświadczeniach dotyczących katechezy. Nie były to jakieś drastyczne historie. Powiem tak: duży pech do księży pod koniec szkoły podstawowej i na początku szkoły średniej. A dla młodych, 15-, 17-letnich ludzi bunt jest rzeczą naturalną: słoma w głowie, ogień w sercu. Ja byłem bardzo dociekliwy i bardzo niepokorny. Szczególnie po śmierci ojca, kiedy miałem większe poczucie pewnej swobody poszukiwań. Więc szybko zbuntowałem się przeciw tradycji wyniesionej z domu. Nie żebym stał się człowiekiem niewierzącym. Ale wyraźnie demonstrowałem swoją niezależność od instytucji Kościoła. W ogóle byłem młodzieżowym buntownikiem przeciwko wszelkim instytucjom, zwłaszcza przeciwko państwu komunistycznemu.

A kiedy Pan wydoroślał?
– Całe moje dorosłe życie to było umiarkowane praktykowanie z zasadniczą wątpliwością czy kryzysem wiary. Zauważyłem, że to w Polsce dość typowe zjawisko. Mówiąc krótko: dzieci ochrzczone i w Komunii, Msza niedzielna – choć nie zawsze, Wigilia, Wielkanoc, Pasterka. Odkrywałem wokół wielu ludzi z mojego pokolenia, którzy przeżywali podobne zobojętnienie wiary, z zachowaniem obyczaju. I też nie widzieli w tym nic dziwnego. Mój powrót do Kościoła, narastający w ostatnich kilkunastu latach, był możliwy dzięki dobrym ludziom. Co Pan Bóg zabrał, to oddał. To znaczy, że spotkałem też dobrych księży. Wśród nich dwóch hierarchów, którzy włożyli sporo wysiłku, żeby mnie uwrażliwić na serio na sprawy religijności. I przede wszystkim moi najbliżsi przyjaciele skutecznie mnie skłonili, żebym zaczął o sprawach wiary myśleć. Jest ze mną trochę jak z filozofem Pascalem, z zachowaniem wszelkich proporcji. Jest coś najbardziej cudownego w tym, że jak człowiek zaczyna wiarę znowu na serio przeżywać, to wraca. Jesteście pierwsi, którym o tym tak szczegółowo opowiadam. Pytany, chętnie każdemu na takie pytania odpowiem. Jednak pierwszy tego tematu nie poruszam. Bo nie mam zaufania do polityków, którzy religię próbują wykorzystać w polityce, którzy krucyfiksem biją po głowie. I na tej samej zasadzie nie mam zaufania do polityków, którzy robią sztandar i broń ze swojego antyklerykalizmu.

Czy Pan się modli?
– Powrót do Mszy, spowiedzi, Komunii, zawarcie ślubu kościelnego – w moim przypadku jest łatwiejszy niż powrót do modlitwy. Staram się, i nie jest to łatwe. Tak, odklepanie pacierza jest łatwe, widzę po ludziach, jakie to jest łatwe. Ale prawdziwa modlitwa jest najtrudniejszą rzeczą.

Pytamy o modlitwę jako rozmowę z Bogiem.
– Jestem tutaj kłopotliwym przypadkiem i kompletnie nie nadaję się na żaden wzór. Chociaż wysiłek modlitwy podejmuję.

Lech Kaczyński zarzuca Panu, że na podatku liniowym 3 razy 15 straci biedniejsza połowa Polaków.
– To nieprawda. Koszty utrzymania spadną. Przecież istotnym składnikiem ceny żywności jest cena energii! W przypadku tak podstawowych produktów jak chleb, energia to główny składnik kosztów. Jeśli Platforma proponuje zejście z 22 procent VAT na 15, w przypadku takich artykułów jak prąd, paliwa czy gaz, to wpłynie to właśnie na obniżenie cen.

Jakie ma Pan wady, jakie zalety?
– Proszę się nie pogniewać, ale zostawmy mówienie o moich wadach moim politycznym oponentom. Za moją główną zaletę uważam szczerość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.