Polska może być mistrzem

ks. Artur Stopka

|

GN 27/2005

publikacja 29.06.2005 11:58

Z Antonim Piechniczkiem o cenach meczów i piłkarzy, kibicach i sensie sportu rozmawia ks. Artur Stopka

Polska może być mistrzem EDYTOR/Marek Dorożański

Ks. Artur Stopka: Ile w polskiej lidze kosztuje wygrany mecz?
Antoni Piechniczek: – To zależy w której lidze, w jakiej sytuacji i dla jakiej drużyny. Tak by odpowiedział fachowiec, ale ja od lat w lidze nie pracuję i aktualnych danych nie znam.

Naprawdę można kupić mecz?
– Myślę, że to jest wynaturzenie nie mające żadnego odniesienia do sportu. Jeśli ktoś kocha sport, zdecydował się na taką karierę życiową, to nie może patrzeć w tych kategoriach. Bo jeśli tak, to wszystko nie ma sensu. Jaka jest różnica między dziewczyną, która na ulicy sprzedaje swoje ciało a piłkarzem, który sprzedaje mecz? Tego piłkarza można nazwać męską prostytutką.

A dlaczego piłkarzy sprzedaje się jak towar?
– To jest niezręczne określenie. Nie sprzedaje się piłkarza jako człowieka, tylko sprzedaje się jego umiejętności i wiedzę. Jeśli jakaś firma chce zatrudnić wybitnego fachowca pracującego w innej firmie, musi mu zapłacić odpowiednio wysoką kwotę. Tak samo jest z dobrymi piłkarzami.

Ja pytam o sytuacje, w których klub klubowi płaci za gracza.
– Tak się dzieje w sytuacjach, w których piłkarz ma ważny jeszcze na jakiś czas kontrakt i klub zgadza się na jego odejście. Klub przecież inwestuje w piłkarza. Tak na przykład robi Górnik Zabrze. Sprowadza młodych piłkarzy z zagranicy, np. z Brazylii, szkoli ich, aby jak najszybciej osiągnęli wysoką klasę i za tę edukację od kolejnego klubu oczekuje rekompensaty. Można powiedzieć, że ich sprzedaje, jak towar. Jednak, zwłaszcza na Zachodzie, poszło to w niewłaściwym kierunku. Jeśli Chelsea Londyn chce kupić Szewczenkę, do którego jeszcze przez cztery lata ma prawo Milan, za 57 milionów funtów, to jest to przegięcie. Ale nic na to się nie poradzi.

Czym dzisiaj jest sport w swej istocie? Tylko widowiskiem?
– Dla ludzi, którzy tym kierują, stał się widowiskiem. Ale dla piłkarzy raczej nie. Dla nich jest treścią życia, możliwością zrobienia kariery, spełnienia się, uczynienia życia bardziej atrakcyjnym...

Jaki jest w ogóle sens sportowej rywalizacji?
– Rywalizacja jest przecież czymś naturalnym w życiu. Nawet w dążeniu do świętości może być cicha rywalizacja. W Piśmie Świętym jest napisane, że wielu startuje, ale tylko jeden wygrywa.

Dlaczego ludzie oglądają sport? Dlaczego kibicują?
– Ponieważ to jest coś autentycznego. Sport jest nieporównywalny z niczym innym. Oglądając film, wiemy, że to jest fikcja, wszystko jest umowne. Natomiast zawody sportowe dzieją się w tej chwili, w tym miejscu. Poza tym jest poczucie przynależności do pewnej grupy, wspólnoty. Jeśli spotkanie Liverpoolu z Milanem, w którym grał Dudek, ogląda ponad miliard ludzi na całym świecie, mam świadomość przynależności do tej samej grupy ludzi, którzy kochają piłkę i wiedzą, że ten mecz jest największym piłkarskim wydarzeniem tego roku.

Dlaczego Pan zajmuje się sportem?
– Podjąłem decyzję jako nastoletni chłopak. Mój ojciec zginął na wojnie, wychowywały mnie mama i babcia. Ze światem męskim zetknąłem się właśnie przez sport. Zacząłem chodzić na mecze Ruchu Chorzów. Fascynowało mnie wszystko: zielona murawa, kolorowe stroje, rywalizacja, krzyczący tłum. Czułem się dumny z tego, że jestem chorzowianinem, że mieszkam tak blisko stadionu Ruchu, że mogę się otrzeć o Cieślika, Suszczyka, Wyrobka. Za czasów komuny sport był oknem na świat. W wieku siedemnastu lat byłem w Cannes. Mając osiemnaście lat, mogłem zrezygnować ze stypendium w szkole i oddać je komuś innemu, bo zarabiałem, grając w drugoligowym klubie. Po studiach niesamowitą satysfakcję dawała mi praca z młodzieżą. Ja ich nie uczyłem religii, nie przybliżałem do Boga, ale robiłem z nich dobrych chłopców.

Kiedy ostatni raz był Pan na meczu jako zwykły kibic?
– W ostatnią niedzielę. Dla przyjemności, ale też trochę z urzędu. Pełnię funkcję wiceprezesa PZPN do spraw szkolenia i chodzę na mecze, żeby pilnować czystych reguł gry, zobaczyć, czy sędzia nie skrzywdził którejś z drużyn, czy się nie pomylił. A przede wszystkim obserwuję poziom gry.

Dlaczego kibice się nienawidzą?
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Wielokrotnie ocierałem się o kibiców. Najpierw jako zawodnik, potem jako trener. Takiego zwyrodnienia jak w tej chwili chyba nigdy nie było. To jakieś znamię naszych czasów. Myślę, że mają na to wpływ zjawiska spoza sportu, takie jak bezrobocie, trudne warunki życia, poczucie odrzucenia, brak perspektyw życiowych. Na kibicach żerują firmy ochroniarskie, które mecze traktują jak okazję do treningu. Moim zdaniem winni są też politycy, którzy nie chcą się tym problemem zająć. Według mnie zdecydowana postawa policji rozwiązałaby sprawę w ciągu pół roku. Tak było w Anglii za czasów Margaret Thatcher. Wystarczy wyłapać prowodyrów...

Co trzeba zrobić, żeby zostać wielkim piłkarzem?
– Najważniejsze to mieć marzenia i chcieć je zrealizować. Trzeba mieć odrobinę talentu. A potem trzeba się temu bez reszty poświęcić. Na koniec trzeba trafić na dobrych ludzi, na dobrych wychowawców. Bez dobrych nauczycieli jest bardzo trudno osiągnąć wysoki poziom. Można bardzo dużo pracować i do niczego nie dojść. Na wartość sportowca składa się po pierwsze jego głowa – mentalność, odporność psychiczna, wizja świata, filozofia życiowa, charakter. Z głową wiąże się to, co my, chrześcijanie, nazywamy sercem i duszą. Po drugie musi mieć warunki fizyczne stosowne do danej dyscypliny sportu. Gdyby Otylia Jędrzejczak była o dziesięć lub piętnaście centymetrów niższa, nie byłaby rekordzistką świata i złotą medalistką olimpijską w takim stylu jak motylek. Miałaby krótsze ramiona i nie pływałaby tak szybko. Po trzecie, znaczenie mają pewne wrodzone cechy motoryczne, takie jak szybkość, siła, wytrzymałość.

Czym właściwie zajmuje się trener?
– Czym innym zajmuje się trener reprezentacji, czym innym trener pierwszoligowy, a czym innym trener pracujący z młodzieżą. Łączy ich jedna rzecz. U piłkarza niezbędne są marzenia, u trenera konieczny jest entuzjazm. On to musi kochać, lubić, to musi być jego powołanie. Żeby być dobrym trenerem, trzeba mieć nie mniejsze powołanie niż mają duchowni. Trener musi te wszystkie cechy zawodnika, które wymieniłem, zebrać, wypośrodkować i zrobić z tego sportowca. W grach zespołowych jest to szczególnie trudne, bo tu pracuje się nie tylko z pojedynczym sportowcem, ale także z grupą.

Czy w Polsce istnieje zawód „sędzia piłkarski”?
– Nie. Na razie jest to hobby lub dodatkowe zajęcie. Nie znam sędziów, którzy żyliby tylko z sędziowania. Większość z nich ma swoje przedsiębiorstwa, są w tej grupie ludzie bardzo różnych zawodów.

Kto płaci sędziom za sędziowanie?
– Polski Związek Piłki Nożnej, który gromadzi składki z poszczególnych klubów. Kluby muszą jakoś te pieniądze zdobyć.

Ile sędzia dostaje za jeden mecz?
– W pierwszej lidze około trzech tysięcy złotych. Ale żeby zostać sędzią ligowym, trzeba dwanaście lat się uczyć. A w wieku 47 lat jest się już za starym na sędziowanie.

Jak pogodzić wiarę chrześcijańską z walką sportową?
– Podstawowa zasada – nie może być nienawiści do przeciwnika. Traktuje się go jako rywala sportowego. Nawet jeżeli się sfauluje zawodnika przeciwnej drużyny, to zaraz się go przeprasza, a po meczu wszyscy schodzą z boiska w zgodzie.

Kiedy polska reprezentacja zdobędzie mistrzostwo świata w piłce nożnej?
– Ja mam skromniejsze marzenia – żeby polska reprezentacja powtórzyła sukcesy z roku 1974 i 1982. Oczywiście, Polska może zostać mistrzem, ale w tym celu nastawienie na sport w naszym uzdolnionym ruchowo narodzie musiałoby być takie jak w Szwecji, w USA i Niemczech razem wziętych. Z Ameryki wziąłbym system wychowania fizycznego w szkołach, z Niemiec fantastyczną organizację sportu i jakość bazy sportowej na poziomie gminy, a ze Szwecji kulturę rywalizacji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.