Ludzie listę piszą

Marcin Jakimowicz

|

GN 07/2011

publikacja 22.02.2011 01:06

Dłużej od nich nadaje tylko trójkowa lista Niedźwieckiego. W „Muzycznych darach” usłyszysz pierwszą ligę hitów do tańca i do różańca. To co, zaczynamy przesłuchanie?

Na pierwszym planie Yanina, za nim Darek Ciszewski. Na piosenki z ich "Muzycznych darów" co tydzień głosują tysiące osób z całej Polski. Na pierwszym planie Yanina, za nim Darek Ciszewski. Na piosenki z ich "Muzycznych darów" co tydzień głosują tysiące osób z całej Polski.
Henryk Przondziono

Częstochowa. Studio Radia Fiat. Wtorkowy wieczór. Zimno. Za oknami rozświetlona wieża Jasnej Góry. Cisza! Zaczyna się suplement do „Muzycznych darów”. Przesłuchanie 1. Przygotowanie „darów”.
– Pan się nazywa? – Janusz Yanina Iwański. – Słuchasz muzyki chrześcijan, bo…. – Słucham muzyki pięknej, bo każda taka muzyka zawiera w sobie sacrum. Nie istnieje dla mnie sztuka bez tego pierwiastka. Jesteśmy tylko (albo aż) przekaźnikami tego, co płynie ze źródła, To odkrycie, które przewartościowało wszystko, co robiłem. Wszystko jest darem. Muzyka jest darem. Życie jest darem. – Czy gdy zacząłeś w towarzystwie używać słowa „Jezus”, koledzy muzycy nie zaczęli omijać cię szerokim łukiem? – Chyba nie. Mój los jest dość pokiereszowany, miałem troszkę pogięte życie, bo wprawdzie zajmuję się sztuką, która pochodzi ze źródła, ale dość późno się o tym dowiedziałem. Pamiętam, jak zaczytywałem się kiedyś w Tomaszu à Kempis. Podrzuciłem książeczkę znajomym, a oni zażenowani oddali mi ją ze słowami: „Yanina, co ty czytasz?. Jakieś średniowieczne brednie?”. Zabrałem im książeczkę i powiedziałem: „OK. To nie jest dla was”. I poszedłem. Bez pretensji, bo, wiadomo, każdy ma swój czas.

– Najlepszy zespół na świecie i dlaczego właśnie The Beatles? – Ha ha… Już cię lubię. Wychowałem się na Beatlesach, zachwyciłem się nimi i zostało mi do dziś. Mogę o nich rozmawiać godzinami. Słuchając tej muzyki jako dzieciak byłem zachwycony. – Wychodząc na scenę w Tie Break czy duecie Soyka/Yanina wczuwałeś się w Lennona? – Nie. Jako nastolatek chciałem być Lennonem czy Klenczonem, ale potem odkryłem, że… oni już są. A ja nie chcę być naśladowcą i jedyne, czym mogę się podzielić, to sobą. Choćby to było maleńkie i nieistotne, ale jest moje! Nasz największy rozdmuchany przez media problem brzmi: „chcemy być kimś”. A nie lepiej być po prostu sobą?

– Ostatniego papierosa wypaliłem… – Właśnie zacząłem 26. rok niepalenia. – Alkohol? – Jak wyżej…– Bo…? – Wszystko odeszło w jedną godzinę. Bardzo trudno mi o tym mówić. Może to zabrzmieć jak bajka ludzi, którzy wracają ze śmierci klinicznej. To dotknięcie Boskiej ręki, jakkolwiek by to nazwać. Wierzę, że była to wyciągnięta dłoń mego Ojca, który jest w niebie. – Jak to się stało, że przez dziesięć lat prowadzenia „Muzycznych darów” jeszcze się z Darkiem nie pozabijaliście? – Oj, śliski teren (śmiech). Myślę, że się dopełniamy. Ja jestem od–do, Darek podobnie. Nie wiem, na czym polega fenomen naszego duetu. Pat i Pataszon? Flip i Flap? Jest w tym jakaś tajemnica, której nie rozumiemy. Jest coś dobrego, odgórnego, w czym uczestniczymy. I to chyba nas scala. – Jak długo będziecie prowadzili „Muzyczne dary”? – A bo ja wiem? To tak, jakbyś zapytał, jak długo jeszcze pożyjemy…
Przesłuchanie 2.

Krzyk na dachu
– Imię, nazwisko? – Darek Ciszewski. – Ile stacji kupuje Waszą listę? – Słowo „kupuje” jest tu, niestety, nie na miejscu (śmiech). Mówimy o stacjach katolickich. W tej chwili trzydziestka, ale sieć się powiększa. Ostatnio doszło radio z Chicago. Tam, gdzie pojawia się lista, od razu – opowiadają szefowie rozgłośni – skaczą słupki słuchalności stacji. – Dochodzą do was mejlowe czy SMS-owe rykoszety? – Tak. To niesamowicie cieszy. Dostajesz na przykład mejla, w którym ktoś pisze, że piosenki są dla niego absolutnym odkryciem, więcej – zmieniają jego życie. To ustawia proporcje: wiesz, kto naprawdę działa i dotyka. Staramy się jedynie nie przeszkadzać.

Ludzie piszą, że podoba im się sposób prowadzenia listy: dialog. Nie piszemy nigdy scenariusza audycji, nie umawiamy się. Siadamy i gadamy. – Skąd nazwa „Muzyczne dary”? – Pojawiła się spontanicznie, gdy wracaliśmy z Krakowa od śp. Janusza Kotarby. Trzymaliśmy w rękach pierwszy RUaH. Okazało się, że muzyki, którą prezentujemy, nie słychać w innych rozgłośniach. Wówczas nas to zdumiało. Promujecie dobro – mówili ludzie – dobro, które jest zawarte w muzyce. Stąd nazwa projektu. Zachwyciła nas znakomita muzyka, świetni artyści i, uwaga, wspaniałe teksty. Takie, których nigdzie indziej nie znajdywałem. Sama muzyka rockowa do pewnego momentu jest fajna, ale potem zaczyna się robić nudnawo. I zaczynasz szukać czegoś więcej…

– Nie wstydzisz się wypowiadania na falach zabronionych gdzie indziej słów „Jezus Chrystus”? – Nigdy się nie wstydziłem. Zadawałem sobie inne pytanie; jak robić to skutecznie. By zaistnieć na naszej liście, nie wystarczy, by w piosence padło słowo „Bóg”. Ważne są konteksty. Nie prezentowałbym nigdy kapeli z kręgu tzw. sacro-polo. Uważam, że to zjawisko obrażające nie tylko gusta, ale wchodzące z butami w delikatną sferę wiary. I jest bardziej ze świata profanum niż sacrum. To jak wniesienie do gotyckiej katedry lichego, kiczowatego malowidła. Co z tego, że jest na nim Jezus? Podobnie jest w muzyce. Niezwykle ważne są konteksty. A te są zaskakujące: świadectwa, nawrócenia… Znakomitym piosenkom towarzyszą poruszające opowieści artystów. To nieprawdopodobne zjawisko. – Która piosenka z listy zrobiła na tobie największe wrażenie? – Jest ich sporo i to w każdym gatunku muzycznym. W muzyce reggae nieprawdopodobną rzeczą są dokonania Darka Malejonka.

Ten facet wywołał prawdziwą duchową rewolucję. Poszedł, myślę, nawet dalej niż sam Bob Marley, który wyspowiadał się na grobowej desce. Darek przyjął Jezusa. I to zaowocowało. Połączył korzenie reggae z wyznaniem wiary. Genialna mieszanka! Świetnie wyprodukowane piosenki o rzeczach nie z tego świata. Czy można się dziwić, że utwór „Reggaemova” został piosenką roku w wielu radiostacjach? A jeśli chodzi o rockową kapelę, to bez wątpienia „Tymoteusz”. Potężna ściana dźwięku, z której wyłaniają się słowa – lekarstwa. To nieprawdopodobne: w muzyce metalowej pojawia się lekarstwo, słowa, które dotykają najbardziej czułych punktów, największych zranień. Bardzo cenię też Anastasis za ich nowoczesne podejście do tematu… Moją uwage przykuwa niedoceniana twórczość takich artystów jak Jacek Wąsowski czy ostatnio Marek Jackowski i wielu, wielu innych. Piosenką, która przeniosła mnie do innego świata, jest „Dalej niż sięga myśl” Raz, Dwa, Trzy. To jest absolutny numer jeden. I aranżacyjnie i tekstowo. To piosenka trafiajaca do świata chrześcijan i nie chrześcijan zarazem, zadająca najważniejsze pytania świata i nie odpowiadająca na nie banałem.

– Na rynku muzyki chrześcijan panuje kryzys, bo…? – Boję się takich stwierdzeń z jednego powodu: język chrześcijan nie jest do końca ludzkim językiem. Sporo do powiedzenia ma tu sam Bóg. To On gra pierwsze skrzypce, On dotyka muzyków. W chrześcijaństwie kryzys jest cały czas. I będzie trwał aż do powrotu naszego Pana. Nie chcę uprawiać teologii z górnej półki, ale przecież, na miły Bóg, wszyscy czekamy na Jego powrót. Nie wiemy, co się wydarzy, nie wiemy, czy nie skończymy z powrotem w katakumbach. Nie musimy tego wiedzieć. Wystarczy, że On to wie. Podobnie jest z rynkiem muzyki chrześcijan. Jaką miarą mierzyć kryzys? Ilości? Jakości? Promocji? Czasem rzeczywiście wydaje się, że stąpamy po jałowej ziemi i nagle pojawiają się takie perełki, jak na przykład raciborskie Love Story. A przecież to nie my wymyśliliśmy Magdę Frączek. Mamy być uważni. I gotowi na wszystko.

– Przeżywałeś kiedyś chwile zniechęcenia, gdy machałeś ręką: koniec z listą? – Jasne. To dalsza część historii, którą opowiadam. W chwilach takich zawirowań (było ich troszkę; wyobraź sobie, że masz 30 szefów, dyrektorów naczelnych) przychodziły znaki. Mejle, SMS-y, słowa. „Róbcie to, co robicie, warto”, „Dziękuję”. Gdyby nie było w tym wszystkim „ręcznego sterowania” palcem Bożym, już dawno zwinęlibyśmy manatki. Powiem szczerze: jako dziennikarz jestem zachwycony, że mogę brać udział w takim zjawisku. Człowiek ma często ochotę wyjść na dach i krzyczeć. Na piosenki z „Muzycznych darów co tydzień głosują tysiące osób z całej Polski. Właśnie zakończyło się 477. odliczanie. Co trzy tygodnie notowanie znajdziesz na stronie GN. Jak to mawiają muzycy? Bogu niech będą dźwięki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.