Człowiek z wielką muzyką

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 46/2010

publikacja 21.11.2010 21:02

W USA wymieniają go po Janie Pawle II i Wałęsie. A Henryk Mikołaj Górecki był skromny. Zmarł 12 listopada br.

Człowiek z wielką muzyką EDYTOR/Artur Gierwatowski

Nie lubił udzielać wywiadów. Unikał kamerzystów. Kiedy przed kilku laty w GN pojawiła się prośba babci kilkumiesięcznego Adasia Aftyki, cierpiącego na nowotwór gałek ocznych, do redakcji zadzwonił telefon. Rozmówca poprosił o dokładne podanie konta (w druku zdarzyło się przekłamanie), na które można wpłacać pieniądze na operację. Nasz kolega Leszek, chcąc oddzwonić, zapytał rozmówcę o nazwisko. „Henryk Mikołaj Górecki” – usłyszał. „Ten Górecki?” – chciał się upewnić. „Ten. Zresztą jakie to ma znaczenie?” – uciął niezadowolony, że musi zdradzić, kim jest. – Twórczość zależy od tego, jakim jesteś człowiekiem – mówił swojemu uczniowi Henrykowi Cierpiołowi, dziś dziennikarzowi Polskiego Radia Katowice.

Milion żałosnych
Ten skromny, małomówny człowiek nosił w sobie wielką muzykę. – Twórczość Henryka Mikołaja Góreckiego była pełna metafizyki – mówi uczeń, kompozytor prof. Eugeniusz Knapik. – Od połowy lat 60. XX wieku komponował utwory głęboko religijne. To wyrażało jego stosunek do życia. – Był mocno wierzący – podkreśla abp Damian Zimoń. Kiedyś, odwiedzając kompozytora w Zębie – najwyżej położonej w Polsce wiosce koło Zakopanego – przywiózł mu w prezencie oprawione świadectwo chrztu. – Ucieszył się i od razu je powiesił, żeby nie zapominać o tym, co najważniejsze – wspomina ksiądz arcybiskup. Przez ostatnie miesiące leżał na oddziale intensywnej terapii w klinice w Katowicach-Ochojcu. Kiedy tylko mógł, przyjmował Komunię świętą.

– Ostatni raz widziałem go dwa tygodnie temu – opowiada prof. Knapik. – Dał mi tylko delikatny znak ręką i oczami. Nasze losy splatały się przez ostatnich 40 lat. Czerpałem z jego zaplecza duchowego – dodaje. To uduchowienie muzyki Góreckiego podbiło Stany Zjednoczone i Anglię. W 1992 r. jego III Symfonia „Pieśni żałosnych” trafiła na pierwsze miejsca amerykańskich i angielskich list przebojów. Płyta, na której utwór wykonuje amerykańska śpiewaczka Dawn Upshaw z zespołem London Sinfonietta pod batutą Davida Zinmana, rozeszła się w milionowym nakładzie. – Ta kontemplacyjna symfonia, w której znalazły się nuty opolskiej pieśni ludowej „Kajze mi się podzioł mój synoczek miły”, ale i melodie zakopiańskie, urzekła kierowców długodystansowych ciężarówek jeżdżących przez Stany i młodzież – podkreśla Cierpioł. Angielskie radio Classic FM na żądanie słuchaczy nadawało jej fragmenty na okrągło. Uwielbiał poezję Szymborskiej. „Te niby proste zestawienia słów wyrażają podstawowe prawdy o świecie” – twierdził. To samo mówili o jego III Symfonii. Do dziś w USA płyty Góreckiego opatrzone są naklejką: „Najlepiej sprzedawany kompozytor muzyki klasycznej”. III Symfonię dedykował żonie, pianistce – Jadwidze Rurańskiej. Ich dzieci odziedziczyły talenty po rodzicach. Córka Anna jest pianistką, a syn Mikołaj – kompozytorem.

Mówił „nie”
Urodził się 6 grudnia 1933 r. w Czernicy koło Rybnika. Z rodziną Góreckich przyjaźnili się mieszkający w Rydułtowach rodzice Izabeli Kucharczak. – Mama opowiadała mi, jak roczny Heniu siedział na kolanach swego taty i, wymachując rączkami, dyrygował mamie grającej na pianinie. Wszyscy się zachwycali, jaki ma słuch – wspomina pani Izabela. Matka zmarła, kiedy syn miał dwa lata. Wychowywał go ojciec, też muzyk. Do szkoły muzycznej w Rybniku trafił dopiero jako 19-latek. Przez jakiś czas uczył śpiewu w podstawówce w Rydułtowach-Radoszowach. Jego uczennicą była pani Izabela: – Z kolegami z liceum dawali koncerty. Grał jak w transie, a oni z boku brzdąkali w klawisze. W 1960 r. ukończył studia kompozytorskie z najwyższym wyróżnieniem w PWSM w Katowicach i wyjechał na studia podyplomowe do Paryża. W 1958 r. zadebiutował na Międzynarodowym Festiwalu „Warszawska Jesień”. Uznano go za jednego z najbardziej awangardowych kompozytorów.

Rok później uhonorowano go I nagrodą na II Biennale Młodych w Paryżu za I Symfonię „1959”. W połowie lat 60. XX wieku zostawił awangardowe poszukiwania, decydując się na muzykę prostą, czytelną, opartą na inspiracjach religijnych. Na zamówienie kard. Karola Wojtyły stworzył kantatę „Beatus vir”, której wysłuchał już papież Jan Paweł II. Wykonano ją podczas pierwszej pielgrzymki papieża do Polski w kościele franciszkanów w Krakowie. W 1975 r. został rektorem katowickiej Akademii Muzycznej. Prof. Julian Gembalski, wówczas adiunkt, kompozytor i mistrz gry na organach, podziwia jego bezkompromisowość. – W 1977 r. byłem organistą w kościele akademickim. To się nie podobało esbekom i przyszli do rektora, żeby mnie zwolnił. Zdecydowanie powiedział im „nie”. Postawił cały swój autorytet, choć wiedział, że mogą go pozbawić stanowiska. „Dziś zwolnię ciebie, jutro następnego, nie mogę się zgodzić” – wyjaśnił – wspomina prof. Gembalski.

W 1979 r., nie mogąc znieść narzuconych układów, podał się do dymisji. (Potem jako pierwszy absolwent dostał doktorat honoris causa tej uczelni). Powszechnie szanowany został szefem katowickiego KIK-u. Tak jak jego profesor kompozycji Bolesław Szabelski był małomówny i skryty. Mówili o nim „trudna osobowość”. Cierpiołowi przez 25 lat nie udzielił wywiadu. Uważał, że ważniejsze były rozmowy przez 2 lata na zajęciach z kompozycji. Ale kiedy gościł u siebie prof. Knapika z żoną, potrafił godzinami bawić ich rozmową. – To jedna z najbardziej autentycznych osobowości, jakie znam – podkreśla prof. Knapik. – Był sobą, kiedy ostro krytykował osoby z życia publicznego i miernoty muzyczne. Nie akceptował działań pozornych, złych wykonań, nauczył mnie w muzyce odróżniać ziarno od plew – dodaje uczeń.
Kiedy pytano, co jeszcze stworzy, odpowiadał: „To w gestii Pana Boga”. Dziś Bóg wie najlepiej, jak przydaje nam się Jego muzyka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.