Odliczanie nr 1500

ks. Szymon Kiera, współpracownik GN

|

GN 42/2010

publikacja 23.10.2010 21:55

Jest sobotni wieczór 24 kwietnia 1982 roku. Na falach Trójki nieśmiało pojawia się głos Marka Niedźwieckiego. Nikt jeszcze nie przeczuwa, że właśnie rodzi się jedna z najpopularniejszych polskich audycji. 29 października wystartuje 1500 notowanie kultowej Listy Przebojów Programu Trzeciego.

"Dzień dobry wieczór Państwu" rozpoczyna listę Marek Niedźwiecki. "Dzień dobry wieczór Państwu" rozpoczyna listę Marek Niedźwiecki.
Agencja Gazeta/Maciej Zienkiewicz

Jacek Marcinkowski spod Koszalina wyciąga z szuflady biurka stosik zeszytów. Na pożółkłych kartkach widnieją równe słupki cyferek i kolumny z tytułami utworów. Podobnie jest w starych kajetach księdza Zbyszka Tomasika z Warmii. Równiutko rozrysowane tabele, krótka statystyka i... cała masa śmiesznych błędów. – O, popatrz tutaj – wskazuje młody duszpasterz – zamiast Queen zanotowałem „Kłyyn”, a kilka stron dalej widnieje tajemnicze „Lov Są” De Kjur. To taka moja ówczesna transkrypcja „Love Song” grupy The Cure...

Zaraźliwa pasja
Pojawienie się w eterze zestawienia piosenek wybieranych głosami słuchaczy było pomysłem Andrzeja Turskiego, ówczesnego redaktora naczelnego Trójki. Program Trzeci wracał właśnie na antenę w trudnych czasach stanu wojennego, a świeża formuła audycji miała przyciągnąć nowych słuchaczy. Szybko okazało się, że pomysł był strzałem w dziesiątkę, a prowadzący program Marek Niedźwiecki w krótkim czasie swą pasją zdołał zarazić setki dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków. Wielu z nich wciąż jeszcze posiada zapiski notowań z tamtych czasów i ze wzruszeniem wspomina czar Listy z lat osiemdziesiątych.

Sobotnie, a później piątkowe wieczory zamieniały się w polskich domach w istne celebracje. Szczęśliwi posiadacze radiomagnetofonów Kasprzak czy Grundig z wypiekami na twarzach czekali, aż ich ulubiona piosenka pojawi się w zestawieniu, by móc ją nagrać na pamiętnych kasetach „Stilon Gorzów”. Często słuchanie Listy wymagało nie lada poświęceń. – Mój starszy brat manewrował skalą, a ja wykonywałam akrobacje z drutem pełniącym funkcję anteny – wspomina z rozrzewnieniem dawne czasy wokalistka Basia Stępniak-Wilk. – To był rytuał, którego nie można było zaniedbać – dodaje jej koleżanka po fachu Małgorzata Ostrowska. Kiedy wraz z Lombardem wyjeżdżała w trasy koncertowe, kolejne notowania nagrywał dla niej narzeczony. – Prawda, że wart był szalonej miłości? – śmieje się po latach autorka „Szklanej pogody”.

Teatr wyobraźni
Na niebywałą popularność Listy złożyło się wiele czynników. Prezentowana w audycji muzyka z Zachodu niosła w latach osiemdziesiątych powiew wolności, była dla wielu odskocznią od siermiężnej rzeczywistości PRL-u. Utrudniony dostęp do płyt doskonale rekompensowały kolejne kasety z nagraniami LP3. Czy ktoś pamięta jeszcze, jaką furorę robiły na szkolnych dyskotekach składanki własnej produkcji? Zdobyte dzięki Liście piosenki Neny, Limahla i Classix Nouveaux podrywały wszystkich do tańca. Audycja cieszyła się powodzeniem także ze względu na obecność mnóstwa polskich wykonawców. Umieszczenie na Liście piosenki było dla wielu zespołów wyróżnieniem i najlepszym sposobem promocji. Fani Republiki, Perfectu i Lady Pank zasypywali redakcję głosami na ulubieńców, a sami artyści z niepokojem śledzili losy swoich utworów w kolejnych notowaniach.

Poza muzyką Lista przyciągała słuchaczy niezwykłą charyzmą Marka Niedźwieckiego. Najważniejsze bywało często to, co dzieje się pomiędzy piosenkami. Radiowy Niedźwiedź z pasją tworzył prawdziwy „teatr wyobraźni”: spadał z krzesła, głośno chrupał jabłka, wcinał „torcik koczeladowy”, wbiegał zdyszany do studia, zawadiacko przekręcał tytuły utworów, a słuchacze... prosili o więcej! – Zastanawiam się, czy teraz większej wartości nie stanowiłyby kasety będące zbiorem wejść na antenę Marka Niedźwieckiego? Jego sposób prowadzenia audycji i wyjątkowe poczucie humoru są jednym z największych atutów programu – przyznaje Jakub Jarosz, który jako pierwszy w historii słuchacz współprowadził Listę z jej założycielem. Dziś już na stałe współpracuje z prowadzącymi kultową audycję Markiem Niedźwieckim i Piotrem Baronem.

Cenzura i statystyki
„Stan wojenny nie nastrajał optymistycznie. Może właśnie dlatego uciekaliśmy w muzykę, by nie myśleć o prozie życia?” – notuje w swoim dzienniku Niedźwiecki. Szara rzeczywistość dawała się jednak od czasu do czasu we znaki, a czujne oko (i ucho) cenzury nie ominęło nawet Listy. Gdy w 1984 roku Maanam odmówił występu na koncercie dla „czerwonych towarzyszy”, do Tróki przyszedł prikaz natychmiastowego zdjęcia zespołu z anteny. Przed redaktorem muzycznym stanął nie lada
problem: w zestawie hulały akurat aż trzy piosenki grupy. Jak je „odgórnie” usunąć, skoro słuchacze wciąż przysyłają głosy? Z impasu wybawił Niedźwieckiego wymyślony naprędce fortel: w miejsce utworów na Liście pojawiał się przygotowany specjalnie jingiel! Dziesięć razy głucho dudniły werbelki z „To tylko tango”, a słuchacze, domyślając się, o co chodzi, nadal głosowali na Maanam.

Niepostrzeżenie mijały lata, a Lista nie traciła popularności. Doskonale wyselekcjonowana muzyka i spontaniczny, pełen ciepła styl Niedźwieckiego skutecznie przyklejały słuchaczy do radioodbiorników. Zamiast oglądać „Miasteczko Twin Peaks”, fani Listy zamykali się w pokojach, by po raz kolejny usłyszeć znajomy głos mówiący: „Dzień dobry wieczór Państwu! Jest już 15 milionów po dziewiętnastej. Dziś mamy 4 nowości, 2 piosenki zajmują pozycje sprzed tygodnia, 13 idzie do góry a 11 w dół”. Te suche, wydawać by się mogło, statystyki są dla fanów źródłem prawdziwych emocji. – Coś przesunęło się o kilka miejsc wzwyż, coś spadło, coś jest już tyle tygodni w zestawie, coś debiutuje. Od początku fascynowały mnie te zestawienia liczbowe – przyznaje Jakub Jarosz – i stąd też wzięło się moje zainteresowanie Listą. Muzyka przyszła dopiero później...

A pamięta pan, panie Marku?
Początek lat dziewięćdziesiątych miał na chwilę zachwiać solidną pozycją audycji. Powstające w nowych warunkach komercyjne stacje radiowe próbowały konkurować z Listą Trójki własnymi zestawieniami przebojów. Odpływ słuchaczy nie był jednak drastyczny, a program Niedźwieckiego wciąż przyciągał nowych fanów. Jacek Marcinkowski wspomina te czasy wyjątkowo ciepło: – Pamiętam, że właśnie wtedy spędzałem piątkowe wieczory na wspólnym słuchaniu Listy z moją narzeczoną, a dziś już żoną, Agnieszką. To był czas, kiedy trzymaliśmy kciuki za „Kochać inaczej” De Mono, „Losing my Religion” R.E.M. oraz za nikomu wcześniej nieznaną Beverley Craven i jej „Promise Me”. Być może właśnie umiejętność lansowania przez Niedźwieckiego coraz to nowych, ciekawych artystów zapewniła audycji niegasnące zainteresowanie fanów. Wspomniana piosenka Beverley Craven, przypadkiem „wynaleziona” przez pana Marka w Holandii, tak spodobała się słuchaczom, że w zestawieniu spędziła... ponad 60 tygodni! Istotne znaczenie dla popularności Listy miało w końcu zaangażowanie samych fanów w tworzenie się programu. Formuła audycji jest wyjątkowo interaktywna: słuchacze telefonują, biorą udział w konkursach, odwiedzają studio, by zapowiedzieć piosenkę ulubionego artysty. A Lista niepostrzeżenie staje się ważną towarzyszką ich życia. Niekiedy ktoś z fanów zagadnie: – A pamięta pan, panie Marku, co było na pierwszym miejscu w 272. notowaniu Listy? Bo mnie właśnie wtedy urodził się syn!

Każdy głos na wagę złota
Pan Marek, rzecz jasna, nie pamięta, ale od czego technika! Wszystkie statystyki i zestawienia można bez problemu odnaleźć w specjalnym internetowym archiwum www.lp3.pl. Pomysł stworzenia takiej bazy danych zrodził się w głowie Jacka Kmiecika, który Listy słucha od samego początku. – Jeszcze na studiach dostaliśmy do wykonania projekt z elektronicznej techniki obliczeniowej. Jednym z tematów był ranking utworów, taka pseudolista przebojów – opowiada Jacek. Projekt zaliczyłem, ale inspiracja została... Po latach wróciłem do tego pomysłu i już w okolicach tysięcznego notowania obecne archiwum było gotowe. Ta prawdziwa kopalnia wiedzy o Liście Przebojów szybko została uzupełniona o internetowe forum, na którym fani regularnie komentują kolejne audycje. Dzięki prowadzonym zapisom wielu słuchaczy może zapoznać się z bieżącymi rankingami. Tak jest w przypadku Krzysztofa Konaszewskiego, który od czterech lat pracuje jako nauczyciel angielskiego w Chinach. – Kilka razy zdarzyło mi się słuchać Listy na żywo, ale jest to dość karkołomne przedsięwzięcie. Gdy w Polsce rozpoczyna się audycja, u mnie w Hangzhou jest już pierwsza w nocy. Zamiast czuwać aż do czwartej, mogę po prostu sprawdzić wyniki na forum – mówi Krzysztof i każdego tygodnia skrupulatnie typuje internetowo dziesięć swoich ulubionych utworów w zestawie. Jak mawia pan Marek, każdy głos jest na wagę złota! I chociaż dawne wysyłanie pocztówek do Trójki już dawno zostało wyparte przez system internetowy, to jednak emocje towarzyszące oczekiwaniu na wyniki notowania wciąż są takie same.

The Final Countdown
– Pamiętam, że kiedyś w seminarium koledzy tuż przed Listą schowali mi radio. Wiedzieli, że w piątki po 19.00 Zbyszkowi się nie przeszkadza. Na szczęście miałem w zanadrzu plan B, czyli zapasowe radyjko na baterie, ukryte w szufladzie –opowiada z błyskiem w oku ksiądz Tomasik. W najbliższy piątek na pewno nie zabraknie go przy odbiorniku. W tym samym czasie Jacek i Agnieszka Marcinkowscy będą trzymać kciuki za swych faworytów, Jacek Kmiecik zasiądzie przy Forum LP3, a Jakub Jarosz w studiu Trójki będzie odbierać telefony słuchaczy. Kto wie, może nawet w dalekich Chinach Krzysztof Konaszewski wytrwa do czwartej nad ranem? Kolejne notowanie Listy, współprowadzone przez Marka Niedźwieckiego i Piotra Barona, przejdzie wszak do historii. Odliczanie numer 1500 rozpocznie się lada moment! •

Korzystałem z książki „Lista Przebojów Trójki. Notowania 1301–1330” autorstwa Jakuba Jarosza i Jacka Marcinkowskiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.