Pionki idą do nieba

Szymon Babuchowski

|

GN 42/2010

publikacja 23.10.2010 21:52

Rzucasz kostką – i lecisz z papieżem do Australii. Klikasz myszką – i już jesteś w świecie pierwszych apostołów. Producenci gier coraz odważniej sięgają po tematy związane z chrześcijaństwem.

Atrakcją Polskich Gier Planszowych są starannie wykonane drewniane pionki. Atrakcją Polskich Gier Planszowych są starannie wykonane drewniane pionki.
Henryk Przondziono

Nie od początku tak bywało. Gdy 11 lat temu Wydawnictwo Pasterz uruchamiało swoją produkcję, chrześcijańskie gry komputerowe można było policzyć na palcach jednej ręki. Również w dziedzinie planszówek sytuacja do niedawna nie wyglądała lepiej. Działająca od roku firma Polskie Gry Planszowe, z charakterystycznym „Boćkiem” w logo, jest wyjątkowym przypadkiem na polskim rynku. – Świat gier w dużej mierze koncentruje się wokół tematyki fantasy czy horrorów – twierdzi Paweł Kołodziejski, współwłaściciel Polskich Gier Planszowych. – My wychodzimy z czymś zupełnie innym, więc jest w tym element konfrontacji.

Poważna zabawa
– Powstaliśmy jako przeciwwaga dla gier pełnych przemocy – mówi Grzegorz Chodak z Wydawnictwa Pasterz, specjalizującego się w komputerowych grach biblijnych. Niedawno do sprzedaży weszła najnowsza produkcja Pasterza – „Być uczniem Jezusa”. Informatycy pracowali nad tą grą kilka lat. – Staraliśmy się, by nie odbiegała jakościowo od innych gier obecnych na rynku – dodaje producent.
I rzeczywiście, udało się. Trójwymiarowa grafika przedstawia Palestynę z czasów Jezusa, dialogi wypowiadają prawdziwi aktorzy, a w tle pobrzmiewają nuty żydowskich melodii. Gracz nie tylko czerpie przyjemność z wędrówki po wirtualnym mieście, ale jeszcze otrzymuje sporo informacji o wierze, kulturze i historii. Można je odkrywać przez wiele wieczorów, bo choć głównymi odbiorcami mają być osoby między 10. a 18. rokiem życia, to nawet dorosły potrzebuje na przejście całej gry około tygodnia.

Czy jednak taka formuła rzeczywiście przemówi do młodych ludzi? – Jesteśmy z żoną w oazie rodzin, więc mamy sporo okazji, żeby przetestować nasze gry – uśmiecha się Grzegorz Chodak. – Widzieliśmy na własne oczy, jakim powodzeniem cieszy się wśród najmłodszych „100 gier biblijnych” – zbiór quizów odnoszących się do biblijnych opowieści. Teraz liczymy na to, że do nieco starszych odbiorców przemówi nasza najnowsza produkcja. Jest w niej wiele zabawnych postaci, jak przygłucha babcia Andzia czy kowal, który mówi wyłącznie wierszem. Chcemy, żeby gra była zabawna, ale nie może też być samą zabawą. Zależy nam, by przekazywała w przystępnej formie ważne, ewangeliczne treści.

Rodzina wokół planszy
Podobny cel stawiają sobie producenci z Polskich Gier Planszowych. – To nasz mały wkład w ewangelizację kultury – wyznaje Paweł Kołodziejski. – Wiem, że na świeckim rynku niektórzy mają do nas dystans, bo jesteśmy dla ludzi nowym zjawiskiem, ale właściwie dlaczego chrześcijaństwo ma być zepchnięte tylko do sfery prywatnej? Robimy gry o tym, co dla nas ważne: wierze, patriotyzmie. Choć niekoniecznie opatrujemy to religijnymi emblematami, bo chcemy przyciągnąć także tych, dla których wątki chrześcijańskie są czymś nowym.

W pracowni w podkrakowskiej Olszanicy realizują kolejne pomysły. Są wśród nich gry o misjach i św. Franciszku, ale jest też pomysł na odkrywanie Wawelu i strategiczna „Bitwa pod Grunwaldem”. Hitem może okazać się nowa gra „Dookoła świata z Janem Pawłem II”. A wszystko w ładnej, plastycznej oprawie, za którą stoi sam Kołodziejski – z zawodu malarz. Zwracają uwagę kunsztownie wykonane drewniane pionki, specjalne koła losujące, które zastępują tradycyjną kostkę, czy żetony i karty zbierane przez graczy. Wszystkie te gadżety sprawiają, że gra staje się także pięknym przedmiotem, dającym zmysłową przyjemność, której komputerowa grafika dostarczyć nie może.

Małgorzata i Marek Oczkowscy, którzy wraz z Pawłem Kołodziejskim tworzą firmę z „Boćkiem” w logo, zwracają uwagę na jeszcze jedną poważną zaletę planszówek: można w nie grać całą rodziną: – Zwykle w niedzielne popołudnie zasiadamy do stołu i rozkładamy plansze. To okazja, żeby pobyć razem, porozmawiać – twierdzą. Sam Kołodziejski wyznaje, że na pomysł założenia firmy wpadł podczas rekolekcji, na których co roku z żoną animują zajęcia ewangelizacyjne dla około 70 dzieci. Teraz sam wymyśla gry jedna za drugą. – Bywa, że rzucimy jakiś temat, a Paweł zapala się i na drugi dzień przychodzi z gotowym projektem – opowiada Małgorzata Oczkowska.

Grasz w Hołownię?
Twórcy ewangelizacyjnych gier przyznają, że wiele rzeczy można jeszcze w nich poprawić, zmodyfikować. I że nie jest łatwo zachować złoty środek między dynamiczną akcją a wielością informacji, które chce się przekazać. Z tym problemem musiał się zmierzyć także znany dziennikarz Szymon Hołownia, który dołączył grę planszową do swojej książki „Monopol na zbawienie”. Pionki wędrują w niej do nieba.

Okazało się to świetnym chwytem marketingowym – książka sprzedała się w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy, choć grę trudno potraktować jako pomysł na miły, towarzyski wieczór. Chodzi w niej przede wszystkim o postawienie ważnych pytań. Bo pytania, czy w niedzielę można iść do supermarketu albo ile dać na Mszę, gdy ksiądz mówi „co łaska”, tylko z pozoru są błahe. W rzeczywistości to, jakiej udzielimy na nie odpowiedzi, sporo mówi o nas i naszym podejściu do chrześcijaństwa.

Żeby jednak dojść do tego, czemu za daną odpowiedź jest mniej lub więcej punktów, trzeba przeczytać kolejne rozdziały. A na to nie ma czasu na przykład na studenckiej imprezie. – Fakt, słyszałem, jak studenci umawiali się, żeby „grać w Hołownię” – śmieje się dziennikarz. – Ale dla mnie optymalny pomysł na lekturę tej książki jest taki, żeby każdego dnia raz rzucić kostką i przeczytać jeden rozdział.

W tym przypadku gra jest więc tylko dodatkiem do książki, w nieszablonowy, czasem prowokacyjny sposób mówiącej o sprawach wiary. Trzeba jednak przyznać, że jest to dodatek wykonany bardzo starannie. Dopracowana szata graficzna, gustowne pudełko, karty do losowania – wszystko to sprawia, że chce się wziąć ten produkt do rąk i… zagrać. Z czasem, ciekawi odpowiedzi, sięgamy coraz głębiej do książki. – Udało mi się uzyskać efekt zaskoczenia – cieszy się Szymon Hołownia. Ludzie mówią: „O kurczę, gra o wierze!” i zaczynają się temu przyglądać. Wtedy jest szansa, że zrodzi się dyskusja o tym, co najważniejsze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.