Zapiski naczelnego Słowika

Szymon Babuchowski

|

GN 32/2010

publikacja 13.08.2010 10:36

Na co dzień przemawia do nas słowiczymi głosami chórzystów. Teraz życie Stefana Stuligrosza poznajemy także z kart książki.

Stefan Stuligrosz, twórca Poznańskich Słowików, kończy właśnie 90 lat. Stefan Stuligrosz, twórca Poznańskich Słowików, kończy właśnie 90 lat.
(Stefan Stuligrosz, „Piórkiem Słowika”, Media Rodzina, Poznań 2010 s. 600)
PAP/Adam Ciereszko

Swoje przyjście na świat oznajmił przeraźliwie donośnym głosem. Później, co prawda, ojciec chciał zrobić z niego kupca, ale on wiedział już, że woli muzykę. I nawet zobowiązujące nazwisko – Stuligrosz – nic tu nie zmieniło. Skoro już jako mały szkrab wzruszał się brzmieniem organów w parafialnym kościele, trudno, by w dorosłości zajmował się handlem. Dziś nazwisko Stefana Stuligrosza i nazwę Poznańskich Słowików zna cała Polska. W 90. rocznicę urodzin wybitnego dyrygenta ukazały się jego wspomnienia zatytułowane „Piórkiem Słowika”. Część z nich była już publikowana w dwóch częściach książki pod tym samym tytułem, teraz zebrano je w jeden tom i uzupełniono o nowe zapiski.

Książka liczy 600 stron, ale historia życia Stuligrosza jest na tyle ciekawa, że czytelnik nawet przez chwilę nie czuje znużenia. Dyrygent z wielką czułością pisze o rodzicach, babci, swoim muzycznym mistrzu – ks. Wiesławie Gieburowskim i rodzinnym Poznaniu. Przede wszystkim jednak koncentruje się na swoim ukochanym dziecku – chórze chłopięcym, o którego istnienie i charakter nieraz musiał walczyć. Szczególnie interesujące są partie książki poświęcone funkcjonowaniu Słowików w okresie PRL-u, ukazujące dylematy dyrygenta. Kiedy trzeba zachować niezłomność, a kiedy możliwy jest kompromis, pozwalający ocalić dobro, jakim jest chór? Wydaje się, że Stuligrosz dokonywał wyborów, których nie musi się dzisiaj wstydzić.

Pomogła mu w tym wiara, którą nie tylko manifestował (także w najtrudniejszych czasach stalinowskich), ale którą żył na co dzień. Gdy groziły mu niemałe konsekwencje za to, że jeden z jego podopiecznych boksował portret Stalina, on po prostu modlił się „Pod Twoją obronę”. A potem… wychodził z opresji w taki sposób, że partyjni urzędnicy nie mogli się nadziwić jego przebiegłości. Książka pełna jest podobnych anegdot. Dzięki nim lepiej poznajemy tego ciekawego człowieka, na co dzień przemawiającego do nas jedynie słowiczymi głosami chórzystów. To także historia licznych przyjaźni i niezwykłych podróży. Warto ją przeczytać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.