Lato bez festiwali

Szymon Babuchowski

|

GN 31/2010

publikacja 04.08.2010 14:10

Nie będzie w te wakacje festiwalu w Sopocie, a Opole odbędzie się we wrześniu – oto wieści dla tych, którzy niecierpliwie wertują co tydzień program telewizyjny w oczekiwaniu na ulubiony festiwal.

Lato bez festiwali Lukę w wakacyjnych imprezach nieoczekiwanie wypełnił Festiwal Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze. Koncert przyciągnął przed telewizory ponad 3 mln widzów PAP/Lech Muszyński

A może już takich osób nie ma? W ostatnie lata przyzwyczailiśmy się przecież do tego, że z ekranu płynie dyskotekowa sieczka, a nasze „wielkie” imprezy muzyczne dostosowują się do tego poziomu.

Trzy Sopoty
Aż nie chce się wierzyć, że kiedyś w Sopocie występowały takie postaci jak Charles Aznavour, Johnny Cash czy Chris Rea. Stopniowe chylenie się festiwalu ku upadkowi można było jednak zaobserwować od czasu, kiedy o Sopot zaczęły walczyć komercyjne telewizje. Nagle okazało się, że każda stacja telewizyjna musi mieć swój festiwal. W 2003 roku Polsat stworzył Sopot TOPtrendy, a rok później TVN przejął organizację „właściwego” Sopot Festivalu. Telewizja publiczna, aby nie być gorsza, stworzyła własny Sopot Hit Festiwal, będący w istocie plebiscytem na polski i zagraniczny przebój. – Różnorodność tych imprez była ich atutem, gdyż każda adresowana była do innej grupy odbiorców – twierdzi Anna Dyksińska z biura prezydenta Sopotu. – Trudno też się dziwić, że każda telewizja chciała w sezonie turystycznym zaznaczyć swoją obecność w kurorcie. W efekcie jednak widzowie byli zdezorientowani, a stacje walczyły o to, by przyciągnąć publiczność komercyjnymi chwytami. Sopot Hit Festiwal postawił na Dodę, która w 2008 roku nawet tam zwyciężyła, a TVN próbował na swoją imprezę ściągać dinozaury, takie jak Karel Gott, Helena Vondráčková, Drupi czy Limahl. Polsat wypracował konsekwentną formułę, zapraszając artystów, którzy sprzedali najwięcej płyt, oraz – na drugi koncert – tych, którzy się „dobrze zapowiadają”. Trzecią imprezą TOPtrendy był zawsze Kabareton.

Zielona Góra na bezrybiu
W zeszłym roku wygasła pięcioletnia umowa, jaką miasto podpisało z TVN-em na organizację Sopot Festivalu. Nagle okazało się, że komercyjna telewizja nie jest zainteresowana jej przedłużeniem. – Festiwal okazał się nierentowny, nie możemy sobie pozwolić na występowanie w roli organizatora – tłumaczył rzecznik prasowy TVN Karol Smoląg. Władze miasta zaczęły pertraktacje z TVP, jednak ta nie tylko, że nie przejęła Sopot Festivalu, ale jeszcze wycofała znad morza Hit Festiwal, przenosząc go do Bydgoszczy. W Sopocie pozostał jedynie festiwal TOPtrendy, który odbył się tym razem w maju. Tegoroczna edycja odbyła się jednak w zmienionych warunkach – nie w Operze Leśnej, która jest remontowana, a na Hipodromie. To tutaj pojawiła się statuetka Bursztynowego Słowika, kojarzonego dotąd z Sopot Festivalem. Otrzymali ją Edyta Górniak i Maciej Maleńczuk. Lukę w wakacyjnych imprezach muzycznych nieoczekiwanie wypełnił Festiwal Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze. Wprawdzie zaprezentowane rosyjskie melodie niespecjalnie różniły się od współczesnych melodii amerykańskich, a niektórzy wykonawcy śpiewali nawet po angielsku, nie przeszkodziło to jednak festiwalowi w zgromadzeniu przed telewizorami 3-milionowej widowni. Widocznie potrzeba oglądania festiwali w narodzie nadal istnieje.

Sopot w Bydgoszczy
Z takiego założenia wychodzą zapewne organizatorzy Bydgoszcz Hit Festiwalu – telewizyjna Dwójka i Radio Eska. Imprezę, która odbędzie się 28 i 29 sierpnia w hali Łuczniczka, reklamują jako „jedyny wakacyjny festiwal telewizyjny”, co – ze względu chociażby na Zieloną Górę – nie jest do końca prawdą. Być może jednak uda się choć w części wypełnić lukę po festiwalach sopockich. Tomasz Maliszewski, dyrektor regionalny Radia Eska w Bydgoszczy, podkreśla, że miasto niczego nie przejmuje z innych ośrodków – organizuje swój własny festiwal. Mimo to jego formuła nie różni się zbytnio od Sopot Hit Festiwalu.

Około 15 polskich i 15 zagranicznych wykonawców rywalizować będzie w konkursie na Hit Lata 2010. Całość uzupełnią koncerty gwiazd, wśród których znajdą się m.in. Feel i brytyjska piosenkarka Sophie Ellis Bextor. W ten sposób – z braku konkurencji – Bydgoszcz ma szansę stać się nową muzyczną stolicą Polski. W kalendarz tego miasta wpisała się już bowiem na stałe także inna, znacznie ciekawsza zresztą impreza. Smooth Festival, firmowany początkowo przez Marka Niedźwieckiego, przybliżający muzykę z pogranicza popu i jazzu. W tym roku na Wyspie Młyńskiej wystąpili m.in. Vaya Con Dios i Ive Mendes. Trzeba przyznać, że władze miasta robią, co mogą, by je wypromować.

Opole bez amfiteatru
Tajemnicą owiane są ciągle szczegóły tegorocznego festiwalu opolskiego. Organizatorzy mają je podać dopiero 19 sierpnia. Na razie wiadomo tylko, kto będzie walczyć w konkursie SuperJedynek i że w Kabaretonie wystąpią m.in.: Zenon Laskowik, Jacek Fedorowicz i Waldemar Malicki ze swoją Filharmonią Dowcipu. Opolski festiwal, również dryfujący od połowy lat 80. w stronę uśrednionej papki, w tym roku boryka się z dodatkowymi problemami. Nie dość, że amfiteatr jest w remoncie, to jeszcze katastrofa smoleńska i przyspieszone wybory prezydenckie sprawiły, że czerwcowy termin imprezy okazał się nierealny. Ostatecznie festiwal odbędzie się od 10 do 12 września w kampusie Politechniki Opolskiej, dawnej jednostce wojsk pancernych. – Widownia będzie liczyć ok. 3,5 tys. miejsc – zapowiedział dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury Rafał Paliwoda. Nie tylko Sopot i Opole są obecnie festiwalami „na wygnaniu”. Najciekawsza w Polsce impreza alternatywna, Off Festival, przeniosła się z Mysłowic do katowickiej Doliny Trzech Stawów. Twórca festiwalu, Artur Rojek z zespołu Myslovitz, miał dość sporów politycznych i finansowych, jakie toczyły się o imprezę w jego rodzinnym mieście. Festiwal im. Ryśka Riedla „Ku przestrodze” już w zeszłym roku zmienił miejsce pobytu z Tychów na Chorzów.

Imprezy bez wizji
Wygląda na to, że większość polskich miast nie radzi sobie z organizacją dużych imprez kulturalnych. Jednak brak pieniędzy tylko po części jest przyczyną tego stanu rzeczy. W przypadku Sopotu i Opola od dłuższego czasu mamy do czynienia z kompletnym brakiem wizji. Organizatorzy, chcąc przyciągnąć szeroką publiczność, sięgają po muzykę środka. Niech będzie coś dla młodych, najlepiej Doda, starszym sprzedamy po raz kolejny te same piosenki, dajmy na to Maryli Rodowicz – i jakoś się kręci. Tyle że mało kogo może już to poruszyć. Festiwal „dla wszystkich” w efekcie okazuje się imprezą dla nikogo. Czy pojawi się jakaś nowa wizja dla festiwali o tak długiej tradycji? – Szukamy nowych możliwości zagospodarowania zarówno Opery Leśnej w nowej szacie, jak i marki Sopotu jako miejsca ciekawych wydarzeń artystycznych – zapowiada Anna Dyksińska. Oby tylko te poszukiwania nie były kolejnymi umizgami w stronę tzw. masowego odbiorcy. Bo nawet on w końcu się zmęczy oglądaniem w kółko tych samych gwiazdek muzyki pop. I przełączy kanał, żeby obejrzeć mecz albo ciekawy film.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.