Kochać nieśmiało samego siebie

ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego

|

GN 26/2010

publikacja 05.07.2010 13:14

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć ... i więcej nic... C. K. Norwid

Kochać nieśmiało samego siebie Jakub Szymczuk

Jeszcze raz chciałbym dziś o sakramencie kapłaństwa, o życiu księdza, o przepastnej tajemnicy tej wielkiej katolickiej sprawy. Niech będzie to otwarty epilog Roku Kapłańskiego. Przyczyną jest bohater tego roku, św. Proboszcz z Ars, Jan Maria Vianney – ten spędza mi sen z powiek. Jego wyzywająca anachroniczność, uderzająca w naszą próżność (księżowską na pewno, ale czy tylko?), kwestionująca rzekomą konieczność udziału w mainstreamie, obnażająca miałkość pragnienia, by nie spóźnić się na pociąg do nowoczesności i by mieć dostęp do wszelkiej maści konfitur (znaczenie, satysfakcja, zdrowie, wygląd, szacunek społeczny, kariera, podróże, tzw. sukces duszpasterski, dobra opinia u przełożonych etc. etc.). Jego francuskość, wybitnie pascalowska – żyć subtelnie, pokornie, arcygłęboko, z myślą ześrodkowaną na Bogu, na Jego prymacie bezwzględnym. Właśnie skończyłem lekturę książki, której głównego bohatera Vianney był zapewne pierwowzorem.

* * *
Przeczytałem po raz drugi (po prawie 40 latach od pierwszej lektury) „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” Georges’a Bernanos (tłum. K. Rogowiec, Warszawa 1950). Było to jak orzeźwiający łyk świeżej wody po żegludze na mętnych (nierzadko) wodach najnowszej literatury pięknej (przymiotnik ten w przypadku niejednego utworu ma sens przejmująco ironiczny...), którą czytuję w niemałych ilościach i z uwagą, traktując ją jako sejsmograf rejestrujący tektoniczne ruchy współczesności, przemiany naszej cywilizacji, mentalności, ducha. I olśniewające było to odkrycie: książka się broni, zachwyt przetrwał, a nawet jeśli się nieco zestarzał, to „ku dojrzałości” (ufam), zaś we wnętrzu powieści mogą się spotykać poezja i teologia, w znakomitych proporcjach.

Bernanos (1888–1948) napisał swoje arcydzieło w roku 1936. Bohaterem jest tytułowy ksiądz, proboszcz zapadłej wsi położonej gdzieś w okolicach Lille. Zresztą bohaterami prawie wszystkich książek tego autora są księża, ale w żadnej z nich nie chodzi o portret socjologiczny czy wizerunek psychologiczny (przynajmniej nie w pierwszym rzędzie), ale o wniknięcie w głąb duchowego życia postaci, życia pasterzy, życia do ostatecznych granic – na śmierć i życie właśnie – zaangażowanego w dramat zbawienia dusz. Księża z powieści Bernanos (zwłaszcza ów wiejski farorz, zmarły na raka żołądka, zmarły młodo, na pewno przed czterdziestką) to ludzie charakterologicznie przeciętni, często ze złymi skłonnościami, dziedziczonymi po lichych przodkach, fizycznie słabi, schorowani, ale nigdy nie opuszczeni przez Boga, którego łaska dociera do najniższych i najciemniejszych miejsc ich egzystencji. „Wystarczy ci mojej łaski” (2 Kor 12,9), słyszą echo Boskiej pociechy skierowanej do świętego Pawła. „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” jest bowiem właściwie powieściowo-poetyckim traktatem o łasce.

* * *
Oto fragmenty „Dziennika”, wybieram kilka spośród najbardziej mnie przejmujących. Obawiam się, że nigdy nie stanę się praktyczny, doświadczenie niczego mnie nie nauczy. Dla powierzchownego obserwatora nie odróżniam się od otaczających mnie księży, jestem chłopem jak oni. Lecz jestem potomkiem ludzi bardzo biednych, robotników akordowych, wyrobników, dziewczyn folwarcznych, brak nam zmysłu własności, zatraciliśmy go z pewnością w ciągu wieków. Pod tym względem ojciec mój podobny był do mojego dziadka, który znowu podobny był do swojego ojca, zmarłego z głodu podczas straszliwej zimy 1854 r. (s. 34)

Płacimy drogo, bardzo drogo za nadludzką godność naszego powołania. Śmieszność jest zawsze tak bliska wzniosłości! I świat zazwyczaj tak pobłażliwy dla śmieszności, naszej śmieszności nienawidzi instynktownie. (s. 68)

Prawdziwy ból człowieka najpierw należy do Boga, zdaje mi się. Staram się przyjąć go pokornie do mojego serca, taki, jakim jest, staram się przyswoić go sobie, pokochać. I rozumiem całe znaczenie ukryte w wyrażeniu, które stało się pospolite, »obcować z kimś«, gdyż naprawdę ja obcuję z tym bólem. (s. 75)

Grzech przeciw nadziei – najśmiertelniejszy ze wszystkich i być może najlepiej przyjmowany, najbardziej pieszczony. Trzeba długiego czasu, żeby go rozpoznać, a smutek, który go zwiastuje, poprzedza, jest tak słodki! Jest to najtęższy z eliksirów złego ducha, jego ambrozja.
(s. 95)

Nie traci się wiary, ona przestaje kształtować życie, to wszystko (...) Moja wiara schroniła się i trwa tam, gdzie z pewnością nie szukałbym jej, w moim ciele, w moim nędznym ciele, w mojej krwi i w ciele, znikomym, ale ochrzczonym. Chciałbym wyrażać swoją myśl jak najprościej, możliwie naiwnie. Nie straciłem wiary, ponieważ Bóg raczył mnie ustrzec od nieczystości.
(s. 104–105)

Heroizmem na moją miarę jest nie mieć go wcale i skoro mi brak sił, pragnąłbym teraz, żeby moja śmierć była nikła jak najbardziej, żeby nie wyróżniała się spośród innych wydarzeń mojego życia.
(s. 224)

Nienawidzić siebie jest łatwiej, niż się zdaje. Łaską jest zapomnieć siebie. Ale gdyby wszelka pycha w nas umarła, najwyższą łaską byłoby kochać nieśmiało samego siebie, jak każdy z umęczonych członków Jezusa Chrystusa.
(s. 237)

A cała poniższa część tekstu to już notatki robione na marginesie tej lektury, pod wpływem dziennika proboszcza z Ambricourt. I do życia obu proboszczów, z Ars i Ambricourt, komentarz.

* * *
W Ewangelii o ubogiej wdowie (Mk 12,38-44)
Chrystus przestrzega: przed wykorzystywaniem ubogich i słabych, przed dbaniem jedynie o zewnętrzność i pozory, przed próżnością, narcyzmem, egocentryzmem; przed wykorzystywaniem Bożego powołania do hołubienia własnego ego, a nie do służby. Ale przede wszystkim Pan dodaje otuchy i nas pociesza, jak to On. Opowiada zachwycającą historię ubogiej wdowy, która wrzuca do skarbony jeden grosz, swoje wszystko, i staje się w ten sposób wspaniałym obrazem tego, o co tak naprawdę chodzi w każdym kapłańskim życiu. Uboga wdowa jest w swoim geście podobna do Boga. Jezus, opowiadając o niej, opowiada uczniom o swoim Ojcu. To Bóg bowiem całe swoje mienie wrzucił do skarbony świata, kiedy podarował nam swego niepozornego, ukrytego, mało zauważalnego w ludzkiej historii, odrzucanego – zarówno kiedyś, jak teraz – umiłowanego Syna. I w tym biednym człowieczym „prawie nic” Jezusa z Nazaretu podarował nam więcej niż wtedy, kiedy stworzył wszechświat. Ponieważ dał nam swoje wszystko, całą swoją miłość. Jezus jest jak grosik; zanurzony całkowicie w odmętach kosmosu i dziejów, „mało skuteczny” według ludzkiej miary, zależny od świadectwa naszych grzesznych warg, słabo słyszalnych głosów i poranionych serc uczniów – pieniążek Wcielenia, Wydarzenie Chrystusa.

„Zesłał Bóg Syna swego” (Ga 4,4), bo inaczej nie dało się utrzymać świątyni, zbawić ludzi. To jest reguła zbawienia i nadziei płynąca w nasz świat z wnętrza samego Boga: rzucić swoje ubogie wszystko na szalę. To jest też zasada kapłańskiego życia: rzucić swoje ubogie wszystko na szalę. I w ten sposób utrzymać świątynię, dawać życie Kościołowi. Wyzuć się zupełnie, bez rozpaczy: nie nicość, ale miłość jest koroną rzeczywistości. Wyzuć się zupełnie. Dając Bogu, nie tracimy nic, zyskujemy wszystko. Jezus stale nas tej prawdy uczy, na kartach Ewangelii i w zmiennych kolejach naszego życia: że wszystkie prawdziwie owocne sprawy mają na tym świecie swój początek w tym, co małe i ukryte, i co nieraz się jawi jako beznadziejne przedsięwzięcie. Wchodzi w naszą rzeczywistość incognito, pod postacią ubóstwa, bezsiły, tego, co nikłe, poniewierane. Ale właśnie ubogie wdowy, marne małe pieniążki, gorczyczne ziarno, kłosy pszenicy zagłuszane kąkolem, słowo obumierające w ziemi, narażone na jej skalistość i ptasie dzioby… Jezus stale mówi, że to, co małe i liche, będzie wzrastać, a to, co się dziś uważa za wielkie, przepadnie bez śladu.

Oto cudowny program dla Kościoła, dla duszpasterstwa, dla młodego i starego księdza, dla każdej i każdego. Bo przecież tuż pod skórą wszystkiego, co przeżywamy, pojawia się stale to dramatyczne pytanie: czy to ma jeszcze dziś sens – siać słowo, utrzymywać świątynię? Czy nie trzeba zwijać żagli w obliczu nawałnicy? Czy jest szansa na uratowanie wiary przed zmiażdżeniem jej przez niewiarę? Czy to wszystko nie jest przestarzałą, przegraną sprawą? Po co kończycie seminaria? Czy nie widzicie, że stoicie na straconych pozycjach? Rzeczywiście: Bóg idzie przez historię incognito, z narzuconym na ramiona wszechmocy płaszczem niemocy. I wciąż bezradne są prawda, miłość, wiara i sprawiedliwość. A jednak Jezus powiada: nie traćcie ducha; obumarłe ziarno wyda plon, a wdowi grosz waży więcej niż wszystkie bogactwa świata. Zasiew dojrzewa w ciszy, poza zgiełkiem i zasięgiem kamer. Nic się nie dzieje na próżno, a świat żyje, ponieważ są tacy, którzy wierzą, ufają i kochają. I dzięki nim. Dzięki ubogim wdowom, młodym chłopakom i dziewczynom, którzy rzucają na szalę wszystko, naśladując w tym Boga.

* * *
To, co ukryte, jest silniejsze od tego, co głośne i wielkie. To nieprzemijająca lekcja Ewangelii. Więc Pan siedzi naprzeciw skarbony naszego życia i nie tylko przypatruje się, co do niej wrzucamy, ale nie opuszcza nas ani na chwilę. A przez to, co w nas bezradne i małe, przygotowuje owoc, który tylko we współpracy z Jego łaską możemy przynieść.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.