Festiwal zbyt katolicki?

Edward Kabiesz

|

GN 19/2010

publikacja 14.05.2010 10:49

Rozmowa z Zygmuntem Gutowskim i Danutą Stachyrą z Komitetu Organizacyjnego i Dyrekcji Międzynarodowego Katolickiego Festiwalu Filmów i Multimediów Niepokalanów 2010.

Festiwal zbyt katolicki? Danuta Stachyra i Zygmunt Gutowski w czasie spotkania z abp. Nyczem Festiwal Filmów i Multimediów Niepokalanów 2010

Edward Kabiesz: Czym tegoroczny, jubileuszowy 25. Między¬narodowy Katolicki Festiwal Filmów i Multimediów różni się od poprzednich?
Zygmunt Gutowski: – Pierwszy festiwal w 1986 r. był przeglądem filmów religijno-moralnych. Został zorganizowany w ścisłym gronie około 30 twórców ze środowisk katolickich. Większość filmów to były tzw. półkowniki, które funkcjonowały poza cenzurą, w tym filmy o Katyniu. Natomiast w latach 90. festiwal przekształcił się w przegląd filmów i multimediów. Obecnie do konkursu dopuszczone są wszystkie kategorie, czyli filmy, programy telewizyjne i radiowe oraz strony internetowe. Tegoroczną nowością, jako że obchodzimy 200-lecie urodzin Chopina, będzie specjalny Dzień Chopinowski.

Festiwal nosi nazwę katolicki. Czy to oznacza, że mogą w nim brać udział tylko twórcy będący katolikami?
– Nazwa oznacza, że festiwal organizują katolicy. Dla wszystkich twórców. Oczywiście przesłanie dzieł nie może negować nauki społecznej Kościoła. W festiwalu biorą udział również dzieła twórców protestanckich, a w ostatnim okresie dużo jest filmów i programów autorów prawosławnych, szczególnie z Białorusi i Ukrainy.

Jakie jest podstawowe założenie festiwalu?
– Dzieła poruszające sprawy duchowe nie są chętnie prezentowane w telewizjach. Chcieliśmy pokazać, że ta twórczość istnieje. Poza tym chcemy, by nasz festiwal był miejscem spotkań amatorów i profesjonalistów. Po każdym filmie są spotkania i dyskusje. Widzimy, jak oni to bardzo przeżywają.

Festiwal ma charakter międzynarodowego. Czy nagrody dla wyróżnionych produkcji w jakiś sposób przekładają się na późniejsze losy tych filmów? Czy pomagają im w dotarciu do widza?
– Większy wpływ mają na Wschodzie, gdzie na przykład na Białorusi powstał zbliżony do naszego festiwal Magnificat. Podobny przegląd ma miejsce także w Petersburgu. Pomagaliśmy również twórcom telewizji Noe w Ostrawie nawiązać kontakty ze światem filmu. Do pewnego czasu swoją nagrodę na naszym festiwalu przyznawało SIGNIS, międzynarodowe stowarzyszenie gromadzące osoby i instytucje działające w obszarze chrześcijańskich mediów audiowizualnych.

Dlaczego już nie przyznaje tych nagród?
– Po prostu stwierdzili, że jest to festiwal zbyt katolicki. Sądzę, że oni są zafascynowani atmosferą wspaniałych dywanów na wielkich festiwalach. Nasz festiwal traktują jako takiego Kopciuszka.

Czy fakt, że jest to festiwal multimedialny, co sprawia, że przyznaje się w nim mnóstwo nagród, nie osłabia jego rangi?
– Nagród nie jest tak dużo. Konkurs odbywa się w siedmiu kategoriach. W każdej są trzy nagrody regulaminowe.

To już jest dwadzieścia jeden nagród. Czy ta ilość przechodzi w jakość?
– Jeżeli ktoś organizuje festiwal tylko filmów fabularnych, to oczywiście jest wtedy mniej nagród. Jednak w Polsce nie ma takiego drugiego festiwalu odbywającego się w tylu kategoriach.

Festiwal odbywa się corocznie, dlaczego regulamin dopuszcza filmy zrealizowane w ostatnich trzech latach? Mało jest tu również produkcji premierowych. Czy to dlatego, że kręci się mało takich filmów?
– Tak, takich produkcji jest mało. Poza tym nie wszyscy twórcy wysyłają filmy na festiwale, a na przykład do Cannes można wysyłać tylko filmy, które jeszcze nigdzie nie startowały. Więc wielu twórców woli wysłać film na inny festiwal. Tak było z filmem „Świadectwo”, który mogliśmy pokazać tylko poza konkursem.

Czy to nie oznacza, że festiwal jest niedoceniony wśród producentów?
– Myślę, że tak jest. Natomiast nasz festiwal stał się jednym z najważniejszych w kategorii programów telewizyjnych i teatru telewizji.

Jednak festiwal nie ma większego oddźwięku w polskich mediach.
– W pewnym okresie było z tym lepiej. Kiedy w KRRiTV zasiadał Marek Jurek, prof. Bender czy Jan Szafraniec, w Niepokalanowie było specjalne studio telewizyjne, pokazujące codziennie festiwalowe wydarzenia. W pewnym momencie odnieśliśmy wrażenie, jakby ktoś powiedział „ten festiwal nas nie interesuje”. Może wynika to z przekonania, że filmy dzielą się na atrakcyjne i katolickie.

Ile kosztuje organizacja festiwalu?
Danuta Stachyra: – Około 200 tys., ale wydajemy mniej, bo mało dostajemy. Są ludzie dobrej woli pracujący jako wolontariusze, finansowo też często dokładają. Z roku na rok fundusze są obcinane. W tym roku telewizja publiczna przyznała nam na nagrody tylko 5 tys., a Polski Instytut Sztuki Filmowej na jego organizację 15 tys. złotych.
Z.G. – Podstawą jest wsparcie klasztoru Niepokalanów. Zawsze można liczyć na to, że gdyby nawet nie było pieniędzy na nagrody, to dzięki franciszkanom festiwal i tak się odbędzie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.