Dać się ukrzyżować

ks. Jerzy Szymik

|

GN 6/2023

Bezbożność jest największym kłamstwem, jakie możemy sobie wyobrazić.

Dać się ukrzyżować

Co jest podstawową chorobą, która trapi dzisiaj Zachód? Co to jest?

Filozoficznie jest to odejście od realizmu, od fundującego prawdziwie wielką, proczłowieczą kulturę przekonania, że jesteśmy w stanie poznać prawdę o tym, jak się rzeczy faktycznie mają, jak rzeczywiście jest. Główny nurt kultury Zachodu w ciągu ostatnich ośmiuset lat porzucił arystotelesowsko-tomistyczny realizm poznawczy. Czyli przeszedł od tego, że rzeczy są – że biurko, przy którym teraz siedzę, istnieje naprawdę – do tego, że być może mi się tylko wydaje, że biurko jest, a ono być może nie jest. „Być może” jest tu kluczowe, bo sceptycyzm jest filarem nowożytnej filozofii. I to, że mamy dostęp jedynie do swojej świadomości o rzeczach, a nie do rzeczy jako takich. Choroba zaczęła się na długo przed oświeceniem. Trzynastowieczny nominalizm, potem renesans, reformacja, oświecenie. To był klasyczny podkop pod mury obronne miasta. Udało się, mury wysadzone, echa detonacji nie milkną. Wejście w krąg subiektywizmu, epifenomenów, które „się wydają” i nic więcej, świadomości, nadświadomości, podświadomości, grzebania się w sobie. Ostatecznie: subiektywizm, narcyzm, ja jako pępek świata, a świat jako gabinet luster dla mojego ego. Straszliwe spustoszenie intelektualne, kulturowe, duchowe.

Teologicznie zaś – bezbożność. Odejście od obiektywności prawdy i odejście od Boga są na pewnym poziomie tym samym. Bo Bóg jest prawdą, bo On w niej mieszka. Jako „Ten, który Jest”, Pan istnienia, Stwórca życia i bytów. Bezbożność jest największym kłamstwem, jakie sobie możemy wyobrazić. Bezbożność jako próba budowania życia bez Boga, obok Boga, przeciw Bogu. Jeżeli Bóg jest i jest Bogiem, i jeżeli to jest prawda, to jakakolwiek konstrukcja rzeczywistości społecznej, politycznej, ludzkiej bez Niego, obok Niego, przeciw Niemu jest budowaniem wieży Babel i tragedią na miarę potopu.

I to są procesy, które żłobią wiele już dziesiątków pokoleń, edukację, sztukę. Na równych prawach studiuje się Spinozę, Heideggera, Kartezjusza, Tomasza, Foucault, Derridę, Singera, obłąkanych pseudoetyków i szalonych postmodernistów itd. I to weszło w materię kultury, w codzienność, we wszystkie arterie i tętnice cywilizacji, we wszystkie jej szczeliny i pory. Rozum (filozofia) i serce (wiara) – trafione. Czy zatopione? Oto jest pytanie.

A co z Polską, zapytacie. No właśnie: Polska na tle Zachodu. Jaka jest kondycja duchowa naszej ojczyzny? Czy ktoś jest w stanie dzisiaj na to pytanie odpowiedzieć?

Co do mnie: ani ślepy, ani głuchy nie jestem, widzę i słyszę, co się dzieje. Lecz nie podzielam poglądu tych, którzy twierdzą, że na walec nie ma rady i musimy prędzej czy później sięgnąć dna np. Beneluksu, czyli karczowania tamtejszych dusz i ziem z postchrześcijańskich resztek. Myślę, że potencjał duchowy Polski nie dopuści do tego – maryjność, sporo danej krwi i męczeńskiego cierpienia dla prawdy, umiłowanie wolności. I hardość w najlepszym sensie tego słowa i tej postawy. Oglądałem z mamą koncert religijno-patriotyczny na Jasnej Górze 15 sierpnia 2022 roku w TVP. Po koncercie mama mówi: „To jest możliwe tylko w Polsce: hippisy, biskup, Kurski, stare śpiywoki, blank młode śpiywoki, gryfne dziołszki, dżezujący i disco, chudzi i hrubi, jacyś wariaci z dredami i bez, zakonnice – wszyscy zjednoczeni wokół tej jednej sprawy. Dla Matki Boskiej i Polski! Połączenie tego wszystkiego nie jest nigdzie indziej w tej chwili na świecie możliwe”.

Ale czy to nas nie usypia? Koncerty są od święta, a twarde dane pokazują, że procesy porzucania Boga przyspieszają i że dramatyczna jest zwłaszcza apostazja młodych. To prawda, lecz najważniejsze jest pytanie: jak z tym i w tym żyć, co robić? Próbuję szukać odpowiedzi na dwóch poziomach.

Na poziomie codzienności: są bliźni, są zadania, jest konkret. Miłość i dobro są możliwe i dla nich warto się budzić i zasypiać. Bez lęku. To z mojego serdecznego psalmu: „Kładę się, zasypiam i znowu się budzę/, bo Pan mnie podtrzymuje./ Wcale się nie lękam tysięcy ludu, choć przeciw mnie dokoła się ustawiają” (Ps 3).

Natomiast na poziomie najgłębszym: dać się ukrzyżować. Czyli zgodzić na to, że dla tej sprawy oddajemy życie. Nie bardzo wierzę w skuteczność jakichś wielkich strategii (opcja Benedykta według Drehera, Synod o synodalności, wieloletnie programy duszpasterskie, kościelna nomokracja, procedury zarządzania kryzysowego itp., itd. – choć wszystkie one zawierają elementy dobra i światła).

Wierzę natomiast w siłę cierpienia i miłości. Eucharystii i krzyża.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.