Naród bez głowy?

Jacek Dziedzina

|

GN 6/2023

publikacja 09.02.2023 00:00

Mołdawia nie jest alternatywą dla rosyjskich planów podboju w razie porażki w Ukrainie. Mołdawia jest „naturalną” częścią tego planu. Czy ratunkiem dla bezbronnego państwa byłoby wchłonięcie go przez Rumunię?

Mołdawia – kraj szukający własnej tożsamości między Rumunią a Rosją. Mołdawia – kraj szukający własnej tożsamości między Rumunią a Rosją.
istockphoto

O rosnącej liczbie Mołdawian gotowych na pełną integrację ich państwa z Rumunią mówi się co jakiś czas, a każdy nowy sondaż na ten temat rozpala wyobraźnię komentatorów zachodnich. Zwłaszcza w okresie pandemii, w marcu 2021 roku, gdy jeden z sondaży wskazał na największy w historii odsetek zwolenników wchłonięcia przez Rumunię (prawie 44 proc.), można było odnieść wrażenie, że to scenariusz do rychłego zrealizowania. Wojna w Ukrainie i wypowiadane przez Putina pod adresem Mołdawii groźby spotęgowały wrażenie, że Mołdawianie ratunek widzą tylko w zjednoczeniu z Rumunią. Sprawa jest jednak dużo bardziej skomplikowana.

Statystyki różnie mówią

Na wstępie zaznaczmy, że wynik każdego badania zależy mocno od akcentu, jaki został postawiony w pytaniu badawczym. Kiedy wiosną 2021 r. w badaniu mołdawskiej firmy iData prawie 44 proc. Mołdawian wyrażało poparcie dla zjednoczenia z Rumunią (dane za Ośrodkiem Studiów Wschodnich), to z sondażu przeprowadzonego niemal w tym samym czasie przez IMAS wynika, że takich zwolenników było aż 50 proc. Skąd taka różnica? W pierwszym sondażu zapytano po prostu o poparcie dla zjednoczenia obu krajów, w drugim – o poparcie dla zjednoczenia, gdyby oznaczało ono również zrównanie płac mołdawskich z rumuńskimi.

Idea zjednoczenia Mołdawii i Rumunii zyskuje na popularności najmocniej od 2018 r. Jeszcze w 2016 r. odsetek zwolenników takiego rozwiązania wynosił od 15 do 20 proc., 2 lata później było to już 25 proc., a pod koniec 2020 r. nawet 35 proc. Kolejny silny skok – do 44 proc. – pojawił się m.in. ze względu na szybkie dostawy szczepionek przeciw covid i innej pomocy medycznej, jaką Mołdawia otrzymała od Rumunii w 2021 r. Trzeba jednak dodać, że w tym samym sondażu (firmy iData) 56 proc. Mołdawian było przeciwnych wchłonięciu przez Rumunię. Jest tak pomimo tego, że od lat Mołdawianie masowo występują o obywatelstwo rumuńskie (według informacji Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych tylko w latach 2010–2021 było to aż 40 proc. społeczeństwa), które otrzymują bardzo łatwo ze względu na rumuńskie obywatelstwo wielu ich przodków.

Bliżej do Moskwy?

I tu dochodzimy do pytania ze wstępu: czy wojna i zagrożenie rosyjską agresją podniosło odsetek zwolenników integracji z Rumunią? Na razie musimy opierać się na jednym sondażu, przeprowadzonym w listopadzie 2022 r. przez Centrum Badań Socjologicznych z Kiszyniowa (stolica Mołdawii). Wynika z niego, że poziom jest nieco niższy: 42,5 proc. Nie można na razie mówić o tendencji spadkowej (ze wspomnianych 44 proc.), bo to jest możliwe tylko przy porównaniu badań z tych samych ośrodków i przy zastosowaniu tej samej metody badawczej. Ale jeśli badania wspomnianych ośrodków pokażą podobne wyniki, będzie można chyba mówić o zatrzymaniu się tego procesu. I to też jest jakaś prawda o dzisiejszej Mołdawii i rozdarciu w tamtejszym społeczeństwie. Bo dla pełnego obrazu trzeba powiedzieć, że choć dzisiejsza prezydent kraju Maia Sandu jedną z pierwszych wizyt złożyła w Bukareszcie, to jej poprzednik, Igor Dodon, przez całą swoją kadencję ani razu nie odwiedził najbliższych geograficznie i kulturowo sąsiadów. Bywał za to bardzo częstym gościem w Moskwie. I ten prorosyjski kierunek cieszył się uznaniem niemałej liczby obywateli mołdawskich. Nawet wygrana proeuropejskiej Sandu nie osłabiła na tyle znacząco prorosyjskiego elektoratu, by nie przeciwstawiał się on realnym reformom, jakie są niezbędne w procesie integracji z Zachodem.

I tu dochodzimy do zasadniczego pytania: czy Putin, po ewentualnym przełamaniu frontu na południu Ukrainy i przy wykorzystaniu separatystycznego Naddniestrza (formalnie to nadal część Rumunii), sięgnie po Mołdawię? Kraj szukający własnej tożsamości między Rumunią a Rosją jest łatwym polem do rozgrywania imperialnych interesów Moskwy.

Kim jesteśmy?

Nie ma wątpliwości, że rosyjska gwarancja bezpieczeństwa dla naddniestrzańskich separatystów, bez równoczesnego uznania ich „państwa”, to znakomite narzędzie do trzymania w szachu całej Mołdawii. Na wypadek, gdyby kiedyś chciała formalnie wstąpić do UE lub NATO bądź… połączyć się z Rumunią, co dałoby jej automatycznie członkostwo w powyższych strukturach. Ale i bez Naddniestrza Mołdawia spełnia wszelkie kryteria kraju podatnego na manipulację z zewnątrz. Mieszkańcy nie do końca wiedzą, kim są, jakim językiem mówią, czy stanowią osobny naród i powinni tworzyć własne państwo – a jeśli nie, to czy powinni należeć do Rumunii, czy raczej do Rosji. Dla pamiętających czasy przynależności do ZSRR podstawowym punktem odniesienia w samoidentyfikacji jest stwierdzenie: „urodziłem się w Sowieckim Sojuzie”. Doświadczyłem tego przed laty, gdy starałem się na miejscu zrozumieć specyfikę Mołdawii i Naddniestrza. Ta nieokreśloność tożsamości to nie tylko efekt dużego wymieszania etnicznego, gdzie jedna rodzina ma często korzenie mołdawsko-rumuńsko-‑rosyjsko-ukraińsko-litewsko-‑polskie. Nawet gdyby Mołdawię zamieszkiwali wyłącznie „czyści” etnicznie Mołdawianie, dyskusja o tym, kim jesteśmy i z kim nam po drodze, byłaby głównym problemem tej byłej sowieckiej republiki.

Mołdawia leży na terenie historycznej krainy Besarabii. W średniowieczu Besarabia była częścią państwa mołdawskiego, które w krótkim okresie świetności skutecznie odpierało m.in. ataki tureckie. Państwo mołdawskie z czasem jednak wpadło w zależność od Imperium Osmańskiego, które na początku XIX w. oddało Besarabię Rosji. W 1918 r. jej terytorium znalazło się w granicach Rumunii. Było to właściwie naturalne potwierdzenie, że ziemie nazywane dziś Mołdawią należą do kultury rumuńskiej. Nawet język, którym posługują się dziś Rumuni i Mołdawianie, to ten sam język rumuński. To propaganda sowiecka wmawiała Mołdawianom, że posługują się językiem mołdawskim, różnym od rumuńskiego. Sowieci na to przekonywanie mieli dużo czasu: w 1940 r., na mocy paktu Ribbentrop–Mołotow, Mołdawia, kiedyś wykrojona z Besarabii przez Imperium Rosyjskie, została zajęta przez ZSRR. Sowieci zaczęli, jak wszędzie, od wywiezienia na Syberię rumuńskiej inteligencji.

Między młotem a rodziną

Bogumił Luft, były ambasador RP w Rumunii i Mołdawii, w swojej książce „Rumun goni za happy endem” pisze, że gdy niedobitki uciekły, „pozostał dziwny naród bez głowy – niewykształceni chłopi w biednych wsiach. Zaczęło się kształtowanie nowego, sowieckiego społeczeństwa”. Skutki tego widoczne są do dzisiaj. Zdają sobie z tego sprawę decydenci na Kremlu i robią wszystko, by umiejętnie to wykorzystać. Na pytanie, czy integracja Mołdawii z Rumunią byłaby łatwym przedsięwzięciem, można odpowiedzieć takim obrazkiem: na pokonanie odległości 450 km, jaka dzieli Bukareszt i Kiszyniów, pociąg potrzebuje aż kilkunastu godzin. To tylko symboliczny obraz tego, jak bliskie kulturowo kraje są dziś od siebie odległe. Przy przekraczaniu granicy z Mołdawią pociąg jedzie powoli mostem nad rzeką Prut, by następnie kilka godzin stracić na wymianę kół w wagonach: tradycyjna procedura przy wjeździe na terytorium byłego ZSRR, gdzie tory są o kilka centymetrów szersze niż w reszcie Europy. To nie przeszkadza aż tak bardzo Rumunom: według różnych sondaży nawet 80 proc. z nich poparłoby ideę zjednoczenia z Mołdawią. A de facto ideę jej wchłonięcia. Dla Rumunii byłby to naturalny proces, przywracający stan przedsowiecki. A Mołdawianom przywracający ich tożsamość. Bo nawet jeśli twierdzą, że mówią po mołdawsku, to w rzeczywistości posługują się językiem rumuńskim. I nie jest to przypadek języków rosyjskiego i ukraińskiego, rzeczywiście dwóch różnych, choć spokrewnionych, języków. Natomiast język mołdawski jest po prostu językiem rumuńskim. Inna sprawa, że większość Mołdawian posługuje się językiem rosyjskim, mołdawski-rumuński traktując jako… „nadobowiązkowy”, co też jest wynikiem sowietyzacji. W praktyce na pewno utrudniłoby to pełną integrację z Rumunią.

Pytanie, jak zachowa się większość Mołdawian, gdyby – oby nie – Putin sięgnął po ich kraj: czy przyjęliby Rosjan z otwartymi ramionami, czy przeciwnie, mocniej dążyliby do zjednoczenia z Rumunią. Niewykluczone, że skończyłoby się raczej wojną domową, w której rosyjska dominacja przeważyłaby na korzyść sił prorosyjskich. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.