Inżynier na kontrakcie

Maciej Legutko

|

GN 6/2023

publikacja 09.02.2023 00:00

Nowym selekcjonerem reprezentacji Polski został Portugalczyk Fernando Santos. Jeszcze w grudniu doprowadził on reprezentację Portugalii do ćwierćfinału mundialu, a 7 lat temu wywalczył z nią mistrzostwo Europy.

Czy 68-letni trener, który osiągnął już dużo w futbolu, będzie miał energię do piastowania najbardziej wymagającego stanowiska  w polskiej piłce? Czy 68-letni trener, który osiągnął już dużo w futbolu, będzie miał energię do piastowania najbardziej wymagającego stanowiska w polskiej piłce?
Andrzej Iwańczuk /REPORTER/east news

Zatrudnienie selekcjonera z tak imponującą listą osiągnięć, który przyszedł do Polski prosto z ławki trenerskiej Portugalii – dziewiątej reprezentacji rankingu FIFA – to nowa jakość w świecie polskiej piłki. Widać to także w aspekcie finansowym: Santos będzie zarabiać 3 mln euro rocznie (dla porównania Czesław Michniewicz około 2,2 mln zł), najwięcej w historii trenerów całego polskiego sportu. Wybór Portugalczyka to próba pokonania niedoskonałości charakteryzujących poprzednich selekcjonerów. Santos ma na koncie sukcesy i doświadczenie prowadzenia największych gwiazd futbolu. Odpada więc problem spięć z piłkarzami pokroju Lewandowskiego czy Zielińskiego, widoczny za czasów Brzęczka i Michniewicza. Portugalczyk od 2010 roku nieprzerwanie pracuje jako trener reprezentacyjny, przyzwyczajony jest do specyficznego stylu tej pracy. Nie będzie więc dla niego wyzwaniem rozpoczęcie eliminacji Euro 2024 od najważniejszego dla nas meczu, który zagramy 24 marca na wyjeździe z Czechami. To także trener pozytywnie rozumianej starej szkoły, szanujący etos pracy i odpowiednie relacje z zawodnikami oraz pracodawcami, co pozwoli uniknąć komplikacji takich jak w przypadku Paula Sousy, który niemal od początku kombinował, jak spędzać możliwie najmniej czasu w Polsce i gdzie znaleźć nowego pracodawcę.

Czy jednak 68-letni trener, który osiągnął już dużo w futbolu, będzie miał energię do piastowania najbardziej wymagającego stanowiska w polskiej piłce? Wątpliwości budzi też preferowany przez Santosa zachowawczy styl gry, który na ostatnim mundialu obrzydził kibicom Michniewicz.

Dwie ojczyzny

Fernando Santos nie był wybitnym piłkarzem. W Benfice Lizbona nie przebił się powyżej drużyn juniorskich i resztę kariery spędził w dwóch prowincjonalnych drużynach – Estoril Praia i Maritimo Funchal. Santos najpierw łączył granie ze studiami (zdobył tytuł inżyniera elektroniki i telekomunikacji na politechnice w Lizbonie), a następnie z pracą kierownika obsługi technicznej hotelu w Estoril. Nawet po rozpoczęciu pełnej sukcesów kariery trenerskiej nie porzucił pozapiłkarskich biznesów. Jest właścicielem firmy produkującej puchary i trofea.

W swoim ostatnim klubie, Estoril Praia, Santos płynnie przeszedł od roli zawodnika do roli trenera. Zarówno Estoril, jak i następny zespół trenera, Estrela Amadora, to skromne drużyny, dla których sukcesem były regularne występy w najwyższej lidze portugalskiej. Między trenowaniem wspomnianych klubów nastąpiło wydarzenie, które zmieniło życie Santosa: rodzina przekonała go do udziału w rekolekcjach, na których przeżył nawrócenie. Dziś otwarcie opowiada, że dzień zaczyna i kończy modlitwą, nie wyobraża sobie opuszczenia niedzielnej Mszy św. i stara się jak najczęściej odwiedzać sanktuarium w Fatimie.

Dobre wyniki osiągane z Estrelą sprawiły, że po Santosa sięgnął przedstawiciel portugalskiej „wielkiej trójki” – FC Porto. W pierwszym sezonie w tym klubie zdobył tytuł mistrzowski. Później prowadził też pozostałe dwa zespoły portugalskiego topu, czyli Benficę i Sporting Lizbona.

Drugą futbolową ojczyzną dla Santosa stała się Grecja, gdzie trenował AEK Ateny, Panathinaikos Ateny oraz PAOK Saloniki. Choć nie zdobył z żadną z tych drużyn mistrzostwa, zaproponowano mu posadę selekcjonera greckiej reprezentacji, którą trenował od 2010 do 2014 roku. Awansował na oba wielkie turnieje za swojej kadencji (Euro 2012, mundial 2014), na obu wychodził z grupy. Po jego odejściu Grecy do dziś nie awansowali ani na mistrzostwa świata, ani na mistrzostwa Europy.

Po rezygnacji z kierowania grecką kadrą od razu przejął swoją ojczystą reprezentację. Na pierwszym turnieju pod jego wodzą, w 2016 roku, Portugalczycy osiągnęli największy sukces w historii: mistrzostwo Europy. Kolejne 6 lat prowadzenia kadry przez Santosa jest różnie oceniane. Z jednej strony w 2019 r. wygrał Ligę Narodów UEFA i zakwalifikował się do wszystkich możliwych turniejów, co kiedyś nie było w przypadku Portugalczyków regułą. Przez cały XX wiek grali tylko na dwóch mistrzostwach świata i trzech Euro. Z drugiej strony Santos nie osiągnął na tych turniejach nic ponad ćwierćfinał, co zdaniem krytyków było zmarnowaniem potencjału „złotej generacji” portugalskich piłkarzy.

Atuty Santosa

Obserwując jego trenerską karierę, nietrudno zauważyć, jakie atuty okazały się kluczowe dla wyboru na selekcjonera Biało-Czerwonych. Za Portugalczykiem przemawiają liczne sukcesy, ale równie ważne jest doświadczenie zarządzania drużyną z zawodnikami o wybujałym ego, jak Cristiano Ronaldo. Polscy piłkarze, którzy mieli okazję z nim pracować (Józef Młynarczyk i Grzegorz Mielcarski w FC Porto, Mirosław Sznaucner w PAOK Saloniki), wspominali w wywiadach po jego nominacji, że to trener, który nie ma problemów ze zbudowaniem w szatni autorytetu i utrzymywaniem dyscypliny. Nasza reprezentacja, od schyłku kadencji Adama Nawałki, ma z tym notoryczne kłopoty. Dwaj ostatni polscy selekcjonerzy (Brzęczek i Michniewicz) odeszli, gdyż „stracili szatnię”, a publiczne wotum nieufności wobec nich zgłaszał Robert Lewandowski.

Wybór Santosa ma także na celu przerwanie trwającej od dwóch lat atmosfery pośpiechu i nerwowości wokół kadry. Sousa po wyborze na selekcjonera miał dwa miesiące na przygotowanie reprezentacji do eliminacji MŚ 2022 i pięć do EURO 2021. Po jego ucieczce do Brazylii Czesław Michniewicz także miał dwa miesiące do baraży ze Szwecją, zaraz po nich przyszła Liga Narodów, a następnie przygotowania do mundialu. Napięty kalendarz i ciągła presja na wynik stanowiły wygodne wymówki do odkładania przebudowy kadry i zmiany zachowawczego stylu gry. Fernando Santos pracuje tak od 13 lat i niestraszna jest mu praca w rytmie kilku spotkań do roku z zawodnikami. Ale zarazem okazja do spokojnego wprowadzania zmian w drużynie jest największa od dawna. W bieżącym roku, po turniejowych latach 2021 i 2022, nie ma w kalendarzu wielkiej piłkarskiej imprezy. Eksperci są zgodni, że eliminacje do Euro będą trudne do zawalenia. Gramy z Czechami, Albanią, Mołdawią i Wyspami Owczymi, dwie drużyny awansują, a trzecia zagra w barażach. Santos ma więc dość czasu na przebudowę zespołu związaną z koniecznością stopniowej rezygnacji z Glika, Krychowiaka, a w dalszej perspektywie także Szczęsnego i Lewandowskiego.

Jeszcze jednym argumentem, który zadziałał na korzyść Santosa przy wyborze na selekcjonera, była zgoda na dokooptowanie do sztabu polskich współpracowników. Do końca stycznia personalia nie zostały jeszcze zatwierdzone, ale najprawdopodobniej będą to Tomasz Kaczmarek, były trener Lechii Gdańsk, oraz Łukasz Piszczek, jeden z najlepszych polskich piłkarzy XXI wieku. Piszczek ma być łącznikiem między szatnią a nowym szkoleniowcem. Wielu ekspertów typuje, że po zebraniu doświadczenia u boku Santosa sam może w przyszłości objąć posadę selekcjonera.

Obawy o styl

Krytycy Fernanda Santosa twierdzą, że PZPN przeznaczył największą w historii polskiego sportu gażę dla trenera, który wcale nie gwarantuje wyczekiwanej przez kibiców zmiany stylu gry reprezentacji. Zarówno Brzęczka, jak i Michniewicza broniły wyniki – pierwszy wygrał grupę eliminacyjną Euro, drugi wyszedł z grupy na mundialu. Największymi problemami kadry pod ich kierownictwem były bezradność i trudny do wytrzymania styl gry z silniejszymi rywalami. Tymczasem podobne zarzuty pojawiały się w ostatnich latach względem Santosa, i to pomimo faktu, że prowadząc Portugalię, dysponował nieporównywalnie większą od Polski siłą w ofensywie. Wygranie Euro to jego niepodważalne osiągnięcie, warto jednak przypomnieć, że w drodze po złoty medal Portugalczycy wystawili cierpliwość kibiców na próbę. Nie wygrali żadnego meczu w grupie (a mieli za rywali Islandię, Austrię i Węgry). Z czterech meczów fazy pucharowej dwa wygrali po dogrywce, a jeden w rzutach karnych (z Polską). Kunktatorski styl gry charakteryzował Portugalię na wszystkich kolejnych turniejach i nie przyniósł już powtórki sukcesów. Przed ostatnim mundialem omal nie doprowadził do katastrofy. W decydującym meczu grupy eliminacyjnej pasywni Portugalczycy przegrali u siebie z Serbią i musieli przebijać się na turniej przez baraże.

Sporo wątpliwości budzi kwestia, czy 68-letni szkoleniowiec, od kilkunastu lat preferujący defensywny i reaktywny futbol, będzie w stanie przeprowadzić generalną zmianę stylu reprezentacji Polski. Grupa eliminacyjna Euro 2024 jest tak łatwa, że awansowanie z niej jest dla Santosa obowiązkiem. Prawdziwą weryfikacją jego umiejętności będzie to, jak Polacy zagrają z silniejszymi od siebie drużynami. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.