Pesymizm konserwatystów

Tomasz P. Terlikowski, filozof, publicysta

|

06.02.2010 21:04 GN 05/2010

publikacja 06.02.2010 21:04

Dojmujący pesymizm i absolutny brak happy endu – to najbardziej rzucające się w oczy cechy właśnie wy-danych powieści trzech konserwatywnych ludzi mediów. Ziemkiewicz, Horubała i Lisicki są tak pozbawieni złudzeń co do rzeczywistości, że ich proza wręcz odbiera nadzieję.

Paweł Lisicki, Andrzej Horubala, Rafał Ziemkiewicz Paweł Lisicki, Andrzej Horubala, Rafał Ziemkiewicz
FOTORZEPA/Waldemar Kompała, Jakub Ostałowski, Tomasz Jodłowski

Rafał Ziemkiewicz, Paweł Lisicki czy Andrzej Horubała, choć każdy z nich ma na koncie dzieła literackie (najwięcej oczywiście Ziemkiewicz, który znany jest jako autor znakomitych powieści science czy political fiction), znani są przede wszystkim jako publicyści i komentatorzy. I w tej sferze swojej działalności prezen
tują spójne wizje zmiany na lepsze polskiej (i nie tylko) sytuacji. Każdy z nich ma pewną wizję świata, do której chciałby dążyć i którą propaguje, wierząc w to, że jest ona do zrealizowania także w naszym konkretnym, nam dostępnym, środowisku kulturowym i cywilizacyjnym.

To wrażenie wiary w siłę własnych poglądów czy własnej wiary niknie jednak, gdy sięgnie się po ich powieści. „Przesilenie” Horubały, „Przerwa w pracy” Lisickiego czy „Walc stulecia” (właśnie wznawiany) Ziemkiewicza są całkowicie nadziei na zmianę pozbawione. Ludzie ideowi, wierzący, zaangażowani są nieuchronnie skazani na klęskę (przynajmniej w wymiarze doczesnym, ale innego w tych książkach, choć piszą je wierzący katolicy, wymiaru nie widać).

Bohater Lisickiego, Tomasz, publicysta z podupadającego prawicowego tygodnika, by zachować wierność najbardziej podstawowym intuicjom moralnym (po tym, jak w istocie je zdradził,) musi ukrywać się w szpitalu psychiatrycznym. Rzeźnik, sprawny telewizyjny showman z powieści Horubały, traci wszystko (łącznie z żoną), bo nawraca się i angażuje we Wspólnotę Neokatechumenalną. A Orina Bethlena i Radu Michnea, zakochani z powieści Ziemkiewicza, nie są w stanie utrzymać nawet własnej miłości w świecie postpolitycznej poprawności politycznej.

Znikąd nadziei
Tragizm losów bohaterów to jednak niejedyny dowód głębokiego, dojmującego pesymizmu antropologicznego czy politycznego konserwatywnych publicystów. W ich świecie brak nie tylko nadziei na zmianę na lepsze losów głównych bohaterów powieści, ale nawet na przemianę samego świata. U Lisickiego katolicyzm, wiara w Boga czy choćby przekonanie o istnieniu prawdy przegrywają walkę z gigantycznym przemysłem biotechnologicznym, z ludźmi, którzy nie wierzą w nic, ale chcą robić biznes na ludzkim pragnieniu nieśmiertelności czy wiecznego szczęścia (rozumianego jako wieczna przyjemność). Jedyny szczerze wierzący katolik umiera, pisząc nieudane wezwanie do nawrócenia do polskiego dziennikarza. A ludzie, którzy angażują się w walkę z przemysłem eutanazyjnym, giną w strasznych mękach.

Nie inaczej wygląda świat Horubały. Jego bohater wprawdzie nawraca się, ale ceną za to wydarzenie jest strata wszystkiego. Inni bohaterowie zaś (oj, aż korci, by wskazywać, kogo ze znanych w medialnym światku opisywał autor) nie tylko nie przemieniają się pod jego wpływem, ale jeszcze chętniej rzucają w otchłań sprawnie i z ogromnym wyczuciem opisanego nihilizmu, zarówno ontologicznego, jak i – co może w powieści ważniejsze – moralnego. Kościół, Chrystus, choć tak mocno obecni w przemianie Rzeźnika, dla pozostałych są tylko obciachowym elementem jego kreacji, który przeszkadza normalnym ludziom w życiu. Nikt nie traktuje tu już nauczania moralnego chrześcijaństwa jako trudnego punktu odniesienia, z którym można się wprawdzie nie zgadzać, ale który pozostaje istotną wskazówką we własnych decyzjach.

Futurystyczny świat Ziemkiewicza jest jeszcze okrutniejszy. Tu już w ogóle nie ma religii. W katedrach urządza się orgie, a świat ograniczony jest do ekranu telewizorów. Nic nie jest ważne i nic się nie liczy. Jeden z bohaterów stwierdza wprost, że ludzie jego epoki „żyją wśród widm. I produkują tylko nowe widma”. I jakoś nie widać nadziei na to, by ludzie ci mogli i chcieli powrócić do normalności, do świata, w którym krzyż, ból, cierpienie naznaczały naszą kondycję, ale jednocześnie otwierały nas na heroizm, na to, co większe od krótkoterminowych przyjemności.

Głosy wołających na pustyni
Ten ponury obraz, wyłaniający się z prozy konserwatywnych publicystów, ma być wielkim wołaniem o przemianę. Zarówno Horubała, jak i Ziemkiewicz czy Lisicki stawiając diagnozy, w którym kierunku zmierza świat, przestrzegają nas przed przemianami, na jakie jesteśmy wystawieni. U Lisickiego głównym zagrożeniem staje się nieograniczona przez nic i przez nikogo biotechnologia (mająca kształtować świat na miarę naukowców, dla których szczęście to wydzielanie hormonów takich jak przy orgazmie), a także „duchowi wizjonerzy”, którzy nie wierzą w Boga, ale chcą zapewnić ludziom pewien erzac duchowości, koniecznej do zażegnania strachu przed śmiercią. Ziemkiewicz natomiast ostrzega przed światem bez cierpienia, pluszowym totalitaryzmem, w którym odrzucenie krzyża sprawiło, że niemożliwa stała się nawet miłość.

Te ostrzeżenia są jednak na tyle mroczne, że trudno w nich znaleźć realną nadzieję na zmianę sytuacji. Determinizm społeczny, rezygnacja bohaterów czy wreszcie siła adwersarzy wartości, których Ziemkiewicz, Horubała czy Lisicki są niewątpliwymi piewcami, są na tyle mocne, że nie widać szansy na odwrócenie karty. Cywilizacja ginie, znajdujemy się w pociągu zmierzającym ku przepaści i nikt oraz nic nie może temu przeszkodzić.

Odważni, którzy decydują się na życie wbrew współczesnym prądom, przegrywają, w najlepszym razie pozostając ze swoją religijnością osamotnieni, w najgorszym zaś płonąc na scenie w imię wyższych wartości, które media podsumowują jako zawiedzioną miłość do kochanki.

Oczywiście można powiedzieć, że takie rozpoznanie natury świata, dokonane przez autorów, wcale nie jest odległe od rzeczywistości. Świat rzeczywiście zmierza w złym kierunku, media (a zarówno u Horubały, jak i Lisickiego istotnym elementem powieści pozostaje mocno skrytykowany medialny świat Warszawki) nie tylko się wulgaryzują, ale coraz bardziej otwarcie zwracają przeciw chrześcijaństwu. Problem polega tylko na tym, że ten brutalny pesymizm nie oddaje pełnej prawdy o świecie czy o mediach. Autorzy mają przecież świadomość, że i tu działa łaska Boża, która przemienia niekiedy najtwardsze serca (sam znam wiele takich historii i wiem, że znają je również Horubała czy Lisicki). I z faktu, że później także ci nawróceni grzeszą (niekiedy strasznie), nijak nie wynika, że Bóg (dziwnie nieobecny w prozie konserwatystów, poza tekstami Horubały) nie działa także obecnie.

Pragnienie pokrzepienia serc
Nie odbieram oczywiście autorom prawa do opisywania świata i stawiania diagnoz, które są im bliskie. Ale jednocześnie trudno oprzeć mi się wrażeniu, że chrześcijaństwo (inaczej niż czysty konserwatyzm) pozwala spojrzeć na świat głębiej i z mniejszym pesymizmem. Koniec świata (który niewątpliwie nastąpi) nie jest tu już tylko przerażającą wizją, ale także pozostaje nadzieją na przyjście Pana. Pierwsi chrześcijanie modlili się o niego i pragnęli, by nadszedł za ich życia. Koniec cywilizacji zaś (i on nadchodzi) to wielka szansa dla chrześcijan, by przekazali to, co rzeczywiście cenne, dalej i by skupili się już nie na walce o cywilizację zachodnią, a o Prawdę, którą mogą i powinni przekazać dalej. Tak zrobili chrześcijanie u kresu cywilizacji rzymskiej. I to dzięki takiej postawie mamy obecnie „O Państwie Bożym” Augustyna, które choć realnie ocenia sytuację, pozostawia ogromną przestrzeń Boskiej nadziei.

A i czytelnik byłby zapewne bardziej zadowolony, gdyby zamiast kolejnej porcji narzekań otrzymał choćby niewielkie światełko nadziei. Taki tekst „ku pokrzepieniu serc”, dający nadzieję na to, że coś jednak może się zmienić. Nie wszystko, ale choćby nasze życie. Taką nadzieję dał Rafał Ziemkiewicz w swojej „Żywinie”, gdzie główny bohater odkrywa wartość bycia ojcem. I to go przemienia. Ta przemiana zaś daje nadzieję także i nam, na to, że nie wszystko jest stracone. W „Przerwie w pracy”, „Przesileniu” czy „Walcu stulecia” tej nadziei już nie ma.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
  • Zobacz więcej w bibliotece
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.