Manifest wierzącego artysty

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 31/2009

publikacja 31.07.2009 08:03

Szkocki kompozytor James MacMillan przekonuje, że religia jest ciągle żywym źródłem dla artystów. Elity zwalczające lub obśmiewające wszystko, co religijne, zagrażają demokracji

Manifest wierzącego artysty Najwięksi muzycy ostatnich 100 lat byli ludźmi religijnymi – przypomina James MacMillan fot. Materiały prasowe wratislavia cantans

Nazwisko tego 50-letniego kompozytora i dyrygenta nie jest w Polsce znane, ale na Wyspach Brytyjskich cieszy się on wielką popularnością. Kilka lat temu płyta z jego utworem „Siedem ostatnich słów na Krzyżu” znalazła się na liście 10 płyt nominowanych do nagrody brytyjskiego przemysłu muzycznego Mercury Prize. Artysta jest katolikiem, mówi o tym publicznie. Należy do trzeciego zakonu dominikanów. Jak sam wyznaje, jego muzyka jest poszukiwaniem sacrum i osobistym wyznaniem wiary. Parę miesięcy temu James MacMillan wygłosił przemówienie z okazji 30. rocznicy londyńskiej fundacji „Sandford St. Martin Trust” (www.sandfordawards.org.uk). Wystąpienie okazało się pełną pasji krytyką laickiej kultury i manifestem wierzącego twórcy. Słowa wypowiedziane przez artystę z najwyższej półki mają swój ciężar.

Ignorancja elit
Czy nasza kultura zrezygnowała z religii? – pyta szkocki kompozytor. Z pewnością nie, odpowiada. Ostrość tonu i zapalczywość ateistycznych bojowników może świadczyć jedynie o tym, z jak wielką desperacją i paniką odkrywają oni, że religia jest i pozostanie stałym elementem opowieści człowieka o sobie. Wojujący ateiści podnoszą swoje głosy, bo widzą, że przegrywają. Projekt ustanowienia ciasnej areligijnej ortodoksji ponosi klęskę. Religia z pewnością nie została roztarta na miazgę, jak niektórzy mogliby oczekiwać, przekonuje MacMillan. Artysta zarzuca elitom, że ich wrogie nastawienie do religii wynika głównie z zawinionej ignorancji. „Medialni krzykacze mają niewielkie pojęcie o religii i nie zamierzają wcale uzupełniać braków swojej wiedzy”. Autor przytacza ankietowe dane z roku 2005. Na pytanie: „Czy uznajesz siebie za człowieka religijnego?” – 71 proc. Brytyjczyków odpowiedziało: „tak”, ale wśród osób pracujących w telewizji ten procent wynosił zaledwie 21. „Jeżeli tak wygląda sytuacja w branży telewizyjnej – przekonuje MacMillan – to możecie być pewni, że wśród elit sztuki, kultury i szeroko rozumianych mediów jest dokładnie tak samo. To są ludzie, którzy wymieniają poglądy tylko w swoim gronie i zdążyli już przekonać siebie nawzajem, że cała reszta kraju myśli dokładnie tak jak oni.

Mylą się jednak”. Zarozumiała ignorancja, uproszczenia i karykatura – to powszechne „intelektualne” narzędzia, używane przez elity do zrozumienia religii. „Czy postacie o tak głęboko religijnej wrażliwości jak Josquin, Palestrina, Bach, Haydn, Mozart, Schubert i Bruckner mają zostać pokryte muzealnym kurzem? Czy mamy widzieć ich dzieła tylko przez pryzmat współczesności, gdzie wszelkie pozamuzyczne inspiracje są traktowane jako prymitywne przejawy dawno wymarłej wrażliwości?” – pyta MacMillan. „Arogancja i ignorancja kulturalnych elit prowadzą do tego, że zakopują one nasze religijne dziedzictwo w ziemi historii, a potem okradają ten grób ze wszystkich pięknych zabytków”. Wrogość do religii karmiona ignorancją jest zagrożeniem nie tylko dla wierzących, ale także dla pluralistycznego społeczeństwa. Jeśli bowiem wszystko w przestrzeni publicznej usiłuje się sprowadzić do najmniejszego wspólnego mianownika, to taki rodzaj „neutralności” sprawia, że nasza kultura staje się czymś mdłym i naiwnym, ogłupiającą próżnią. Byłoby tragedią, twierdzi MacMillan, gdybyśmy pogodzili się z areligijną „ortodoksją”. Demokracja nie przetrwa usunięcia duchowej perspektywy z przestrzeni publicznej. Dlatego ludzie religijni muszą oprzeć się agresywnym próbom uciszenia ich głosów. Powinni wytrwale przekazywać prawdę możnym tego świata, wyrażać swoje przekonania, rozwijać twórczość na bazie swoich religijnych tradycji. Taka postawa da szansę dla uczciwej debaty, opartej na pełnej informacji, oraz nadzieję na zbudowanie pomostów między wiarą a światem.

Nadzieja w muzyce
Muzyk krytykuje też kulturę popularną. Twierdzi, że powszechność popkultury czyni z niej imperialną siłę, która wyrzuca poza nawias wszystko inne. Jest ona jak kukułka podrzucająca jaja do cudzego gniazda. Jej ofiarą staje się wrodzona ciekawość ludzi młodych, którzy stają się niezdolni do własnych odkryć w muzyce i w wielu innych dziedzinach. Artysta apeluje, byśmy uczyli się słuchać aktywnie. Chodzi o takie słuchanie, które ma coś z kontemplacji. Oddziaływanie muzyki na człowieka porównuje do działania Bożej łaski. Muzyka i łaska dotykają duszy i uwalniają w niej świętą siłę. MacMillan wykazuje, jak niepoważne są „uczone” poglądy tych, którzy twierdzą, że w muzyce poważnej w XX wieku nie ma już odniesień do religii. Religijna perspektywa należy do zasadniczej części muzycznej współczesności. „Wbrew zawinionej amnezji niektórych i agresywnej manipulacji innych, religijni artyści będą nadal istotną częścią ludzkiej twórczości. Jeśli modernizm przyniósł desakralizację ludzkiego ducha, musimy uważnie przebijać się przez mgły współczesnych banałów, aby odnowić sacrum. Bez niego nasze życie stanie się bez sensu. Muzyka sięgająca do Bożych źródeł może w naszym dehumanizującym się świecie przypominać, co znaczy być człowiekiem”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.