Śladami ojca Mateusza

Edward Kabiesz

|

GN 30/2009

publikacja 25.07.2009 13:01

Moda na seriale z duchownymi staje się specjalnością polskiej telewizyjnej produkcji. Kręcone są w różnych miejscach, ale jedynie Sandomierz, w którym rozgrywa się akcja „Ojca Mateusza”, skutecznie zdyskontował popularność serialu.

Śladami ojca Mateusza Artur Żmijewski w cywilu i w sutannie na planie FOTOMONTAŻ: STUDIO GN

Rok temu, w czasie naszej pierwszej wizyty na planie filmowym „Ojca Mateusza”, Krzysztof Grabowski, jego producent, mówiąc o wyborze Sandomierza jako miejsca akcji serialu, zachwalał walory miasta: „Ta nasza bajka otrzyma twarz Sandomierza. To perełka architektury, miasto jak bombonierka. Tu jeszcze nie kręcono żadnego filmu. Mam nadzieję, że – podobnie jak Gubbio, gdzie powstaje włoski pierwowzór naszego serialu – stanie się atrakcją, w której turyści będą szukali śladów filmowego ks. Mateusza”. Miał rację. Miasto przeżywa turystyczny boom. W Sandomierzu wszyscy są przekonani, że to dzięki serialowi.

Powrót ks. Mateusza
Dlaczego udało się to w Sandomierzu? Czy to tylko zasługa filmu. Odpowiedź, którą znaleźliśmy na to pytanie w czasie naszej kolejnej wizyty w Sandomierzu, okazała się prosta. Znakomicie ułożyła się współpraca między miastem i ekipą filmową. Władze, zachęcone popularnością serialu, postanowiły to wykorzystać, a rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania. Już po emisji pierwszych odcinków wielokrotnie zwiększyła się częstotliwość odwiedzin strony internetowej Sandomierza. A później do miasta zaczęli gremialnie przyjeżdżać turyści.

W lipcu ekipa filmowa z Arturem Żmijewskim na czele ponownie zawitała na dwa tygodnie do Sandomierza. W dniu naszej wizyty od rana trwały zdjęcia na planie przy ulicy Sokolnickiego, której część została zamknięta dla potrzeb ekipy. Znajdujące się tu Zakłady Bukmacherskie zamieniły się na chwilę w serwującą m.in. kebab restaurację. Hasan, jej właściciel, ma pecha. Ktoś rozbił szybę i włamał się do lokalu. To nie pierwsze włamanie. Na szczęście wkrótce na pomoc policjantom przybywa na swoim rowerze ks. Mateusz. Z pewnością pomoże im rozwiązać zagadkę. Próby i kolejne duble, jak to w filmie, ciągną się w nieskończoność. Stałym mieszkańcom miasta filmowcy już spowszednieli, ale wielu turystów przyjechało specjalnie, by zobaczyć pracę na planie. Mimo upału, cierpliwie czekają na przerwę w zdjęciach, by zdobyć autograf ulubionych aktorów.

Mogą zobaczyć gwiazdy
Pani Sylwia Mironiuk z sandomierskiego PTTK-u nie ma wątpliwości, że znaczący wzrost turystyki to zasługa „Ojca Mateusza”. Dało się to już odczuć w ubiegłym roku, kiedy rozpoczęła się realizacja filmu. Po emisji pierwszej serii zainteresowanie zwiedzaniem miasta wzrosło. Turyści chcą obejrzeć miejsca, gdzie realizowany jest serial. Chcą też zobaczyć serialowy kościół, ale sceny w kościele nie są kręcone w Sandomierzu. Pracownica PTTK dodaje, że wzrost turystów związany jest też z powiększeniem bazy noclegowej i ciekawszą ofertą. Baza noclegowa rzeczywiście się powiększa, co ważne dla turystów o mniej zasobnych portfelach, którzy do tej pory nie mieli tu wielkiego wyboru.

– W lipcu zwykle w Sandomierzu było mało turystów – mówi Ewa Kondek, naczelnik Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu, który także zajmuje się promocją miasta. – W tym roku sytuacja się zmieniła, przyjeżdżają wycieczki, a turyści mogą obserwować pracę na planie filmowym. Już w zeszłym roku na sylwestra i Nowy Rok, po emisji „Ojca Mateusza”, niespodziewanie zaczęto rezerwować miejsca w hotelach. To z pewnością wpływ filmu. W tym roku turystów jest zdecydowanie więcej, według naszych danych nawet o ponad 20 proc. To samo mówią właściciele lokali gastronomicznych, hoteli i punktów noclegowych. Są takie weekendy, że w Sandomierzu nie ma wolnych miejsc. Mamy też coraz więcej turystów z Polski centralnej, z Warszawy. Wystarczy spojrzeć na rejestracje samochodów – opowiada. Zadowoleni są także właściciele stoisk z pamiątkami, którzy nie narzekają na brak klientów. Jednak w dniu naszej wizyty w Sandomierzu na rynku, gdzie znajdują się stragany, nie można było kupić żadnych pamiątek z „Ojcem Mateuszem”. – Kiedyś coś było, ale była to tandeta i szybko się psuła. Wie pan, te wszystkie prawa autorskie, rzemieślnikom nie opłaca się ich robić – wyjaśnia sprzedawca.

Helikopter dla filmowców
– Serial to znakomita okazja, by promować Sandomierz. Właściwie od początku ściśle współpracujemy z producentem serialu i ekipą filmową – dodaje Ewa Kondek. – Popularność „Ojca Mateusza” sprawiła, że ta współpraca zacieśniła się jeszcze bardziej. Na początku producenci pytali nas, czy chcemy, by nazwa miasta pojawiała się w serialu. No bo jest w nim tyle przestępstw. Wszyscy wiedzą jednak, że to fikcja. Oczywiście zależało nam, by miasto i jego zabytki czy ciekawe miejsca były w filmie widoczne. Dlatego pokazaliśmy je scenarzystom serialu, by mogli je uwzględnić, konstruując fabułę poszczególnych odcinków.

Współpracę z miastem docenia też ekipa filmu. Miastu bardzo zależało, by w filmie znalazły się ujęcia Sandomierza z lotu ptaka. Do tego potrzebny był helikopter, na co w budżecie produkcji nie było środków, więc miasto pokryło koszty jego wynajęcia. Realizacja popularnego nawet serialu nie przełożyłaby się na wzrost turystyki, gdyby nie fakt, że Sandomierz ma turystom wiele do pokazania. Władze postawiły bardzo mocno na promocję walorów miasta, wykorzystując różne formy reklamy. Zauważyli to pasażerowie niektórych linii miejskich w Warszawie, Katowicach i Krakowie, wsiadając do autobusów oklejonych reklamami z hasłem: „Królewskie Miasto Sandomierz zaprasza”. Jednak rola „Ojca Mateusza” w tej materii wydaje się bezcenna. – Mam nadzieję, że nie skończy się na drugiej serii przygód „Ojca Mateusza – mówi Ewa Kondek. Z pewnością nie skończy się, jeżeli będzie się cieszył podobną oglądalnością jak pierwsza. Włoski „Don Matteo” miał sześć serii, ostatnią nakręcono w ubiegłym roku. Na razie powstaje 17 nowych odcinków jego polskiej wersji. Pierwszy zobaczymy w połowie września.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.