Umarł król…

Marcin Jakimowicz

|

GN 27/2009

publikacja 07.07.2009 18:53

Genialny dzieciak z The Jacksons 5 stał się królem popu, a potem stopniowo karykaturą samego siebie. Serce Michaela Jacksona nie wytrzymało napięcia, które towarzyszyło jego planowanemu powrotowi na scenę.

Umarł król… fot. PAP/EPA/JOHN G. MABANGLO

Zapowiadał wielki come back. Spektakularny koncert w Londynie miał rozpocząć serię 50 występów „króla popu”, który od lat był żerem dla bulwarowej prasy. Na długie lata zaszył się w sterylnych warunkach swojego rancza.

Nie akceptował siebie, przeszedł mnóstwo operacji plastycznych, a rozjaśnienie skóry jego czarnoskórzy fani uznali za zdradę. Za murami jego strzeżonej posiadłości Neverland w Santa Barbara krył się dramat człowieka, który nie uniósł ciężaru sławy.

Wzbudzał ogromne emocje: był uwielbiany (bilety na jego londyński koncert sprzedały się błyskawicznie) i znienawidzony (o zabarykadowanym na cztery spusty w ranczu Jacksonie media pisały najczęściej w związku z coraz liczniejszymi skandalami, o które był oskarżany).

Karierę muzyczną rozpoczął jako siedmiolatek. Muzycznym geniuszem okrzyknięto go już po pierwszych solowych krążkach. Sprzedał 750 milionów płyt, a jego album „Thriller” jest najlepiej sprzedającą się płytą wszech czasów. „Król popu” zmarł 25 czerwca w Los Angeles. Miał 50 lat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.