Boom na fundusze

Edward Kabiesz

|

GN 26/2009

publikacja 30.06.2009 12:36

Powstają jak grzyby po deszczu. Idea regionalnych funduszy filmowych, których liczba w Europie przekroczyła setkę, znajduje coraz więcej zwolenników w samorządach lokalnych.

Boom na fundusze Czy utrzymywanie takiej urzędniczej czapy nad funkcjonującymi w ramach instytucji kinami i Centrum Sztuki Filmowej ma sens? fot: ROMAN KOSZOWSKI

Film się kończy i mało kto zostaje w kinie, by przeczytać ciągnące się w nieskończoność napisy końcowe. Ale ten, komu starczy cierpliwości, zauważy, że od pewnego czasu pojawia się tam informacja, że film, prócz mnóstwa innych instytucji, współfinansował lokalny fundusz filmowy. Pierwsza była Łódź. W 2007 roku Łódzki Fundusz Filmowy podzielił między ubiegających się o wsparcie projektów filmowych 600 tys. złotych, w tym roku będzie to już ponad milion złotych. Dzisiaj podobne instytucje działają już w wielu regionach i niektórych większych miastach. Największym jak dotąd budżetem dysponuje Fundusz Dolnośląski we Wrocławiu. W tym roku na produkcję filmów Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego i Urząd Miejski Wrocławia przeznaczyły wspólnie prawie 2 mln złotych. Swoje fundusze filmowe mają m.in. Gdańsk, Poznań, Lublin, Kraków i Katowice.

Filmowcy się cieszą
Wbrew pozorom nie jest to dużo, bo produkcja skromnego filmu fabularnego kosztuje kilka milionów. Ale w sytuacji, kiedy producent z państwowej kiesy może uzyskać najwyżej połowę środków na film i musi szukać koproducentów, liczy się każda dotacja pozwalająca zapiąć budżet. Oczywiście wniosków spływających na organizowane przez fundusze konkursy jest mnóstwo, więc środki, jakimi fundusz dysponuje, są dzielone na różne projekty. Jednak już wsparcie na przykład w wysokości 30 tys. dla autora filmu dokumentalnego znacznie ułatwia pozyskiwanie środków z innych źródeł. Często bez tego wsparcia film nie mógłby powstać. Już w przeszłości zdarzało się, że samorządy lokalne wspierały produkcję filmów. Najczęściej wtedy, kiedy filmy kręcono na ich terenie. Użyczały lokali czy pomagały w organizacji planu, ułatwiając na przykład realizację zdjęć w ruchliwych punktach miasta. Rzadko były to, ze względu na obowiązujące przepisy, bezpośrednie dotacje finansowe. W tym roku, a należy zauważyć, że ciągle powstają nowe lokalne fundusze, samorządy przeznaczą na produkcję filmową około 10 mln złotych.

Wsparcie lokalne
– Idea powołania filmowych funduszy regionalnych nie jest czymś oryginalnym. W Niemczech wsparcie dla lokalnych inicjatyw filmowych jest bardzo mocne. Poszczególne landy na produkcję filmów, związanych w jakiś sposób z danym regionem, przeznaczają znaczne środki, i to już od dawna – mówi prof. Andrzej Gwóźdź, szef Zakładu Filmoznawstwa i Wiedzy o Mediach Uniwersytetu Śląskiego, redaktor wielu wydawnictw poświęconych śląskim tradycjom filmowym. – Wsparcie to nie ma się ograniczać wyłącznie do realizacji filmów związanych tematycznie z regionem. Fundusz powinien również dostrzegać twórców młodych, proponujących oryginalne, ciekawe pomysły na filmy. Powinien uwzględniać zmiany pokoleniowe. Oczywiście, jeżeli jest jakiś szczególnie interesujący projekt filmowy, realizowany przez wybitnego reżysera spoza regionu, ale z nim związany, to należałoby go także wesprzeć.

Samorządy nie dają filmowcom pieniędzy za darmo. Liczą na to, że wsparcie finansowe przyniesie im konkretne zyski w kształtowaniu wizerunku miasta czy regionu, wypromuje rodzimych twórców, a nawet spowoduje napływ kapitału zagranicznego, jeżeli film będzie kręcony na danym terenie. – Ważne, żebyśmy mieli wreszcie możliwość tworzenia filmów poza Warszawą. Dzięki funduszom będziemy mogli wyruszyć w Polskę i ją pokazać – mówił Jacek Bromski, szef Stowarzyszenia Filmowców Polskich, na konferencji poświęconej działalności regionalnych funduszy. – Duch miejsca, w którym realizowane są zdjęcia, przenosi się do filmu i staje się jego dodatkowym atutem.

Z Warszawy widać lepiej
W tegorocznym konkursie na dotacje Śląski Fundusz Filmowy rozdysponował 1,5 mln złotych. – Wszystkie wnioski mają spełniać jeden z warunków: być związane z województwem śląskim przez tematykę, miejsce realizacji lub udział mieszkańców w powstawaniu filmu – mówił jeszcze przed rozpoczęciem konkursu Jacek Wilczyński, przewodniczący komisji oceniającej projekty. Dotacje zostały rozdane, a efekty zobaczymy w przyszłym roku na ekranach.

Samorządy, przyznając środki na produkcję filmową, zleciły ich rozdział podległym sobie instytucjom. Na Śląsku sytuacja jest specyficzna, bo działa tu samorządowa Instytucja Filmowa „Silesia-Film”, jedna z dwóch (drugą jest „Odra-Film”) instytucji zajmujących się filmem, które ostały się po likwidacji państwowego monopolu. I to ona właśnie zajmuje się rozdawnictwem tych środków. Nie podważając zasadności rozdziału tegorocznego budżetu Śląskiego Funduszu, można zadać pytanie, dlaczego wśród ekspertów opiniujących wnioski tak skromny jest udział ekspertów z regionu.

Okazuje się bowiem, że większość ekspertów Funduszu nie ma żadnych związków ze Śląskiem. Przecież to fundusz lokalny, a środowisko związane z filmem jest bardzo liczne. Dlaczego przewodniczącego komisji konkursowej trzeba było importować z Warszawy? Czy lepiej widać z Warszawy i Krakowa? Ta paranoiczna sytuacja w dziedzinie filmu nie jest na Śląsku czymś wyjątkowym, o czym przekonuje obecny skład Rady Programowej IF „Silesia-Film”. Rada, która ma wytyczać linię programową działalności instytucji, również podpiera się importem.

Instytucja do reformy
W porównaniu z innymi regionami kraju, na Śląsku wydaje się duże pieniądze na szeroko pojętą działalność związaną z filmem. Najwięcej, jak się jednak okazuje, pochłania sama IF „Silesia-Film”. W niedawnej przeszłości miała swoje zasługi, tworząc unikatowe w skali kraju Centrum Sztuki Filmowej w Katowicach i ratując zabytkowe kino Rialto. Obecnie wydaje się, że pod nowym kierownictwem popadła w stan letargu, przerywanego konkursami na projekty filmowe. Mimo stworzonej tu potężnej bazy, mieszkańcy regionu nie do-czekali się żadnej poważnej, ogólnopolskiej imprezy czy festiwalu filmowego z prawdziwego zdarzenia. I chyba nie może być inaczej, skoro paradoksalnie w sytuacji, kiedy zostały jej do zarządzania, co jest jednym z jej statutowych zadań, nieliczne tylko kina, z roku na rok rosną szeregi pracujących w niej urzędników i budżet.

W roku 2007 dysponowała 71 etatami, a w 2008 liczba ta wzrosła do 85 etatów. W tym czasie dotacja z budżetu województwa dla „Sielsii-Film” zwiększyła się z ponad 3,6 do 5,2 mln. Większość z ponad-dziesięciomilionowego budżetu instytucji pochłaniają wynagrodzenia. Czy rzeczywiście utrzymywanie takiej urzędniczej czapy nad funkcjonującymi w ramach instytucji kinami i Centrum Sztuki Filmowej ma sens? Z punktu widzenia podatnika i racjonalnego wydawania pieniędzy – z pewnością nie. Może lepiej przeznaczyć te pieniądze bezpośrednio na działalność programową podporządkowanych obecnie Instytucji Filmowej ośrodków bez pośrednictwa administracyjnej nadbudowy, by zagościł w nich duch idei, która patronowała ich powołaniu. A konkurs na podział środków Śląskiego Funduszu Filmowego nie będzie listkiem figowym skrywającym jazdę na jałowym biegu.

Urzędnicza czapa
W roku 2007 Instytucja Filmowa „Silesia-Film dysponowała 71 etatami, a w 2008 liczba ta wzrosła do 85 etatów, mimo że ilość zarządzanych przez nią obiektów z roku na rok się zmniejsza. W tym czasie dotacja z budżetu województwa dla „Silesii-Film” zwiększyła się z ponad 3,6 do 5, 2 mln. Większość z ponaddziesię-ciomilionowego budżetu instytucji pochłaniają wynagrodzenia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.