Malczewska – kobieta powstania

Ewa K. Czaczkowska

|

GN 5/2023

Zbyt wielu naszą wolność okupiło swoją krwią, cierpieniem, wygnaniem. Nie tylko w powstaniu styczniowym.

Malczewska – kobieta powstania

Wyjątkowy przebieg mają, bo wszak się jeszcze nie skończyły, tegoroczne obchody wybuchu powstania styczniowego. Wyjątkowość ta nie wynika z faktu okrągłej rocznicy – 22 stycznia minęło 160 lat od rozpoczęcia insurekcji styczniowej – ale oczywiście z kontekstu, w którym dziś żyjemy: wojny na Ukrainie wywołanej agresją Rosji. Tej samej Rosji – bo choć nie carskiej już, ale imperialnej – która 160 lat temu brutalnie tłumiła zryw niepodległościowy Polaków, wspieranych przez Litwinów, Białorusinów i właśnie Ukraińców, wspólnie zamieszkujących I Rzeczpospolitą. Nie dziwi więc w rocznicowych uroczystościach wiele odniesień do obecnej walki Ukraińców o zachowanie swej wolności i suwerenności oraz wsparcia ich przez Polskę i Litwę. Ten kontekst sprawił, że zdecydowanie mniej w tym roku wypowiedzi piętnujących styczniowe powstanie za jego złe przygotowanie, brak szans na powodzenie oraz tragiczne skutki, z tysiącami zabitych, zesłanych na Sybir, emigrantów itp. Kontekst, jak widać, zmienia perspektywę. Choć, jak historia pokazuje, nie jest to regułą.

Dlatego warto przypomnieć wymianę opinii między prymasem Stefanem Wyszyńskim a Stanisławem Stommą w stulecie wybuchu powstania styczniowego, czyli w 1963 r., a zatem w PRL, w pełni ubezwłasnowolnionym przez ZSRR. Odbiła się ona szerokim echem w kręgach katolickich. Stomma, wówczas przewodniczący Koła Poselskiego „Znak”, na łamach „Tygodnika Powszechnego” napisał, iż wybuch powstania styczniowego wynikał… z rosyjskiego kompleksu Polaków. To stwierdzenie wyraźnie zirytowało prymasa Wyszyńskiego, notabene urodzonego w zaborze rosyjskim, który w kazaniu wygłoszonym w katedrze warszawskiej odpowiedział Stommie, iż powstanie wynikało nie z kompleksu, który jest rodzajem choroby, ale ze zdrowego dążenia do odzyskania odebranej nam wolności. „Szło o poczucie pogwałconego prawa narodu do samostanowienia o sobie i decydowania o swej wolności”. Dlatego, choć powstanie było przegrane, miało ogromne znaczenie dla trzech zaborów, gdyż rozpoczęło pracę nad polską myślą narodową, polityczną, społeczną, przygotowując naród do kolejnego zrywu wolnościowego, zakończonego odzyskaniem niepodległości w 1918 r. Dobrze więc, że o tym wszystkim dziś się przypomina.

Podobnie jak o kobietach walczących z bronią w ręku (a było ich ponad 30), których wydobywanie z mroków historii trwa od pewnego czasu. Nowością jest natomiast film o jednej z nich – Annie Henryce Pustowójtównie, którego autorem jest Maciej Pawlicki.

Kobiet działających na powstańczym zapleczu były tysiące, a może setki tysięcy. Były sanitariuszkami i pielęgniarkami, pełniły funkcję łączniczek, zajmowały się aprowizacją, opiekowały osobami represjonowanymi i ich rodzinami, zbierały datki, ukrywały poszukiwanych. Wśród nich była, o czym chyba niewiele osób wie, dlatego warto przypomnieć: sługa Boża Wanda Malczewska, mistyczka, społecznica, do której ogłoszenia błogosławioną potrzeba jeszcze cudu. Wiara, silnie przeżywane chrześcijaństwo nakazywały Wandzie pełnić służbę społeczną i angażować się w pomoc powstańcom. Ta drobna, ale niezwykle energiczna kobieta, świetnie odnajdująca się w pracy zespołowej, w czasie powstania styczniowego zorganizowała w Zagłębiu Dąbrowskim (wspólnie z Heleną Czaplicową) dwa, a według innych źródeł, trzy szpitale powstańcze: w Zagórzu, Klimontowie i w Niemcach. Wanda, która ukończyła kurs felczerski, opiekowała się rannymi powstańcami, zaopatrywała szpitale w środki medyczne, żywność i odzież. Pełniła też funkcję łączniczki i kurierki. Wiosną 1863 r. musiała wyjechać wraz z rodziną Siemieńskich, u których mieszkała, do Krakowa w zaborze austriackim, ale i tam wspierała, głównie duchowo, tych, którzy szli do powstania. Przeżycia mistyczne w żaden sposób nie przeszkadzały jej działalności patriotycznej i społecznej. Przeciwnie – umacniały w niej.

Kilka lat po upadku powstania, w 1872 r., Wanda otrzymała od Jezusa i Maryi proroctwo, że jeszcze „chwila cierpienia” i Polska odzyska wolność. Ale miała też usłyszeć przestrogę: „Niech tylko naród tej wolności nie obróci w swawolę”. I ta przestroga niech będzie wciąż żywa. Zbyt wielu naszą wolność okupiło swoją krwią, cierpieniem, wygnaniem. Nie tylko w powstaniu styczniowym. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.