Wiedza i wizja

Szymon Babuchowski

|

GN 5/2023

publikacja 02.02.2023 00:00

Miasta, które opisywał półtora wieku temu, są bardzo podobne do tych, w których żyjemy dzisiaj. Był wizjonerem, ale swoje wizje opierał na solidnej wiedzy naukowej. 195 lat temu przyszedł na świat Juliusz Verne.

Wiedza i wizja wikipedia

Mówi się o nim, że pisarzem został przez przypadek. Urodzony w Nantes Juliusz Verne, stawiany dziś w gronie pionierów fantastyki naukowej, miał przecież zostać prawnikiem, tak jak jego ojciec. Wprawdzie pierwsze próby literackie podejmował tuż po studiach prawniczych, ale jego sztuki sceniczne, głównie komedie, bynajmniej nie przynosiły kokosów, podobnie jak próby zarabiania na giełdzie. Z pomocą przyszło dopiero… małżeństwo. Pokaźny posag, jaki otrzymał od żony Honorine, pozwolił mu na luksus oddania się bez reszty literaturze. Drugim sprzymierzeńcem pisarza okazała się moda na Afrykę, wywołana ówczesnymi podróżami Davida Livingstone’a, szkockiego misjonarza protestanckiego, lekarza i odkrywcy. Po opublikowaniu „Pięciu tygodni w balonie”, pierwszej części cyklu „Niezwykłych podróży”, Verne odkrył, że na powieściach może zarobić kilkaset razy więcej niż na teatrze. Trzeba tu jednak dodać, że ostatecznie nie stał się jedynym beneficjentem swojego sukcesu. Zawarł bowiem wyjątkowo niekorzystny kontrakt ze swoim wydawcą Pierre-Julesem Hetzelem, zobowiązując się do pisania wyłącznie dla niego dwóch powieści rocznie.

Poprawiam w nieskończoność

Nie zmienia to faktu, że wydanie „Pięciu tygodni w balonie” przyczyniło się do zbudowania marki francuskiego pisarza. Przy czym nie był to jedynie szczęśliwy zbieg okoliczności. Verne zawdzięczał swoją pozycję (co do której zresztą do końca sam nie był przekonany) przede wszystkim ogromnej erudycji i pracowitości. Na potrzeby swoich książek stworzył ogromny zbiór fiszek, na których zgromadził liczne informacje z zakresu techniki, historii i geografii. Ułożył go w specjalny system, którym posługiwał się trochę tak, jak dzisiejsi internauci wyszukiwarką Google. Świadectwem jego zorganizowania i perfekcjonizmu pozostają zapiski takie jak ten: „Wstaję każdego dnia przed piątą, czasami później, np. zimą, i o piątej siedzę już przy biurku. Pracuję do jedenastej. Pracuję bardzo powoli, przykładam do tego ogromną wagę, piszę i przepisuję każde zdanie, aż przybierze satysfakcjonujący kształt. (…) Z powodu owego przepisywania tracę jednak bardzo dużo czasu. Nigdy nie jestem zadowolony, dopóki nie zrobię siedmiu czy ośmiu korekt, poprawiam i poprawiam w nieskończoność, do momentu, gdy z pewnością można powiedzieć, że ostateczna wersja tekstu nie nosi śladu podobieństwa do pierwotnego rękopisu”.

Niewątpliwie był wizjonerem. W powieściach tworzonych w drugiej połowie XIX wieku opisywał miasta bardzo podobne do tych, w których dzisiaj żyjemy. Bardzo ciekawa jest też jego wizja mediów przyszłości, którą przedstawił już w 1889 r. w amerykańskim przeglądzie „The Forum”. Tekst nosi tytuł „XXIX wiek. Dzień pewnego dziennikarza amerykańskiego w 2889 roku”. „(...) tysiąc pięciuset reporterów przy takiej samej liczbie telefonów przekazuje abonentom wiadomości otrzymane tej nocy ze wszystkich czterech stron świata. (...) Prócz swego telefonu każdy reporter ma przed sobą zestaw przełączników pozwalających na dokonanie połączenia z taką lub inną linią telefotograficzną, tak więc abonenci mają nie tylko opis, ale i wizję wydarzeń” – pisał Verne, myląc się tylko co do jednej rzecz: tempa cywilizacyjnych zmian. To, co bowiem wyobrażał sobie za lat tysiąc, stało się możliwe – za sprawą telewizji – już kilkadziesiąt lat później.

Nemo był Polakiem

Wszystkie te wizje nie byłyby jednak możliwe, gdyby nie solidna wiedza naukowa Verne’a. Warto zwrócić uwagę, że jego koncepcja lotu na Księżyc, przedstawiona w powieści „Wokół Księżyca” z 1865 r., oparta jest na głębokiej znajomości praw mechaniki Newtona i o wiele bardziej przekonująca od późniejszej o prawie cztery dekady pozycji „Pierwsi ludzie na Księżycu” Herberta George’a Wellsa, uważanego dziś za prekursora science fiction. Ba, w powieści Verne’a zgadza się i to, że misję inicjują Stany Zjednoczone, w podróż udają się trzy osoby, startując z Florydy za pomocą pocisku zbliżonego wymiarami do statków misji Apollo. Nawet koniec jest podobny, bo śmiałkowie lądują w oceanie. I choć znajdują się też w książce pomysły z dzisiejszej perspektywy naiwne, niemożliwe do realizacji (np. wystrzelenie statku kosmicznego z armaty, otwieranie okien podczas lotu), to w zestawieniu z trafnością pozostałych wizji są to naprawdę drobiazgi.

Jeszcze bardziej zdumiewa precyzja opisów okrętu podwodnego Nautilus z „Dwudziestu tysięcy mil podmorskiej żeglugi”, pozwalająca dociekliwym na rozrysowanie całego planu statku. Według znawców wiele parametrów Nautilusa zbliża go do współczesnych okrętów podwodnych z napędem jądrowym, a sama maszyna napędowa podobna jest do dzisiejszych silników elektrycznych. A przecież powieść powstawała w czasach, gdy niewielkie statki podwodne napędzane były siłą mięśni! Warto tu dodać, że projektant, budowniczy i dowódca Nautilusa, kapitan Nemo, w pierwotnej, zapisanej w rękopisie koncepcji Verne’a był Polakiem. Jako powstaniec styczniowy zesłany na Syberię, chciał po powrocie pomścić śmierć i gwałty na jego rodzinie, zadane podczas rosyjskich represji. Francuski wydawca nie chciał jednak drażnić Rosjan i wymusił na pisarzu zmianę tych realiów. W ten sposób kapitan Nemo z Polaka stał się Hindusem.

Gorzka diagnoza postępu

Sam Verne podróżował nieco mniej niż jego bohaterowie, jednak, jak na tamte czasy, również i w tym względzie jego doświadczenie jest imponujące. Pisarz odwiedził łącznie 15 krajów europejskich (w tym także państwa skandynawskie) oraz popłynął statkiem parowym „Great Eastern” do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Jako wnikliwy obserwator cywilizacyjnych przemian oczami wyobraźni widział już miasta, w których potężne biurowce i centra handlowe wypychają ze śródmieści budynki mieszkalne, a w „Roburze Zdobywcy”, wydanym siedemnaście lat przed pierwszym kontrolowanym przelotem braci Wright, pokazał, że samolot może stać się narzędziem ludobójstwa. Mimo olbrzymiej fascynacji techniką pozostawał człowiekiem krytycznym wobec kierunku, w którym zmierza ludzkość. Pesymizmem naznaczone są zwłaszcza jego późne powieści, jak wspomniany „Robur Zdobywca” czy jego kontynuacja „Pan świata”. Ale nie tylko one – odkryty trzy dekady temu rękopis młodzieńczej książki „Paryż w XX wieku” (1863), z orwellowską wizją stechnicyzowanego społeczeństwa, w którym liczy się tylko produkcja i konsumpcja, pokazuje, że te wątki interesowały autora „Dzieci kapitana Granta” od samego początku. Niestety, nie od razu mogły dojść do głosu, bo wydawca odrzucił młodzieńczą powieść jako zbyt mroczną.

Był więc Juliusz Verne kimś znacznie więcej niż tylko łowcą nowinek z technicznej prasy, którą namiętnie prenumerował. Przy czym dodać tu trzeba, że wiedzę techniczną autor „Tajemniczej wyspy” popularyzował niejako przy okazji. Bo przecież jego powieści to także znakomita, trzymająca w napięciu fabuła, okraszona często dawką ciepłego humoru. Kto z nas nie śledził w dzieciństwie z wypiekami na twarzy losów Phileasa Fogga, kibicując mu w wyścigu z czasem, toczonym podczas szalonej podróży dookoła świata? To twórczość, do której chce się wracać także w dorosłości, choć inne wątki zwracają w niej wówczas uwagę. Bo Verne to nie tylko świetny pisarz, ale także filozof, wnikliwie diagnozujący współczesny – jemu i nam – świat. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.