Sekrety długiego życia

ks. Rafał Bogacki

|

GN 5/2023

publikacja 02.02.2023 00:00

W zakonie była 78 lat. Przeżyła pontyfikaty 10 papieży, dwie wojny światowe, trzy zmiany ustrojowe we Francji, pandemię covid. Była najstarszym żyjącym na świecie człowiekiem. 17 stycznia na Lazurowym Wybrzeżu zmarła siostra André Randon.

Sekrety długiego życia Florian Escoffier/ABACA/pap

Tulon, luty 2022 roku, dom spokojnej starości. Przykuta do wózka inwalidzkiego siostra André, nazywana we Francji superstulatką, odpowiada na pytania dziennikarza Agencji AFP. Lekki uśmiech przebija się przez pokrytą zmarszczkami twarz. „Powiadają, że praca zabija. W moim przypadku było inaczej. Pracowałam do 108. roku i to dawało mi życie” – mówi z przekorą.

Była wówczas najstarszą żyjącą Francuzką, drugim człowiekiem na świecie z udokumentowaną historią urodzin. Na drugiej części globu, w Japonii, żyła jeszcze wówczas Kane Tanaka, starsza od niej o zaledwie kilka miesięcy. Gdy ta druga zmarła, 19 kwietnia 2022 roku, siostra André trafiła do „Księgi rekordów Guinnessa” jako najstarsza osoba na świecie.

Żartobliwie mówiła wówczas, że ma jeszcze jeden rekord do pobicia. W 1997 roku w Arles zmarła inna długowieczna Francuzka – Jeanne Calment, która przeżyła 122 lata. To właśnie ona jest najdłużej żyjącą osobą w historii ludzkości, której status zweryfikowano. Siostra André zapytana, czy jest gotowa pobić jej rekord, powiedziała, że jest to „w zasięgu jej możliwości”, chociaż lekkie zdziwienie na jej twarzy wskazywało raczej, że spontaniczna odpowiedź została dana po to, by utrzymać lekki i humorystyczny ton konwersacji.

Poczucie humoru jej nie opuszczało. Swoim bliskim w domu spokojnej starości na Lazurowym Wybrzeżu mówiła, że wciąż odnajduje równowagę i jest młodsza, niż wskazują dokumenty. „Ten wiek trzeba podzielić przez dwa” – mówiła, myśląc o swojej siostrze bliźniaczce, która zmarła w 1905 roku, 18 miesięcy po narodzinach.

Żywa pamięć XX wieku

– Siostra André była żywą pamięcią XX wieku, który mocno odbił się na historii jej rodziny – mówi dla „Gościa Niedzielnego” ksiądz Serge de Pas, kapelan domu św. Katarzyny Labouré w Tulonie. – Często wspominała trzech braci, którzy brali udział w I wojnie światowej i wszyscy wrócili z niej cali. To był bardzo ważny moment młodości, zaważył na jej przywiązaniu zarówno do ojczyzny, jak i do rodziny. Młoda, 14-letnia Lucile – bo tak brzmiało jej imię przed wstąpieniem do zakonu – z dumą wchodziła na podium w rodzinnym miasteczku Alès, by przywitać wracających do domu żołnierzy śpiewem Marsylianki – dodaje.

Gdy kilka lat później znalazła się w Paryżu, zatrudniła się jako opiekunka dla dzieci i aż do 30. roku życia poświęcała się tej pracy. W tym czasie zaczęła też zbliżać się do Kościoła katolickiego. W młodości nie miała z nim wiele wspólnego, wychowała się w protestanckiej rodzinie, a jeden z jej dziadków był pastorem. Nikt w rodzinie jednak nie praktykował, a Lucile nie była nawet ochrzczona.

W stolicy Francji Lucile zaczęła przygotowywać się do chrztu, który przyjęła w wieku 19 lat. – To był trudny moment dla wszystkich bliskich, początkowo patrzyli na to nieprzychylnie. Gdy kilkanaście lat później wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, przyjęła imię André. Zrobiła to ze względu na brata, który nosił to samo imię. W ten sposób chciała pokazać, że mimo przewrotu, który dokonał się w jej życiu, nie zrywa więzów rodzinnych – mówi ksiądz Serge.

Przewodnia nić długiego życia

Służba. Jej długie zakonne życie można streścić w tym jednym słowie. Początkowo w zgromadzeniu zajmowała się dziećmi, co było naturalną konsekwencją jej zaangażowania w świecie. Następnie powierzono jej opiekę nad osobami starszymi w kilku domach spokojnej starości na terenie Francji. Doświadczenie pracy z dziećmi owocowało również tutaj. Przywiązywała dużą wagę do tworzenia więzów pomiędzy pokoleniami. Nie wyobrażała sobie, aby młodzi ludzie nie czerpali z mądrości starszych. Być może w tym kluczu należy odczytać jej odpowiedź na pytanie dziennikarza dotyczące tego, co myśli o współczesnym świecie: „Prawie nikt się nie szanuje i wielu działa tak, jakby jedynym zajęciem było zajmowanie się sobą. To wstyd”.

Na emeryturę przeszła w wieku 75 lat. Nie czuła jednak wówczas zmęczenia życiem i nadal chciała poświęcać się potrzebującym. – W domu w Sabaudii, w którym przebywała przez 30 pierwszych lat swojej emerytury, czuła się tak dobrze, że zajmowała się młodszymi od siebie osobami. Aż do 105. roku życia, momentami z mniejszym, ale wciąż żywym zaangażowaniem, pracowała jako pielęgniarka. Do wszystkiego podchodziła z dużą dozą humoru – dodaje ks. Serge.

Kapelan domu wspomina także wiele anegdot związanych z jej życiem. Gdy po śmierci Japonki została najstarszą osobą na świecie, zapytano ją, czy jest z tego dumna. „Oczywiście – odpowiedziała – ale jest to dla mnie także pewnego rodzaju katastrofa. Całe życie poświęciłam opiece nad innymi, a teraz od ponad 10 lat nie tylko nie mogę się nikim zajmować, ale i cały świat na mnie »chucha i dmucha«”.

„Lubię dbać o ludzi”

Siostra André często znajdowała precyzyjne odpowiedzi na stawiane jej pytania. Patrząc na swoje ponadstuletnie życie, dokonywała ważnych podsumowań, dzieląc się nabytą mądrością. Zapytana o to, co najważniejsze w życiu, bez wahania odpowiedziała: „Dzielić się wielką miłością i nie dać się wplątać w pułapkę własnych potrzeb”.

Tej miłości uczyła się m.in. w Vichy, gdzie powierzono jej opiekę nad czterdziestoma osieroconymi w czasach powojennych dziećmi. Wspominając ten czas, mówiła o tym, co stanowiło jej siłę. „Zawsze kochać, niczego nie oczekując w zamian, kochać bez ograniczeń. Kiedy zdobywamy się na taką miłość i zwracamy się ku drugim, przestajemy obawiać się czegokolwiek”. Z Vichy związane było także wspomnienie dotyczące największego szczęścia, którego doświadczyła. „To dzień, w którym moi wychowankowie przyjmowali I Komunię Świętą. To było niezwykłe, nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa”.

Miłość przenikała ją także wówczas, gdy przykuta do wózka inwalidzkiego i pozbawiona wzroku rozmawiała z młodym youtuberem. „Czy są takie chwile, w których siostra się nudzi?” – zapytał. „Nigdy takich nie ma – odpowiedziała – ponieważ zawsze wtedy, gdy mam wolny czas, poświęcam go modlitwie”. „W jakiej intencji siostra modli się w tym wieku?” – drążył. „Za wszystkich ludzi, zwłaszcza za nieszczęśliwych. Lubię dbać o innych, a w modlitwie znajduję najgłębsze źródła i sposób, aby to wyrazić”.

Czekając na spotkanie

Nie na wszystkie pytania siostra André znajdowała odpowiedź. Nie chciała też dawać ogólnych rad wtedy, gdy ją o to pytano. Wiedziała, że mogą one pomóc niektórym, innym natomiast zaszkodzić. Gdy youtuber zapytał ją o sekret długowieczności, milczała. Ci, którzy znali ją bliżej, wiedzieli, że pobyt na ziemi strasznie jej się dłużył. Młody człowiek nie odpuszczał: „Może to sport pomógł siostrze osiągnąć ten wiek?”. „Nie. Nigdy nie uprawiałam sportu. Gdy pracowałam z dziećmi, dużo spacerowałam, a nawet za nimi biegałam. To wystarczyło mi na całe życie”.

– Bardzo jej się dłużyło oczekiwanie na spotkanie z Bogiem – mówi ksiądz Serge. – Tym bardziej że kilka miesięcy po swoich 118. urodzinach zaczęła tracić słuch. Mówiła nawet, że ma już trochę dość i chce się wycofać „z tej sprawy”, którą jest życie. Ona czekała, bo miała wielkie pragnienie ostatecznego spotkania z Bogiem. Często wspominała, że przygotowuje się także, by spotkać się z braćmi. Skarżyła się czasem, że dobry Bóg chyba o niej zapomniał – dodaje.

Ona jednak o Nim nie zapomniała. Każdy dzień rozpoczynała od Eucharystii, a jeśli pozwalały jej na to siły – uczestniczyła we wspólnotowych modlitwach. Podobno drzwi jej skromnie urządzonego pokoju były zawsze otwarte. „To na wypadek, gdyby ktoś chciał przekroczyć moje progi” – mówiła przed laty. „Bo spędzić cały dzień w samotności ze swoim bólem to nic wesołego”.

W końcu i ona spokojnie przekroczyła najważniejszy w życiu próg. Próg wieczności.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.