Rewolucja nawrócona

Jacek Dziedzina

|

GN 5/2023

publikacja 02.02.2023 00:00

Czy latynoska teologia wyzwolenia, oczyszczona z marksistowskich inspiracji, może być częścią katolickiej ortodoksji?

O. Gustavo Gutiérrez, jeden z twórców teologii wyzwolenia. O. Gustavo Gutiérrez, jeden z twórców teologii wyzwolenia.
RAUL GARCIA /epa/pap

Ten temat najczęściej kojarzony jest z papieżem Franciszkiem. Tymczasem 10 lat temu głównym zwolennikiem pewnej rehabilitacji teologii wyzwolenia był arcybiskup Gerhard Ludwig Müller (dziś kardynał), ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Czy strażnik ortodoksji znalazł klucz, by potępiany wcześniej nurt pogodzić z nauczaniem Kościoła? Dla wielu będzie to pewnie zaskoczenie, ale to właśnie kard. Müller jest autorem słów: „Latynoamerykański ruch kościelny i teologiczny, znany jako »teologia wyzwolenia«, który rozprzestrzenił się w innych częściach świata po II Soborze Watykańskim, powinien być, moim zdaniem, zaliczony do najważniejszych prądów w dwudziestowiecznej katolickiej teologii”.

Czy wcześniej zabrakło w Watykanie próby zrozumienia istoty teologii wyzwolenia? Czy dopiero wybór Franciszka umożliwił docenienie tego, co w tym nurcie ważne dla życia Kościoła? Czy to raczej sama teologia wyzwolenia, po burzliwym okresie dojrzewania, trochę wydoroślała, zweryfikowała swoje założenia i oczyściła się z tego, czego nie da się pogodzić z chrześcijaństwem?

Nie taka straszna?

Już na początku pontyfikatu Franciszka zwolennicy teologii wyzwolenia wyrażali nadzieję, że właśnie papież z Argentyny, ze swoim zrozumieniem i znajomością realiów Trzeciego Świata, w którym niewyobrażalna nędza mas kontrastuje z bogactwem elit, będzie skłonny zrehabilitować latynoską mieszankę chrześcijaństwa i marksizmu. Sam Jorge Bergoglio, jeszcze jako arcybiskup Buenos Aires, ale też wcześniej, jako prowincjał argentyńskich jezuitów, raczej dystansował się od tego nurtu, właśnie ze względu na dominujący wówczas jego rewolucyjny charakter, zakładający również walkę zbrojną i wchodzenie duchownych do polityki w rządach lewicowych dyktatur. Wrażliwość i realne zaangażowanie na rzecz ubogich, które zawsze towarzyszyło przyszłemu papieżowi, było czymś innym niż najbardziej radykalne pomysły, za którymi poszło wielu pionierów i zwolenników teologii wyzwolenia.

Zarazem jednak w punkcie wyjścia w diagnozie latynoskiej rzeczywistości można znaleźć pewien wspólny mianownik, w którym teologia wyzwolenia i katolicka ortodoksja mogą i powinny się spotkać. I z pewnością doświadczenie, jakie z życia wśród ubogich wyniósł kard. Bergoglio, pomogło w pewnego rodzaju pogodzeniu, może nawet zrehabilitowaniu teologii wyzwolenia w Watykanie. Tyle że głównym promotorem takiej drogi okazał się kardynał Gerhard Ludwig Müller. To o tyle znaczące, że kojarzony jest on do dziś z bardziej konserwatywnym nurtem w Kościele. Sam przez lata był z urzędu strażnikiem katolickiej ortodoksji – przejął kierowanie Kongregacją (dziś Dykasteria) Nauki Wiary po kard. Josephie Ratzingerze. W nowym spojrzeniu na teologię wyzwolenia, oczyszczoną z marksistowskich inspiracji, pomogło zarówno osobiste doświadczenie kard. Müllera, który przez lata jeździł do Ameryki Południowej z posługą duszpasterską, jak i jego bliska znajomość z jednym z ojców teologii wyzwolenia, o. Gustavo Gutiérrezem.

Teologia z rozpaczy

Przypomnijmy, że teologia wyzwolenia była przez lata krytykowana przez Jana Pawła II i przez kard. Ratzingera. W samej Ameryce Łacińskiej stosunek do niej zrodził podziały wśród duchownych. Zaczęły się one już w roku 1968 podczas II Konferencji Generalnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej (CELAM) w Medellín w Kolumbii – wydarzenie to jest uznawane za formalne narodziny teologii wyzwolenia – kiedy to w dokumencie końcowym potwierdzono „uprzywilejowane traktowanie ubogich” przez Kościół latynoamerykański. To właśnie w Medellín doradcą teologicznym biskupów był Gutiérrez, wówczas profesor Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Katolickiego w Limie w Peru. Dokument końcowy potępiał zinstytucjonalizowaną przemoc i niesprawiedliwości kapitalizmu. Należy przy tym dodać, że takie pojęcia jak „kapitalizm” czy „prawica” w tamtych warunkach były synonimami niewyobrażalnego wyzysku i deptania godności ludzkiej ze strony elit. Biskupi zebrani w Medellín ostro piętnowali egoizm bogaczy i wzywali katolików do solidarności z ubogimi. Ostrzegali też, że jeżeli bogaci „zazdrośnie będą strzegli swych przywilejów, a zwłaszcza jeżeli będą ich bronić, stosując środki przemocy, staną się odpowiedzialni wobec historii za rewolucje podyktowane rozpaczą”.

Wbrew intencjom biskupów część duchownych i świeckich katolików zalecenia z konferencji, by solidaryzować się z ubogimi, zrozumiała jako zachętę do walki zbrojnej przeciwko wyzyskiwaczom oraz do budowania socjalizmu opartego na zasadach marksizmu. Wielu księży zaczęło więc przyłączać się do lewicowych partyzantek.

Po latach pojawiły się zarzuty, że cała teologia wyzwolenia została wymyślona przez sowieckie służby, które chciały w ten sposób podburzyć narody latynoskie do walki klas i walki zbrojnej z prawicowymi dyktaturami wspieranymi przez USA. Taką wersję przedstawiał Ion Pacepa, słynny oficer rumuńskiego wywiadu, który po ucieczce na Zachód zaczął zdradzać szczegóły sowieckich działań dezinformacyjnych, w tym operację KGB mającą na celu przedstawianie Piusa XII jako „papieża Hitlera”. Oczywiście, wszelkie wyznania byłych oficerów wywiadu trzeba traktować krytycznie, tzn. nie odrzucając ich wersji z góry (mają przecież ogromną wiedzę), pamiętać równocześnie, że wcześniej sami zajmowali się dezinformacją, więc również po formalnym przejściu na dobrą stronę mocy mogą prowadzić jakąś grę.

Grzechy prawicy

Ale jeśli nawet teologia wyzwolenia była częścią szerszej operacji służb sowieckich, to należy też pamiętać, że takie operacje nie działają w próżni. Znaczy to, że sami katolicy w Ameryce Łacińskiej byli rozdarci między świadomością, że zadaniem Kościoła jest głoszenie Jezusa Chrystusa, a dotykaniem na co dzień niewyobrażalnej w naszej części świata nędzy ludzi, którzy padli ofiarą nie własnej niezaradności, ale ogromnego wyzysku i skrajnej niesprawiedliwości. I o ile Jan Paweł II i Joseph Ratzinger słusznie krytykowali marksistowskie założenia różnych odmian teologii wyzwolenia, o tyle kolejne rządy USA zwalczały wszelkie ruchy sprzeciwiające się sponsorowanym przez USA reżimom prawicowym. Müller w jednym z wywiadów mówił właśnie o geopolitycznych czynnikach, które jego zdaniem stały za zwalczaniem teologii wyzwolenia: „Zadowolenie z pozbawienia ruchu teologii wyzwolenia jakiegokolwiek znaczenia było potęgowane kapitalistycznym poczuciem triumfu, który był prawdopodobnie uważany za absolutnego zwycięzcę. Ruch wyzwolenia postrzegany był jako łatwy cel, który mógłby być zmieszczony w tej samej kategorii co rewolucyjna przemoc i marksistowski terroryzm”. To była reakcja na działania Waszyngtonu, który określał teologię wyzwolenia jako „polityczną broń przeciwko prywatnej własności i produktywnemu kapitalizmowi” oraz „infiltrację wspólnot religijnych ideami, które są już mniej chrześcijańskie niż komunistyczne”. I często tak to niestety wyglądało. Tyle że kard. Müller wskazywał na dwulicowość autorów tych zarzutów: „Zuchwałość ukazana przez autorów dokumentu, którzy sami są winni brutalnych dyktatur wojskowych i wpływowych oligarchii, jest niepokojąca. Ich zainteresowanie własnością prywatną i systemem kapitalistycznej produkcji zastąpiło chrześcijaństwo jako kryterium”.

Kościół klasowy

Zarzuty, jakie pod adresem teologii wyzwolenia kierowali Jan Paweł II i kard. Ratzinger, bazowały na rozeznaniu, że w wielu przypadkach myśl teologów tworzących ten nurt „proponuje interpretację treści wiary i egzystencji chrześcijańskiej, poważnie odbiegającą od wiary Kościoła, a nawet więcej, będącą jej praktyczną negacją” (cytat z „Instrukcji o niektórych aspektach teologii wyzwolenia” Kongregacji Nauki Wiary z 1984 roku). Problemem były zwłaszcza bezkrytycznie „przyjęte zapożyczenia z filozofii marksistowskiej i odwoływanie się do założeń hermeneutyki biblijnej”. A gdy duchowni chwycili za karabiny i zaczęli wchodzić do rządów rewolucjonistów, Watykan musiał zareagować. Paweł VI powołał specjalną komisję, która wydała jasny komunikat: „Chrześcijanie nie mogą namawiać ludzi, żeby odpowiadali na przemoc przemocą”.

Sprzeciw Watykanu wobec teologii wyzwolenia stał się jeszcze silniejszy w czasach pontyfikatu Jana Pawła II. Podczas wizyty w Meksyku w 1979 roku mówił stanowczo, narażając się na krytykę sporej części duchowieństwa, a nawet biskupów latynoskich: „Koncepcja Chrystusa jako polityka, rewolucjonisty, jako wywrotowca z Nazaretu nie zgadza się z nauczaniem Kościoła” oraz: „Błędem jest twierdzenie, że wyzwolenie polityczne, ekonomiczne czy społeczne pokrywa się ze zbawieniem przyniesionym przez Chrystusa”.

Kardynał Ratzinger we wspomnianej „Instrukcji” precyzował: „Niektórzy, znajdując się w obliczu pilnej potrzeby podziału chleba, stają przed pokusą, by wziąć w nawias i odłożyć na jutro ewangelizację; najpierw chleb, później słowo. Byłoby śmiertelnym błędem oddzielenie jednego od drugiego, a nawet przeciwstawienie ich sobie”. Za chwilę nieco jednak łagodził: „Ostrzeżenie niniejsze w żadnym wypadku nie powinno być interpretowane jako dezaprobata dla tych wszystkich, którzy wielkodusznie i w autentycznie ewangelicznym duchu chcą odpowiedzieć na »opcję preferencyjną na rzecz ubogich«. Nie powinno ono także służyć za usprawiedliwienie tym, którzy chronią się za postawą neutralności i obojętności wobec tragicznych i palących problemów nędzy i niesprawiedliwości”. Po czym dał do zrozumienia, że teologia wyzwolenia jest właśnie zaprzeczeniem prawdziwej troski o uciśnionych: „Instrukcją kieruje pewność, że poważne błędy, na które zwraca uwagę, prowadzą w sposób nieunikniony do zdrady sprawy ubogich (…), dochodzi przy tym do szkodliwego utożsamienia ubogiego z Pisma Świętego i proletariatu w rozumieniu Marksa, a walka o prawa ubogich przekształca się w starcie pomiędzy klasami. Kościół ubogich oznacza więc Kościół klasowy”.

Wyzwolenie całościowe

Czy po tak mocnych ocenach możliwa była rehabilitacja teologii wyzwolenia? Dlaczego 10 lat temu doszło do spotkania Franciszka z peruwiańskim dominikaninem o. Gustavo Gutiérrezem? Inicjatorem był właśnie abp Gerhard Ludwig Müller. Wcześniej abp. Müller i o. Gutiérrez uczestniczyli w promocji włoskiego tłumaczenia wydanej wspólnie w 2004 roku książki „Po stronie ubogich. Teologia wyzwolenia”. Na kartach książki arcybiskup Müller twierdził, że osiągnięcia teologii wyzwolenia wykraczają daleko poza Amerykę Południową. Jego zdaniem cały ten ruch ma być zorientowany na obraz Jezusa Chrystusa Odkupiciela i wyzwoliciela, co jest myślą bliską także innym współczesnym prądom teologicznym. Sam o. Gutiérrez pisał: „Teologia wyzwolenia nie jest teologią wyzwolenia społecznego, choć wyzwolenie ma aspekt społeczny; jest też wyzwolenie indywidualne, które obejmuje mentalność, a potem jest wyzwolenie z grzechu. To wszystko razem nazywa się zbawieniem, które jest zatem zbawieniem nie tylko od grzechu (…). Teologia wyzwolenia stawia sobie za cel wolność osób, ludzkości, wolność od niesprawiedliwości, od błędnej mentalności, a w końcu od grzechu”. Z taką wersją mógłby zapewne zgodzić się Jan Paweł II, choć dyskusyjna może być kolejność, jaką przedstawia Gutiérrez: wolność od grzechu wylicza dopiero na końcu. Jednak zarówno ojciec teologii wyzwolenia, jak i kard. Müller stawiają kluczowe pytanie: czy na pewno można mówić o Bogu, o Chrystusie, zbawieniu, sakramentach, Kościele, nie wychodząc najpierw z konkretnej sytuacji konkretnego człowieka żyjącego w konkretnych realiach? W tym wypadku żyjących w skrajnym ubóstwie? Ponieważ Bóg stał się konkretnym człowiekiem (a nie człowiekiem w ogóle), żyjącym w konkretnym miejscu i czasie, również głoszenie Ewangelii musi to uwzględniać.

Brazylijski biskup Hélder Câmara, który nie wzywał do walki zbrojnej z wyzyskiwaczami, ale namawiał do moralnego nacisku, bez przemocy, mówił: „Nie można głosić Ewangelii istotom abstrakcyjnym, pozostającym poza czasem i żyjącym w próżni. Kiedy nasi seminarzyści pójdą do kościołów i kaplic, kiedy będą mówić o łasce Boskiej, czyli obecności w nas Trójcy Świętej, czyż będą mogli zapomnieć, że głoszą życie Boże wobec audytorium składającego się w wielu wypadkach z ludzi, których warunki życia są niegodne człowieka? Nieruchome trwanie na poziomie czysto duchowego głoszenia Ewangelii oznaczałoby, na krótką metę, wpajanie słuchaczom, że religia jest niezwiązaną z życiem teorią, nie mającą sił wzniesienia się ku życiu i dokonania w nim zmian tego, co błędne i absurdalne”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.