Kamień z serca

Marcin Jakimowicz

„Poczułem się lekki jak piórko”. „Nie potrafię opisać stanu, jaki towarzyszył mi, gdy wstałem z konfesjonału” - opowiadali. Zresztą posłuchajcie sami…

Kamień z serca

Nie spotkałem zbyt wielu osób, które miałyby traumatyczne doświadczenia związane ze spowiedzią, choć zdarzały się i takie rozmowy. Spotkałem za to mnóstwo takich, dla których spowiedź była życiowym przełomem.

Paweł Piątek: „A może pójdziesz do spowiedzi” - pytała mnie od czasu do czasu kierowniczka ośrodka dla uzależnionych. „Nie!” – odpowiadałem krótko, ale kiedyś na odczepnego rzuciłem: „Dobra, pójdę”. „To świetne, bo akurat przyjechał ksiądz” . Nie wiedziałem, co mówić i jak się spowiadać. Nie robiłem tego… od czasu Pierwszej Komunii. Spowiedź trwała przeszło dwie godziny. Ksiądz był chyba w szoku, bo opowiedziałem mu straszne rzeczy. Nie potrafię opisać stanu, jaki towarzyszył mi, gdy wstałem po spowiedzi. Do teraz łamie mi się głos… Poczułem się niesamowicie lekki. Jakby wszystko ze mnie spadło. Dostałem takiego kopa i takiej motywacji do życia, że nie jestem w stanie tego opisać.

Jacek Hajnos, dominikanin: Rano powiedziałem: „Boże, wiem już, że istniejesz. Wyślij mnie na rekolekcje”. Tego samego dnia zadzwonił wujek, który… nigdy dotąd nie dzwonił. „Wiesz, Jacek, jest takie spotkanie - zaczął dyplomatycznie owijać w bawełnę – Przyjeżdżają artyści, muzycy”. „Jadę!” – zawołałem ku jego zdumieniu. Tam przeżyłem szczerą spowiedź, zakończoną tym, że o. Tomasz Nowak, do którego trafiłem mocno mnie przytulił.

Paweł Nowik: Po tygodniu byłem już naćpany. Dopalacze dzień w dzień. Wyniosłem mamie z domu całe złoto. Równia pochyła. Przełomem był pewien poranek. 17 maja 2015 wyszedłem z imprezy o szóstej rano. Coś we mnie pękło. Poczułem, że straciłem coś najważniejszego w życiu. Straciłem tożsamość. Wiedziałem, że jeśli czegoś nie zrobię, pójdę prosto w śmierć. Wybiegłem z imprezy i spity, naćpany pognałem do franciszkanów. Przyjął mnie o. Bartymeusz. Czuł, jak śmierdzę wódą, ale spokojnie wysłuchał moich grzechów. Ta spowiedź dała mi siłę, bym w domu uklęknął i prosił rodziców, by wysłali mnie do ośrodka. Bez niej nie zdobyłbym się na ten gest.

Krzysztof Sowiński, ewangelizator: Zobaczyłem jak na dłoni cały syf mojego życia (bardzo oczyszczające doświadczenie) i usłyszałem: „To nie jest to, do czego Cię przeznaczyłem”. To mnie złamało. Schowałem się w ubikacji i płakałem chyba z pól godziny. „Przepraszam, wybacz mi!” – szlochałem. Wiedziałem, co mam zrobić: biec do spowiedzi. Zwolniłem się pracy, wróciłem z Warszawy do rodzinnych Skierniewic i wpadłem do swojej parafii. Wyrzuciłem z siebie wszytko. Znów zostałem złamany i zacząłem ryczeć. Ksiądz zadał mi pytanie: „Zastanów się, czy ta spowiedź jest po to, byś poczuł się na chwilę lepiej, czy ma zmienić twoje życie?”. To zdanie towarzyszy mi przez cały czas. Ta spowiedź zmieniła moje życie. Zostałem uwolniony z narkotyków, wulgaryzmów, pornografii, masturbacji, alkoholu.

Bęsiu, raper: „Boże, jeśli istniejesz udowodnij mi to!” Padłem na kolana. Z oczu strumieniami popłynęły mi łzy, nie mogłem tego opanować. Czułem, że kamień spada mi z serca. Poszedłem do spowiedzi. „Witam Cię serdecznie” – zaczął ksiądz. Co za gość? Przecież się nie znamy… Byłem zdenerwowany. Powiedziałem pierwszy, drugi, trzeci grzech, a on milczał. O co chodzi? Nie będę się więcej produkował. I nagle mi przerwał: „No dobra, hamuj już. Zatkało mnie. Nikt tak do mnie w konfesjonale jeszcze nie mówił. „Po co we mnie strzelasz grzechami? Opowiedz mi o twoim życiu, bo wnioskuję, że jest ciekawe”. „Nikomu nie opowiadam o swoim życiu” – odparowałem. A on na to: „Nie przejmuj się, Dajesz… Ja ci opowiem o sobie”. I zaczęliśmy rozmawiać. Słuchaj, ta spowiedź trwała półtorej godziny! Usłyszałem „Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca…” i poczułem się nowonarodzony.

Tomasz Nowak, dominikanin: Wielkim duchowym odkryciem Roku Miłosierdzia były dla mnie słowa papieża Franciszka: „Bóg nie jest miłosierny. Bóg jest miłosierdziem”. To przewartościowało moje myślenie! Bóg nie będzie mnie zmuszał do spowiedzi, ale pokornie czekał na mą decyzję, na to, aż sam podejdę i powiem: „Przebacz mi, zgrzeszyłem!”. Czy po to oddał życie, aby mi nie przebaczyć?