Świadectwo prawdy

Edward Kabiesz

|

GN 08/2009

publikacja 24.02.2009 09:14

To pierwszy film dokumentalny, w którym tak obszernie o swoich przeżyciach opowiadają ofiary akcji władz komunistycznych, opatrzonej kryptonimem X-2. Telewizja Polska pokaże go 25 lutego.

Świadectwo prawdy Reżyser filmu Henryk Urbanek z siostrami z Zakonu Benedyktynek w Staniątkach fot. STEFAN SKRZYPCZAK

Wszędzie wyglądało to podobnie. Walenie do klasztornej furty, rozkaz zbiórki przerażonych zakonnic i załadunek do podstawionych autobusów czy ciężarówek. I jazda w nieznane. Ten bezprzykładny akt przemocy rozpoczął się 3 sierpnia 1954 roku. Ponad 1500 sióstr zakonnych z 323 klasztorów w ciągu kilku dni wywieziono do kilkunastu obozów pracy w całej Polsce. Trafiały m.in. do Kobylina, Gostynia, Stadnik i Otorowa. Według danych IPN, zabrano wówczas siostrom 323 obiekty, w tym szpitale, domy opieki, przedszkola, sierocińce i domy zakonne.

Przestępcą było państwo
Reżyser Henryk Urbanek nad filmem pracował dwa lata. Film miał powstać początkowo dla Redakcji Dokumentu TVP 1, ale realizacja została wstrzymana przez ówczesną dyrektor Programu 1. – Temat podsunęła mi książka, a właściwie broszura napisana przez ks. Alojzego Sitka, dotycząca likwidacji zgromadzeń zakonnych. Otrzymałem ją od ks. Majewskiego z Redakcji Programów Katolickich TVP, dla której powstał ten film – mówi reżyser. – Nakręciliśmy mnóstwo materiału, starczyłoby go na kilka filmów na ten temat.

W montażu zdecydowałem się przede wszystkim na pozostawienie wypowiedzi samych sióstr. Opowiadają one o własnych przeżyciach i doświadczeniach – podkreśla. Zrezygnowano z wypowiedzi prowadzącej śledztwo w tej sprawie prokurator Teresy Kurczabińskiej z katowickiego IPN-u i mecenasa Dariusza Maciejuka. – To siostry były ofiarami tych represji, zostało ich już niewiele, mają teraz około 80 lat – wyjaśnia Urbanek. – Nadszedł ostatni moment, by utrwalić na taśmie ich wspomnienia. Dzisiaj mówi się o tych sprawach wyłącznie w kontekście odzyskiwania przez zgromadzenia zakonne zagrabionych przez państwo klasztornej własności. Najczęściej w kontekście aferalnym. A przecież przestępcą było ówczesne państwo.

Śledztwo po latach
Prokurator Teresa Kurczabińska z Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Katowicach przez cztery lata prowadziła śledztwo w sprawie represji wobec sióstr. – Śledztwo zostało umorzone ze względu na śmierć sprawców i niewykrycie części winnych. Niektóre przestępstwa uległy przedawnieniu – mówi prokurator Kurczabińska. – Głównymi zarzutami było bezprawne pozbawienie wolności sióstr ze szczególnym udręczeniem, zniszczenie ich mienia i odebranie majątków zakonnych bez jakiejkolwiek podstawy prawnej.

Akcja X-2 była przygotowywana bardzo długo, brały w niej udział UB, milicja, Rady Narodowe i tzw. czynnik społeczny. Przygotowano środki transportu i miejsca odosobnienia dla wyrzucanych z klasztorów sióstr. – Organizacja całej akcji nosi wyraźne podobieństwo do tej przeprowadzonej w Czechosłowacji, gdzie zlikwidowano klasztory. Z tym, że tam zakonnice aresztowano – mówi Teresa Kurczabińska.
Wysiedlenia dotknęły zgromadzenia zakonne działające na terenie województw wrocławskiego, opolskiego i stalinogrodzkiego. Władze kościelne były bezsilne, a wikariusze generalni we Wrocławiu i Opolu nawet pomogli zalegalizować przesiedlenia. Najwięcej sióstr wyrzucono z klasztorów we Wrocławskiem i Opolskiem.

Ordynarna grabież
Zawiadomienie w sprawie popełnienia przestępstwa wniósł do IPN mecenas Dariusz Maciejuk. – Byłem pełnomocnikiem sióstr. Otrzymałem pełnomocnictwa od trzech prowincji sióstr elżbietanek i Zgromadzenia Sióstr Świętej Jadwigi, popularnie nazywanych jadwiżankami. Dotarłem do materiałów, które pozwoliły mi tę sprawę złożyć w pewną całość. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zostało przyjęte przez IPN w Warszawie w roku 2002, a postępowanie prowadził IPN w Katowicach – mówi mecenas Maciejuk. – Ta akcja miała miejsce w roku 1954. Przygotowano ją perfekcyjnie. Siostry wywożono autobusami z napisami „Wycieczka”, i to 3 sierpnia, kiedy ludzie pracowali w polu. Oni pracują, a siostry się bawią, jadą sobie na wycieczkę. Jeżeli ktoś teraz mówi, że Kościół się dorabia, to niech zobaczy, jaka była skala przestępstwa, które dokonało się 50 lat temu. Unicestwiono tyle zgromadzeń działających społecznie. Działania władz komunistycznych nie miały żadnej podstawy prawnej, to była ordynarna grabież. A co stało się z tymi siostrami po zwolnieniu? Dokąd miały wracać?

Nagle zrobiła się burza
Dariusz Maciejuk zauważa, że obecnie o zwrocie mienia mówi się przede wszystkim w kontekście aferalnym. – Skąd zakony mają czerpać środki na działalność społeczną? Jeżeli siostrom zabrano szpitale, przytułki, domy dziecka, to jak mają realizować swój charyzmat, swoje powołanie. Przecież te środki nie idą na konsumpcję, lecz na konkretną działalność, domy opieki, domy dziecka, pomoc najuboższym. Ponad 2000 wniosków o odzyskanie własności zostało zrealizowanych, zostało niecałe 300 i nagle zrobiła się burza. Dlaczego? A dlaczego tak mało się mówi o akcji, której dotyczy film. Bardzo trudno jest się z tym tematem przebić przez media i pokazać prawdę. Jeżeli czytam w „Gazecie Wyborczej” o albertynkach, że dostały 40 mln, to dziennikarska rzetelność wymaga napisania, na co te pieniądze poszły. Czy one je przejadły? – pyta mecenas. Uważa także, że pokazanie martyrologii sióstr w takiej skali wielu osobom jest nie na rękę. – Dobrze, że ten film powstał, bo samo pokazanie już jest dobre, a fakty mówią za siebie – dodaje.

Nic im się nie udało
Siostry, które występują w filmie, trafiły do swoich zgromadzeń z całej Polski. Ich opowieści z pewnością lepiej oddają grozę i atmosferę tamtych wydarzeń niż suche tomy. Te wydarzenia na zawsze utkwiły im w pamięci, rekonstruują je krok po kroku. Czasem ze łzami w oczach. Najpierw zaskoczenie, chociaż niektóre wcześniej już przeczuwały, że dzieje się coś niedobrego. Siostra Róża ze zgromadzenia św. Elżbiety wspomina: – Była piąta rano. Wstawałyśmy na modlitwy poranne. Byłam w kaplicy pierwsza, kiedy usłyszałam ostry dzwonek do furty. Otworzyłam drzwi, dwóch panów. Jeden włożył nogę między drzwi i nie mogłam już zamknąć furty. Wszędzie wyglądało to podobnie. Później zbiórka i jazda podstawionymi autobusami czy ciężarówkami w nieznane. Niektóre myślały, że wywiozą je na Sybir. – Zawieźli nas na Karłowice do franciszkanów, którym odebrali budynek – wspomina s. Archaniela ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. – Tam nas ulokowali. A tam suto zastawione stoły, niby kolacja tam miała być. Myśmy tego nie tknęły. Rano nie mogłyśmy pójść do kościoła. Co żeśmy takiego zrobiły, że nie możemy iść do kościoła. – UB-wcy brali nas na spytki. Codziennie. Żeby tylko rzucić habit, oni nam od razu dadzą pracę i wszystko, co najlepsze. Nic im się nie udało – mówi s. Róża.

Zakonnice żyły w warunkach urągających ludzkiej godności. Nieustanna inwigilacja, przesłuchania, brak elementarnych warunków higienicznych, zimą mróz w nieogrzewanych pomieszczeniach. – Było tak zimno, że na posadzce można było jeździć jak na lodzie – mówi jedna z sióstr. Ta gehenna trwała 3 lata.
Na przełomie lat 1957–1958, na wyraźne żądanie prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego, siostry zakonne zostały zwolnione z obozów. Większość z nich nie miała dokąd wracać. Do dziś nie zwrócono zgromadzeniom około 30 proc. zagrabionego bezprawnie wówczas mienia.

Kryptonim X-2, reż. Henryk Urbanek, premiera w środę 25.02 o godz. 22.00 w TVP 1

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.