Bezrząd TVP

Edward Kabiesz

|

GN 01/2009

publikacja 05.01.2009 00:13

Ryba psuje się od głowy – mówi starodawne porzekadło. A co, jeżeli ma dwie głowy i obie już nadpsute?

Bezrząd TVP To, co dzieje się w telewizji publicznej, przypomina bal na „Titanicu”. Z tym, że tam orkiestra grała, by uspokoić pasażerów. Odwołanie Zarządu TVP i mianowanie Piotra Farfała (na zdjęciu) p.o. prezesem TVP może okazać się dla uczestników balu pyrrusowym zwycięstwem EAST NEWS/JAN BIELECKI

W tym wypadku rybą, i to wcale nie wigilijnym karpiem, choć cały ten cyrk zafundowano nam bezpośrednio przed świętami, jest telewizja publiczna. Rada Nadzorcza i Zarząd TVP rozpoczęły bezprecedensowy w historii tej instytucji karnawał zawieszeń i odwieszeń, czyli kolejny etap bezwstydnej walki o władzę, nie licząc się wcale z dobrem zarządzanej przez siebie instytucji. Widza oczywiście mało interesuje „wojna” na telewizyjnej „górze”, tym bardziej że trudno mu się zorientować, o co w tym wszystkim chodzi. Zresztą nawet fachowcy od mediów gubią się w tym galimatiasie. Można się też zastanawiać, czy aby sami uczestnicy tej gry zdają sobie do końca sprawę z konsekwencji swoich poczynań? Czy też, nie licząc się z nimi, usiłują tylko przechytrzyć się nawzajem. W rezultacie dają kolejny atut rządowi, by przyspieszyć prace nad ustawą medialną i zakończyć ten kompromitujący chaos „cesarskim cięciem”. A może o to właśnie chodzi.

Karykatura odpolitycznienia
W każdym razie w telewizji publicznej został osiągnięty ideał, o który walczyły Prawo i Sprawiedliwość, Platforma Obywatelska i inne partie mające wypisane na sztandarach odpolitycznienie mediów publicznych. Osiągnięcie ideału jest zasługą członków Rady Nadzorczej, którzy pełnią swoje funkcje z rekomendacji partii, które już nie mają swoich reprezentacji w parlamencie. Partie te zostały, jeżeli można tak powiedzieć, odpolitycznione przez wyborców, wegetują teraz na marginesie życia politycznego. W tym sensie również ich przedstawiciele w instytucjach zarządzających telewizją publiczną zostali odpolitycznieni. Realizując ten wzniosły ideał, członkowie Rady postanowili pójść dalej i odpolitycznić Zarząd TVP. By to osiągnąć, Rada najpierw odwołała swoją przewodniczącą Janinę Goss (rekomendowana przez PiS) i wybrała na jej miejsce Łukasza Moczydłowskiego, piastującego swoją funkcję z rekomendacji LPR-u. W odpowiedzi do dymisji podał się sekretarz Rady Janusz Niedziela (rekomendowany przez PiS), który wraz z dwoma innymi członkami Rady (wszyscy z ramienia PiS) opuścił salę posiedzeń. Jednak Rada nie przejęła się tą obstrukcją i podjęła kolejne decyzje. Odwiesiła zawieszonego wcześniej członka Zarządu TVP Piotra Farfała i zawiesiła na trzy miesiące zarząd spółki, czyli prezesa Andrzeja Urbańskiego oraz Sławomira Siwka i Marcina Bochenka. Na miejsce zawieszonego zarządu Rada Nadzorcza oddelegowała swojego członka Tomasza Rudomino, a Piotr Farfał został p.o. prezesa TVP.

Kompromitujące rozgrywki
Witold Kołodziejski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, uważa, że po dymisji Janusza Niedzieli Rada Nadzorcza spółki nie jest należycie obsadzona i nie może podejmować prawomocnych decyzji, czyli że nie mogła zawieszać Zarządu i wybierać prezesa TVP, bo w statucie spółki znajduje się zapis, że Rada liczy osiem osób. Każda ze stron konfliktu uważa oczywiście, że racja jest po jej stronie i czeka na rozstrzygnięcie sporu przez sąd, co oczywiście jakiś czas potrwa. Dwuwładza w telewizji publicznej z pewnością dostarczyła tylko argumentów tym wszystkim, którzy twierdzą, że instytucja ta choruje, stając się polem harców dla polityków. Jednocześnie z doświadczenia ubiegłych lat wynika, że władza nad telewizją nie przekłada się na zwycięstwo w wyborach. Kiedyś, w czasach PRL-u, popularne było hasło, że jeżeli jakiś urzędnik nie sprawdził się w jakiejś dziedzinie, to delegowano go do kultury. Tam nie mógł uczynić większych szkód. Sądząc z tego, co dzieje się w organach zarządzających telewizją, wydaje się, że obecnie deleguje się ich do publicznych spółek medialnych. Z przekonaniem, że i tak tej instytucji zaszkodzić już bardziej się nie da. Kompromitujące rozgrywki w radach i zarządach mediów publicznych świadczą też o kompletnym zaniku odpowiedzialności urzędników mających zarządzać powierzonymi im instytucjami publicznymi. Ich działania przynoszą wyłącznie korzyść zwolennikom likwidacji abonamentu i w ogóle mediów publicznych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.