Zagraj bluesa, Wielebny

Jan Drzymała

|

GN 44/2008

publikacja 04.11.2008 14:09

To nie jest muzyka dla grzecznych dzieci, a jednak w jej melodii słychać wyraźnie dźwięki Dobrej Nowiny.

Ostrzeszów dawno rozpłynął się w mroku jesiennego wieczoru. Zagłębiamy się w coraz węższe zakamarki kompleksu magazynów. Nie możemy stracić z oczu prowadzącego nas w ten minilabirynt samochodu ks. Arkadiusza Wieczorka. Ten człowiek stworzył od podstaw kapelę Wielebny Blues Band. Sam jest jak ucieleśnienie bluesa. Spotykają się w nim dysonanse, których współbrzmienie tworzy niezwykłą harmonię. Śpiewa, gra na gitarze, z potrzeby serca pisze teksty i komponuje do nich melodie. Jego długie jasne włosy i koloratka z pozoru nie pasują do siebie, ale z domieszką spontaniczności i dystansu wobec własnej osoby „brzmią” idealnie. Auto księdza zatrzymuje się na ciemnym parkingu. Jesteśmy na miejscu – przed wytwórnią... papieru toaletowego. Robi się coraz ciekawiej...

Potrzeba matką wynalazków
Historia zespołu sięga roku 1997. – W parafii św. Pawła w Ostrowie Wielkopolskim, w której wtedy pracowałem, organizowałem spotkania dla młodzieży – opowiada ks. Arkadiusz – „Wielebny”. – Zawsze zapraszałem na nie jakiś zespół, aż w pewnym momencie zabrakło pomysłów i z kilkoma znajomymi stwierdziliśmy, że może sami byśmy zagrali – wspomina. Grupa, która wtedy powstała, miała zupełnie inny skład i nazywała się Wielebny Blues. Od 2005 r. zespół tworzą: gitarzysta Jerzy „Jurand” Bojszczak, klawiszowiec i harmonijkarz zarazem Piotr „Piotruś” Mamczak, basista Jarosław „Jareta” Bury i perkusista Artur „Obal” Obalski. Raz w tygodniu spotykają się w niewielkim pomieszczeniu w sąsiedztwie wielkich rolek papieru, by dopieszczać swoją muzykę. Liderem i filarem grupy jest „Wielebny”. Nie tylko pisze teksty, ale również komponuje melodie do swoich piosenek. – Tak przygotowany utwór przynosi na próbę, a potem to już jest burza mózgów – tłumaczy Piotr Mamczak. Zespół wspólnie pracuje nad aranżacją utworów.

Członkowie zespołu Wielebny Blues Band mają za sobą najróżniejsze historie i muzyczne doświadczenia. „Jurand” mocno podkreśla swoje korzenie jazzowe. Piotr Mamczak zawsze marzył o akordeonie. Zamiast tego dostał od rodziców harmonijkę ustną. Potem jego muzyczne pasje zeszły w kierunku hard rocka. Na harmonijce zupełnie nie mógł się realizować w tym gatunku, więc zajął się instrumentami klawiszowymi. To z kolei spowodowało, że zainteresowała go muzyka klasyczna. Po długiej przerwie wrócił do gatunków rozrywkowych i teraz chętnie w WBB używa brzmień organowych. – Mam najwięcej instrumentów ze wszystkich członków kapeli – chwali się Pio-truś. Kolekcja jego harmonijek zajmuje już... pół wiadra. Czasami na koncertach używa też gwizdka, który podobno zabrał swoim dzieciom z jajka niespodzianki.
„Jareta” swoje umiejętności początkowo doskonalił na… weselach. Potem zaczął grywać w kapelach bluesowych, m.in. z Andrzejem Jerzykiem przez dwa lata grał w grupie Blues Forever. Mówi, że jest ostatnim z żyjących ekspertów w kwestii bumbulatorów do przyczłapów, ale konia z rzędem temu, kto ustali, co to jest. Mnie się nie udało. „Obal” zaczynał swoją muzyczną edukację w szkole muzycznej, grając na gitarze i fortepianie. Przygodę z perkusją rozpoczął w wojsku. W jednostce, do której trafił, istniał zespół, ale miał już gitarzystę i pianistę. Dowódca stwierdził, że „Obal” może grać na bębnach, bo perkusista nie musi dużo umieć. Tą zasadą kieruje się do dziś.

Od Bałtyku do Beskidów
Wielebny Blues Band grywał już w różnych miejscach w Polsce. Wystąpił na kilku dużych festiwalach bluesowych. Gościł na chorzowskich Bluestracjach. Grał przed takimi osobistościami polskiego bluesa jak Martyna Jakubowicz czy muzycy Dżemu. Pokazał się na Jimiwayu w Ostrowie Wielkopolskim. A ostatnio kapela zagrała dla zgromadzonej w katowickim Spodku publiczności Rawy Blues – największego festiwalu bluesowego w Polsce. Chociaż, jak przyznają członkowie zespołu, granie na dużych imprezach przynosi sporą frajdę, najcieplej wspominają zupełnie inny występ. – Graliśmy kiedyś w beskidzkim schronisku na Krawcowym Wierchu – opowiada ks. Arkadiusz. – Cały sprzęt trzeba było dowieźć furmanką. Prąd mieliśmy tylko z dwóch generatorów. Koncert nie wypadł najlepiej, bo trzeba było pilnować, żeby w generatorach nie zabrakło paliwa. Następnego dnia rano odprawiłem Mszę dla wszystkich mieszkańców schroniska, a po południu graliśmy koncert poprawkowy – uśmiecha się, przypominając tamto wydarzenie.

Kaznodzieja blues
– Dla mnie muzyka jest inną formą powiedzenia kazania – tłumaczy „Wielebny”. – Można w kościele wygłosić parę mniej lub bardziej mądrych słów, ale wtedy nie dotrze się do każdego. A my gramy np. w pubach, gdzie przychodzą różni ludzie. Czasem po koncertach mówią mi o swoich problemach, dzielą się rozterkami, z jakimi nigdy nie przyszliby na probostwo – zapewnia. – Kiedyś po koncercie przyszedł do nas chłopak i powiedział, że to było najlepsze kazanie, jakie kiedykolwiek słyszał – dodają członkowie zespołu. Zupełnie mnie to nie dziwi, bo w tekstach „Wielebnego” nie ma nachalnego epatowania katolicyzmem. Grupa z dużym dystansem odnosi się do tego, co robi. – Czasem urządzamy publiczności quiz, kto jest księdzem. Zazwyczaj pada na Piotrka – śmieją się muzycy.

„Wielebny” śpiewa o rozterkach, jakie na co dzień targają przeciętnym zjadaczem chleba. Dobro i zło, szczęście, przyjaźń, miłość, a między tym dyskretnie wplecione wartości, których uczy Kościół i Jezus Chrystus. I jest w tym też wszystko, czego oczekują najbardziej wymagający fani bluesa. Świetnie pro-wadzona gitara, brawurowe solówki „Juranda” i harmonijka Piotrusia w tle sprawiają, że ta muzyka na-prawdę kręci. Zespół wydał płytę zatytułowaną „Tak banalnie”. W rankingu „Blues Top” 2007 w kategorii płyta roku krążek zajął wysokie, czwarte miejsce. W tym roku Wielebny Blues Band przygotował drugi album pt. „Déjà vu”. Już 15 listopada w Ostrzeszowie ma odbyć się koncert promocyjny nowej płyty. Więcej szczegółów na www.wielebnyblues.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.