Tak właśnie będzie

ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego

|

04.11.2008 14:06 GN 44/2008

publikacja 04.11.2008 14:06

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć ... i więcej nic... C. K. Norwid

Tak właśnie będzie fot. HENRYK PRZONDZIONO

Grób Johna Keatsa (1795–1821) znajduje się na cmentarzu protestanckim w Rzymie. Na płycie kryjącej doczesne szczątki pochodzącego z Londynu romantyka widnieje napis zaprojektowany przez samego poetę: „Tu spoczywa ten, czyje imię pisane było na wodzie”. Jak twierdzi Stanisław Barańczak, genialny tłumacz sonetów i ód Keatsa, napis ten „jest prawdopodobnie jedynym kompletnie nietrafnym zdaniem, jakie poecie temu zdarzyło się napisać”. Keats żył niespełna 26 lat. Najświetniejsze wiersze tworzył jako 23-letni młodzieniec, a „Oda do jesieni”, pisana właśnie wtedy, we wrześniu 1819 roku, jest powszechnie uznawana za najdoskonalszy utwór liryczny Keatsa, a tym samym za jedno z największych w dziejach arcydzieł anglojęzycznej poezji.

Oto przekład Barańczaka: Uczta to dla koneserów, ale też dla obdarzonych najprostszym poetyckim słuchem, niekoniecznie wytrawnych znawców warsztatu: „Oda do jesieni” ma swoją bezdyskusyjną siłę. Zwróćmy uwagę na kunsztowność rymu, rytmu, wersyfikacji. Na konsekwentną personifikację jesieni (jest kobietą, a jakże…). Kilkanaście – co najmniej – zwrotów zachwyca, niektóre wibrują w mojej wyobraźni od lat („jak ciężarem jabłek giąć omszały konar”, „siedzisz sobie na klepisku spichrza”, „cienki lament komarów odurza chylące się w powiewie sitowie zatoki”). Jest to raczej wczesna jesień, wrześniowo-październikowa, ale też młoda śmierć poety (siedemnaście miesięcy po napisaniu tego wiersza), pamięć o jego rzymskim grobie nadają odzie listopadowy odcień. Wiersz gęsty, pełen podwójnych znaczeń, niespodziewanego obrazowania; „ciągliwe złoto” tej poezji w jednym ulu się nie mieści…

Dla dopełnienia wiersz młodszy o prawie dwieście lat. Utworom Elżbiety Buczkowskiej, zabrzańskiej poetki, przyglądam się z sympatią od dekady. Ten nosi tytuł „Nowa Ziemia” i próbuje nazwać to, do czego prowokuje nieuchronność jesieni, „pora mgieł”, czas odwiedzanych grobów, deszczy odbierających codzienności witalność, czas pozornie tylko banalnych, a w gruncie rzeczy dotkliwych pytań Keatsa („Gdzie wiosenne piosenki? Dlaczego przebrzmiały?”). Buczkowska nie zadowala się odpowiedzią: „mniejsza z tym”, nie ucieka w zachłanność tego, co różane, co rozkolebane, co zmysłowo piękne, ale spotyka „jesienne” doświadczenie grozy życia i śmierci z obietnicą chrześcijańskiej nowej ziemi. Pisze:
Filodendron, pliszka, dziewczynka, staruszka, nieletni morderca. Czyli: roślina, zwierzę, ludzie. Wiersz jest proroctwem o ich ocaleniu, o ocaleniu wszelkiego życia. Jest pieśnią o nadziei mocniejszej od choroby, kalectwa i śmierci. Jesteśmy ludźmi, potrzebujemy uzasadnienia nadziei większego niż to, które starcza pszczołom z wiersza Keatsa. Nie wystarczy nam jeszcze jedno kwitnienie późnych kwiatów, żeby łudzić się, iż „letnie nie miną upały”. Bo wiemy, że miną. Potrzebujemy obietnicy nowego nieba i nowej ziemi.

Poro mgieł i miękkiego owoców rumieńca
Powiernico sekretów Słońca, gdy, w obrzędzie
Dojrzewania, girlandą ciężkich gron uświęca
Wspinaczkę winorośli pod strzechy krawędzie;
Ty, co wiesz, jak ciężarem jabłek giąć omszały
Konar, słodyczą sycić owoc aż do rdzenia,
W orzechu spęczniać jądro, nadymać otyłą
Dynię; jak skłaniać późne kwiaty do kwitnienia
Raz, i raz jeszcze, aby pszczoły stąd czerpały
Pewność, że nigdy letnie nie miną upały,
Choćby ciągliwe złoto w ul się nie mieściło.

Któż cię nie widział, poro bujna, choć najcichsza?
Kto wzrokiem w dal wybiega, oczy nieraz przetrze,
Widząc, że siedzisz sobie na klepisku spichrza,
Z falą włosów wznosząca się miękko na wietrze;
Lub uśpiona oparem maków, co w krąg płoną,
Leżysz w polu, a czerwień kwiatów zarumienia
Łan, który zżęcia jeszcze przez chwilę unika;
Lub głowę twoją, koszem kłosów obciążoną,
Widać tylko, gdy brodzisz korytem strumienia;
Albo też godzinami nie spuszczasz spojrzenia
Z sączącej się spod prasy strużki jabłecznika.

Gdzie wiosenne piosenki? Dlaczego przebrzmiały?
Mniejsza z tym; twoich własnych muzyk tajemnica
Z płatków obłoków składa zachodu chorały
I różanym odcieniem ścierniska nasyca;
A wtedy cienki lament komarów odurza
Chylące się w powiewie sitowie zatoki
I trzciny, które rzeczna fala rozkolebie;
I podrosłe jagnięta beczą u stóp wzgórza;
I w trawie grają świerszcze; i gwizd swój wysoki
Drozd z gałązki wysyła w gasnące obłoki;
I jaskółki zwołują się w wieczornym niebie.
Liście filodendronu zżera rdzawa choroba
A gdyby tak były lśniące i aksamitne
o żyłkach z żywego srebra

Płynne złoto na piersi pliszki
lecz brak jej jednej nóżki
A gdyby tak była mistrzynią powietrznej równoważni

Dziewczynka straciła nogę a rok później zmarła
A gdyby tak ona i jej bliscy
nigdy nie zaznali bólu ani rozstania

Chłopiec wślizgnął się do mieszkania
i poderżnął gardło staruszce
A gdyby tak przyszedł, by zaparzyć jej herbatę

Tak właśnie będzie
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
  • Zobacz więcej w bibliotece
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.