Władca narodowej wyobraźni

Leszek Śliwa

|

GN 25/2008

publikacja 24.06.2008 13:25

Nie wiadomo, jak naprawdę wyglądali Stańczyk, Rejtan czy Mieszko I. A jednak wydaje się nam, że wiemy. Nie możemy bowiem wymazać z pamięci sugestywnych wizji Jana Matejki.

Jan Matejko Jan Matejko

Nie jest dziś dla nas tak po prostu malarzem historycznym. To wieszcz, twórca narodowy, który w dziedzinie malarstwa jest kimś takim jak Mickiewicz w poezji. Sam świadomie pragnął pełnić taką rolę. „Sztuka jest pewnego rodzaju orężem w ręku (…), oddzielać sztukę od miłości ojczyzny nie wolno!” – pisał. Gdy umierał, jego ostatnie słowa brzmiały: „Módlmy się za ojczyznę! Boże błogosławiony!”. W czasie jego pogrzebu bił dzwon Zygmunta.

A jednak Matejko nie cieszy się dziś takim szacunkiem jak Mickiewicz czy Chopin. Atakowano go za życia, lekceważono po śmierci. W XIX wieku oburzał zarówno konserwatystów, jak i „postępowców” swoją wizją historii. W XX wieku nastała natomiast moda na lekceważenie jego umiejętności malarskich. Wśród historyków sztuki do dziś popularna jest opinia, że Matejko był słabym malarzem, nie radził sobie z kompozycją i nie umiał twórczo operować kolorem.

Polak z wyboru
Jak wielu wybitnych polskich patriotów, zasłużonych dla narodowej kultury, Jan Matejko był człowiekiem obcego pochodzenia. Ojciec, Czech František Matejko, przyjechał z Hradec Králové do Krakowa jako nauczyciel muzyki. Jednak rodzina Matejków głęboko pokochała Polskę. Dwaj bracia Jana walczyli w powstaniu styczniowym. Sam malarz z powodu wątłej postury i słabego wzroku nie walczył, ale woził powstańcom broń.

Jako artysta wyznaczył sobie zadanie budzenia narodowego ducha i temu podporządkował całą swoją twórczość. Wielkie kompozycje, przedstawiające przełomowe chwile w historii Polski, zaopatrywał w swego rodzaju klucze: szkice tłumaczące, kto jest kim na obrazie. Niesamowicie pracowity, całymi dniami przerysowywał przedmioty związane z narodową historią – zabytki muzealne, detale architektoniczne, które potem umieszczał na swoich płótnach. Zbiór takich rysunków, nazywany przez artystę „skarbczykiem”, obejmował pod koniec życia malarza 2149 pozycji. Przygotowując na przykład podobiznę Zygmunta Starego w „Hołdzie pruskim”, Matejko oparł się na uwiecznionych w „skarbczyku” szkicach. Jeden z nich przedstawiał medalion, wmurowany w ścianę klasztoru Cystersów w Mogile, a drugi głowę króla wyrzeźbioną w Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Nie przeszkodziło mu to posłużyć się też żywym modelem, którym był ks. Smoczyński, proboszcz z Tenczynka koło Krakowa.

Policzkować trupa matki się nie godzi
Dziś może trudno nam w to uwierzyć, ale Matejkę za życia oskarżano o „szarganie narodowych świętości”. Burzę wywołał już jeden z jego pierwszych znanych obrazów, „Rejtan”. Wielu krytyków było oburzonych tym, że można w ogóle przedstawiać na płótnie tak wstydliwy epizod polskich dziejów. Lucjan Siemieński pisał o „eksploatacji narodowego skandalu”, wielki poeta Cyprian Kamil Norwid wtórował: „wszystko tam wyzute z ideału, Reytan wąsaty demoniak”. Sławny pisarz Józef Ignacy Kraszewski nazwał nawet obraz Matejki policzkiem wymierzonym ojczyźnie – matce. „A policzkować trupa matki się nie godzi” – grzmiał.

Malarz dzielnie wytrzymywał te ataki. W przypływie gorzkiej ironii namalował obraz „Wyrok na Matejkę”. Na pierwszym planie uwiecznił Siemieńskiego, Kraszewskiego i odczytującego „wyrok” Stanisława Tarnowskiego w renesansowych strojach, a w tle siebie prowadzonego na egzekucję. Humor nie opuszczał artysty również w innych sytuacjach. Gdy doniesiono mu, że „Rejtana” chcą kupić Rosjanie, skomentował: „kupowali żywych, mogliby kupić i martwych”.

Postępowy czy wsteczny?
W czasach PRL Matejko stał się poważnym problemem dla ideologów rządzącej partii. Doceniano bowiem dydaktyczne znaczenie jego twórczości i chciano ją wykorzystać dla propagowania marksistowskiej wizji dziejów. Wszelkie próby wykreowania Matejki na twórcę „postępowego” były jednak skazane na niepowodzenie. Tylko niektóre obrazy można było interpretować na przykład jako „klasowo słuszną” krytykę magnaterii. W myśl obowiązującej ideologii wypadało zarazem krytykować Matejkę za niemarksistowskie podkreślanie roli jednostki w historii, a zwłaszcza za częste umieszczanie na płótnach symboli religijnych. Żeby uniknąć zbyt ostrej krytyki, podkreślano, że artysta tworzył w innej epoce, więc jego twórczość musi być przestarzała. To zamykanie artysty w „lamusie historii” niekorzystnie wpłynęło na jego ocenę w ostatnich latach.

Znany, niezrozumiany
Nazwisko Matejko zna dziś każdy Polak. Mogłoby się więc wydawać, że odniósł po śmierci zwycięstwo nad swymi krytykami. Tak jednak nie jest. Zamiast agresji pojawiło się coś znacznie dla artysty gorszego: lekceważenie. Dziś człowiek zainteresowany malarstwem wręcz wstydziłby się powiedzieć, że Matejko jest jego ulubionym malarzem. Podziwiać można Stanisława Wyspiańskiego czy Jacka Malczewskiego (zresztą uczniów Matejki), ale nie Matejkę, uchodzącego za symbol akademickiego skostnienia!
Dawniej Matejkę atakowano za jego wizję historii. Dziś modne jest wytykanie mu błędów: a to na obrazie jest osoba, która w danej scenie nie uczestniczyła, a to przedstawione wydarzenie odbywało się naprawdę w innym miejscu… Krytycy traktują Matejkowskie wizje jako zwykłą próbę rekonstrukcji wydarzeń sprzed stuleci. To, co dla Matejki było symbolem, odczytują wprost. Niezwykła precyzja przy odtwarzaniu szczegółów także zwróciła się przeciwko Matejce. Ciąży opinia o nim jako o rzemieślniku, mozolnie przerysowującym stare zbroje, co jakby z założenia jest przeciwieństwem natchnionego artysty. A może twórczość Matejki, tak ważna dla Polaków w okresie niewoli, straciła swą wartość wraz z odzyskaniem niepodległości? Chyba jednak nie, skoro wciąż na myśl o bitwie pod Grunwaldem staje nam przed oczami Witold z mieczem, rozwiany płaszcz Wielkiego Mistrza i upadająca krzyżacka chorągiew

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.