Czytała ją cała Polska

Krystyna Heska-Kwaśniewicz, literaturoznawca

|

GN 16/2008

publikacja 23.04.2008 11:09

Nierozpieszczana przez wydawców, usuwana z życia publicznego, szkalowana, Zofia Kossak doczekała po śmierci nagrody, której nie mogła sobie nawet wymarzyć.

Czytała ją cała Polska Zofia Kossak (1899-1968) w domu w Górkach Wielkich fot. ZE ZBIORÓW MUZEUM ZOFFI KOSSAK-SZATKOWSKIEJ W GÓRKACH WIELKICH /WWW.MUZEUMKOSSAK.PL

Potem biskup Bednorz żegna zmarłą z ambony. Żegna nie tylko wielką pisarkę, ale przede wszystkim chrześcijankę wielkiego formatu i wielką Polkę. Żegna także parafiankę Górek Wielkich, która była dla swoich zbudowaniem - pisał w „Gościu Niedzielnym” ks. Andrzej Sapiński, zdając relację z pogrzebu zmarłej 9 kwietnia 1968 roku Zofii Kossak. W tej homilii biskup Bednorz mówił o jej głębokim chrześcijaństwie, szczególnym umiłowaniu Matki Bożej i modlitwach o łaskę pojednania między Kościołem i państwem.

Z Górek do Jerozolimy
Biskup Herbert Bednorz był z autorką „Błogosławionej winy” serdecznie zaprzyjaźniony. Bywał u państwa Szatkowskich w Górkach Wielkich, podobnie jak jego poprzednicy, biskupi Arkadiusz Lisiecki i Stanisław Adamski. Bo pisarka w życiu lokalnego Kościoła uczestniczyła z wielkim zaangażowaniem – kronika góreckiego kościoła, uzupełniana przez nią, jest tego najlepszym dowodem. Górki Wielkie były jej miejscem na ziemi. „Poznać ten kraj, a nie pokochać go, było niemożliwe” – napisała po latach.

Przyjechała tu po utracie w czasie rewolucji sowieckiej domu rodzinnego na Wołyniu i śmierci pierwsze-go męża Stefana Szczuckiego. W roku 1922 zamieszkała w starym dworze, stojącym w przepięknym parku, i zaczął się dla niej dobry czas.

Tragiczne wydarzenia z przeszłości opisała w znakomitej „Pożodze” i świetnej powieści dla młodzieży „Ku swoim”, już nigdy po wojnie niewznowionej. Potem jej życie było wyjazdami i powrotami do Górek. Tu poślubiła swego drugiego męża, Zygmunta Szatkowskiego, tu wzrastały jej dzieci i powstawały książki. Jedna z najpiękniejszych baśni polskich „Kłopoty Kacperka, góreckiego skrzata”, „Nieznany kraj”, ukazujący drogę Śląska do Polski, który stał się wkrótce obiegowym określeniem Śląska, „Legnickie Pole”, z obrazem śląskiego średniowiecza, i inne.

Stąd wyjeżdżała w daleki świat i „pątniczym szlakiem” przemierzyła Ateny, Egipt i Stambuł, docierając aż do Jerozolimy. Literackim efektem tych 68 podróży byli „Krzyżowcy”, powieść o krucjatach mająca wiele wydań polskich oraz tłumaczeń na języki obce, podobnie jak „Król trędowaty”. Obie powieści wy-wołały żywą dyskusję, zarówno nad warsztatem pisarskim, jak i samym problemem krucjat.

Beskidy zza drutów
Lata góreckie to też okres przyjaźni z harcerstwem, zwłaszcza śląskim, współpracy z Aleksandrem Ka-mińskim i wieloma innym wspaniałymi harcerzami. Na jednym z ognisk złożyła przyrzeczenie i otrzymała krzyż. W roku 1933 pojechała na światowy zlot skautów na Węgry, parę lat później do Holandii, czego literackim owocem były reportaże „Szukajcie przyjaciół” i „Laska Jakubowa”, ukazujące czas świetności polskiego harcerstwa i zawierające wielką pochwałę idei skautowej. Z Górek na wieść o wybuchu wojny wyjechała do Warszawy. Pochłonięta działalnością konspiracyjną, codziennym ratowaniem innych ludzi, właściwie zarzuciła pisanie. Poza doraźną publicystyką dla prasy podziemnej napisała jednak utwór sceniczny „Gość oczekiwany”, w którym przetworzyła w widowisko śląską opowieść ludową, zawierającą motyw Jezusa zaglądającego do domów ludzkich jako żebrak, dziecko, bezdomny. Któż wtedy mógł przypuszczać, że w 1948 r. w Niegowici młody wikariusz ks. Ka-rol Wojtyła zaproponuje miejscowej grupie teatralnej przy Stowarzyszeniu Katolickim wystawienie tej sztuki i sam będzie jej reżyserem? Gdy w roku 1943 znalazła się w Oświęcimiu, zza obozowych drutów wypatrywała beskidzkiego krajobrazu, widocznego w pogodne dni. W wieczornych gawędach dla więźniarek malowała beskidzkie pejzaże, bo znała te góry znakomicie i, jak wspomina Maria Przyłęcka, „przechodziła” je krok po kroku. Mimo Oświęcimia, Pawiaka i powstania warszawskiego wojnę przetrwała i w nadziei na powrót do Górek pisała w Częstochowie książkę o obozowych przeżyciach „Z otchłani”.

Farmerka Zofia Kossak
W czerwcu 1945 roku wezwał ją minister spraw wewnętrznych Jakub Berman, który wydał polecenie natychmiastowego wyjazdu z Polski, wręczając paszporty dla niej i córki Anny. Berman tak spłacał dług wdzięczności wobec Zofii Kossak, która uratowała z warszawskiego getta jego bratanków. W kraju nie ręczył za jej bezpieczeństwo. Matka i córka wyjechały więc w sierpniu i przez Szwecję dotarły do Londynu, gdzie pisarka mieszkała dwa lata, a następnie wraz z mężem prowadziła fermę w Trossel w Kornwalii, aż do roku 1957. Zofia Kossak – farmerka! Ten mało znany okres jej życia jest trudny do wyobrażenia: pisarka pojąca krowy i cielęta, pracująca w domu, w oborze, na pastwisku, w zimnie i w upale, w dzień i w nocy, cały czas z tęsknotą za Polską, tak przejmująco obecną w niedawno opublikowanych „Wspomnieniach z Kornwalii”. Przyjazd do kraju w roku 1957 był powrotem do Górek, gdzie Szatkowscy zamieszkali w domu ogrodnika, bo dwór został zniszczony. Tu powstawały dalsze tomy „Dziedzictwa” i „Troja północy”. Stąd odrzuciła w roku 1966 Nagrodę Państwową I stopnia, protestując w ten sposób przeciwko szykanowaniu peregrynacji kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w diecezji katowickiej.

Gość oczekiwany
Całe jej życie było „zbudowaniem” dla swoich i nie-swoich. W Wielki Czwartek 1968 roku jej trumnę odprowadzały tłumy: księża, siostry zakonne, dzieci szkolne, straż ogniowa, chór, pokolenia mieszkań-ców Górek, dużo delegacji i kilku literatów – podobno ledwie ich starczyło do niesienia trumny. Na jej mogile na pięknym góreckim cmentarzu jest napis: „Niech mowa wasza będzie: tak, tak – nie, nie, a co nadto jest, od Złego pochodzi. Mt 5,37”. To przesłanie życia i pisarstwa Zofii Kossak. Nierozpieszczana przez wydawców, usuwana z życia publicznego, szkalowana, doczekała po śmierci nagrody, której nie mogła sobie nawet wymarzyć. W drugim dniu wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Polsce, 17 sierpnia 2002 roku, o godzinie 21 na dziedzińcu sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach zostało wykonane „Oratorium beskidzkie” bielskiego kompozytora Janusza Kohuta, według obrazu scenicznego Zofii Kossak „Gość oczekiwany”, a wśród solistów znaleźli się znani instrumentaliści i wokaliści. Trudno w tym widzieć tylko przypadek. Oto tytuł skromnego widowiska wybitnej polskiej pisarki nabrał dodatkowego sensu, już zawsze będzie przypominał Gościa w Polsce najbardziej oczekiwanego.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.