Eichendorff; wierna piosneczka śląska

ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego

|

GN 45/2007

publikacja 11.11.2007 22:26

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć... i więcej nic... C. K. Norwid

Eichendorff; wierna piosneczka śląska Pomnik Josepha von Eichendorffa w Nysie. ks. Zbigniew Zalewski

Sto pięćdziesiąt lat temu zmarł Joseph von Eichendorff. W deszczowym listopadzie 1857 roku, w Nysie, na zapalenie płuc. Żył 69 lat. Był największym (prawdopodobnie – nie wiemy ostatecznie, jak poetycką wielkość mierzyć) śląskim poetą, a na pewno najbardziej sławnym.
Przed chwilą, zanim otwarłem tom jego wierszy, przeglądałem swoje letnie notatki. Tak pisałem w sierpniu tego roku, przed niespełna trzema miesiącami:

„Dzikie gołębie w pszowskim ogrodzie. Kosy w wilgotnej trawie. Nad wszystkim lazur. Marysia, dziewięcioletnia, na leżaku. Czyta »Królewnę i Goblina«. Lato w swej dojrzałej pełni. Z pomarańczą słońca, słodyczą, naręczem obietnic. Karminowa czerwień jarzębiny, deszczowa zieleń liści, kuleczki śnieguliczek w kremowym, w écru. Kto wie, czy to nie najpiękniejsze barwy życia.
[24.08.07]

Rudy, Rudy Raciborskie. Las w lusterku jeziora. Buki, dęby, wielki szum co czas jakiś. Zapachy sierpnia. Mama, Bożenka, Marysia. Słońce na mokrej skórze. Wonny wiatr. Lato.
Zapamiętać; być wdzięcznym.
[25.08.07].

Więc kiedy teraz czytam te notatki na przemian z wierszami Eichendorffa, to widzę jak „my wszyscy z niego”… Oczywiście, różnice są spore: język, gatunek literacki, epoka i jej temperament. Nie zapominam też o skali talentu. Ale podobieństwa jeszcze większe, widzę to jasno w tej jasnej chwili. Jak to nazwać? Śląski sentyment? Śląska inkantacja? Szukanie w przyrodzie pomocy dla znalezienia języka zdolnego wyrazić zmysłowość emocji? Niespełniona tęsknota za łagodnością? Obrzydzenie do hucpy, pychy i przemocy ukryte pod drugim dnem tekstu? Śląskość jako taka?

Wierna piosneczka śląska…
Posłuchajcie:
Da steht im Wald geschrieben…
czyli:
Las księgą jest jasności,
Najświętszych pełną słów
O prawdzie, o miłości;
Na dobro trwa tu łów.
(Abschied – Pożegnanie)

Albo:
Sterne hoch die Kreise schlingen...
czyli:
Gwiazdy niby łyżwą krzeszą
Śnieżne iskry, cudów blask.
Kolęd dźwięki niech cię
wskrzeszą –
Czasie pełen Bożych łask!
(Weinachten – Boże Narodzenie)

Albo:
‘s war doch ein leises Singen…
czyli:
Jakby cicha płynie piosnka
Przez ogrody w taką noc,
Gdzieś z powietrza, tuż przed
wiosną:
„Słodkie dzwonki, wstańcie, hoc,
Ciepły idzie czas, niech rosną
Zieleń, światło, marzeń moc”.
(Schneegloeckchen
– Przebiśniegi)

Albo ostatnie dwie zwrotki sonetu:
Die Rose seh ich gehn aus gruener Klause…
czyli:
I jak gdy róże w zielonej pustelni
Zarumienione, w cieple wiosny
stają,
I ruszą krwistym płatkiem jak
wachlarzem...

Tak ja. Albowiem zdarza się
śmiertelnym,
Że pośród udręk usta śmiechem
stroją…
Wiosenne szepty, wonie i miraże.
(Frau Venus – Pani Wenus)

Stale i pięknie to samo, prawda? Wiosna, zima, ogród, róże, las. A pod spodem nostalgia, potężne, powściągane emocje. I metafizyka. Jeśli pamiętać, że metafizyczne jest nie to, co od tego, co fizyczne ucieka, ale to, co fizyczność przekracza; to, co w tym, co skończone dostrzega prześwitującą nieskończoność i właśnie ją poprzez to, co skończone wyraża. Powtórzę, z pokorą, bez megalomanii: my z Niego wszyscy. Ale on jest w tym najlepszy; najczystszy dobywa z rzeczy ton: śpiewny, leśny, bajkowy. A przy tym przejmująco ludzki i dobry: bolesny, tęskny, poddany Bogu. Wszak pisał, że praca poety jest budzeniem pieśni uśpionej in allen Dingen:

W rzeczach wszystkich pieśń
uśpiona
śni o śpiewie w ciszy snów.
Świat czarowną pieśń wykona,
Gdy go zbudzisz magią słów.

(Wszystkie powyższe
tłumaczenia: J.Sz.)

W „Bez mitów. Portrety ze Śląska”, książce Aleksandry Klich (Racibórz 2007, s. 21), znalazłem przekład wiersza Eichendorffa na śląski. Autorem jest pan Hermann z Chorzowa, a tłumaczenie jest – moim zdaniem – znakomite:

Śnieg przisuł bezma cołki świat
i taki żech stropjony,
we polu strom, jak palec som,
ze liścio sebleczony.
I jeno wjater gno bez noc
i asty stroma tronco,
a wtynczos szpicom ruszo strom
i mruczy coś na śpjonco.
W śniku łod niego wjosna je,
zdrzodło mu korzyń rosi,
a łon we klajdzie z blumów zaś
Ponboczka chwała głosi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.