Cristiana i jej spódnica

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 31/2007

publikacja 01.08.2007 16:51

Kiedy Cristiana Ferreira z Pavoa de Varzim wkłada strój portugalskiej wieśniaczki z dystryktu Porto, czuje, że przenosi się w czasie. – Tak musiała wyglądać moja babcia – mówi.

Cristiana i jej spódnica Cristiana z zespołu Rancho nosi spódniczkę portugalskiej wieśniaczki. Czuje się wtedy, jak jej babka przed laty. Marek Piekara

Niebieska lniana spódnica z wystrzępionymi brzegami, którą nosi 14-letnia Cristiana, należała do matki Joaquima Costy, założyciela „Rancho Folclorico Infantil e Juvenil de Balasar – dziecięcego zespołu regionalnego gminy Balasar w Portugalii. Jest dla niego bezcenna, jak skarb z przeszłości. Znalazł ją w szafie z innymi ubraniami, które nosiła. Część przekazał dziewczętom z zespołu, z części zrobił małe muzeum. Właśnie z tą spódnicą, białą bluzką, chusteczką, kryjącą kruczoczarne włosy portugalskich dziewcząt, i koszykiem wykładanym białym płótnem Cristiana przyjechała do Nowego Sącza. Na estradzie jest ubrana zwyczajnie – jak portańska wieśniaczka. Zwyczajnie też się uśmiecha i opowiada, że do zespołu należy od 6 lat i czuje się tam jak w rodzinie. Że, jak inne nastolatki, lubi mecze i siedzi przed komputerem, ale po zajęciach w szkole, zamiast iść na dyskotekę, woli w domu potańczyć i pośpiewać, tak jak robili jej przodkowie. Mieszka pod górami Sierra d’Estrela. 30 km od jej 30-tysięcznego miasteczka wznosi się szczyt Dobry Jezus. W Portugalii tylko w tych górach pada śnieg.

Pomysł Mościckiego
Takie jak Cristiana dzieciaki z całego świata od 15 lat zaprasza do Nowego Sącza Antoni Malczak – dyrektor Małopolskiego Centrum Kultury. Były tu już zespoły dziecięce z 52 krajów. Z miejsc tak odległych jak Brazylia, Argentyna, Indie, Paragwaj, Chiny, Korea. – Przed wojną prezydent Ignacy Mościcki w ramach „ochrony swojszczyzny” wymyślił Święto Gór, które odbywało się w Wiśle, Zakopanem, Nowym Sączu – opowiada dyrektor. – To była inspiracja dla Tygodnia Kultury Beskidzkiej i festiwali w Żywcu i Zakopanem. Mnie udało się je reaktywować dopiero w 1992 roku.

Malczak pochodzi z podsądeckiej wsi i w dzieciństwie wstydził się gwary, bo tępili ją nauczyciele. Musiał dojrzeć do tego, że jej znajomość ułatwia zrozumienie tożsamości. A na „Święto Dzieci Gór” zaprasza właśnie najmłodszych, bo wierzy, że kiedy oni poznają swoje obyczaje, tradycja nie zniknie. – Na Zachodzie zabrakło takiej pielęgnacji pieśni, strojów, zwyczajów i przed kilkunastu laty specjaliści musieli zacząć wszystko rekonstruować – mówi. „Majeranki”, zespół z Rabki Zdroju, przekazuje swoim dzieciom tradycje jakby mimochodem. – Mamy na naszych próbach zwijają kwiaty do palm wielkanocnych albo pieką kołocze, a dzieci tańczą. Ojcowie hodują konie, to potem uczą chłopaków, jak w zaprzęgu jechać – wylicza jego szefowa – Dorota Majerczyk.

Zbójnicki i tango
Zespoły dziecięce nie tylko prezentują swoje regionalne tańce. – To jest swoisty teatr, mają nam pokazać, jak się żyło w ich chałupie wiejskiej w XIX w. Siedząc na widowni, widzimy tę izbę, jakby miała szklane ściany – opowiada Aleksandra Szurmiak-Bogucka, etnomuzykolog. – Dzieci na scenie pokazują, jak się dawniej bawiono – mówi Jadwiga Adamczyk, muzyk i instruktor warsztatów instruktorskich tańców ludowych, które towarzyszą Świętu. „Ciuciubabka”, „Chodzi lis koło drogi” „Jawor, jaworowi ludzie”, „Wilk i gąski” – to zabawy znane nie tylko polskim dzieciom. – Można je spotkać wykonywane na inną melodię u naszych południowych sąsiadów – zwraca uwagę Szurmiak-Bogucka. – Ale poznajemy też takie, które zanikły, np. pliski. To była gra zręcznościowa, polegająca na wybijaniu z dołków patyka i wrzucaniu go do innych dołków. A wszystko za pomocą innego patyka... Portugalczyk Costa opowiada o tamtejszej zabawie: – Dziewczęta wiejskie nosiły po kilka halek pod spódnicą i kiedy miały przerwę w pracy w polu, dla zabawy stukały się biodrami z chłopakami, bo miały dobrą amortyzację. W paśmie krajów położonych w Karpatach Szurmiak-Bogucka obserwuje wspólne elementy kroku w tańcach góralskich. Odkryła, że echa „Zbójnickiego” pojawiają się u Basków w Pirenejach. – Czasem u nas zaplącze się meksykańskie tango, ale to przypadek, bo nie mamy wspólnego podłoża kulturowego.

„Twoja, tato, twoja”
Dziewczęta z zespołów podhalańskich mają stroje przypominające odświętne ubrania dorosłych. – Kto z dzieci dawniej nosiłby bacowski pas na pięć sprzączek albo prawdziwe korale, będące symbolem bogactwa? Można za nie było kupić krowę – mówi Szurmiak-Bogucka. Dziś rodzice kupują dzieciom drogie elementy stroju, ale większość pozostaje przy tańszych. 13-letnia Dominika Główka z „Majeranków” nosi plastikowe czerwone korale. Lubi śpiewać i pokazywać się na scenie. Najlepiej wychodzi jej śpiewka (w gwarze: nuty to piosenki, a teksty to śpiewki) „Hej, cyja jo se?”. – To piosenka dziewczyny, która zwraca się do kawalera: „twoja, chłopce, twoja” – opowiada Dominika. – Ale ja śpiewam „twoja, tato, twoja”, bo jeszcze jestem za mała. Poważną pieśń do ukochanego wykonuje też 10-letnia Caterina Ferreira z Portugalii. Jest w zespole panną młodą i odpowiada na zaloty zakochanego Antonia, stojącego pod oknem. Śpiewa z dużym wdziękiem, uśmiechając się spod białego welonu, nakrytego czarnym kapelusikiem. Ubrana jest w czarną koronkową sukienkę z białą halką i przez chwilę mamy wrażenie, że wybiera się na pogrzeb, a nie na swój ślub. W czarne sukienki okryte jasnymi chustami ubrane są też jej koleżanki. Okazuje, że to strój odświętny. Tamtejsze korpulentne kobiety bardzo lubiły czerń, żeby ukryć swoją tuszę. Dopiero strój ulicznych handlarek jest kolorowy i przypomina ubrania naszych górali.

Rancho z Majerankami
Zespoły zaproszone na Święto Dzieci Gór łączą się w międzynarodowe pary. Tak jak polskie „Majeranki” z portugalskim „Rancho”. Wspólnie spędzają czas, poznają swoją kulturę. – Tylko dzieci nie mają uprzedzeń wobec inności drugich i potrafią się zachwycić ich strojem, muzyką. Myślę, że po tych spotkaniach zostanie im to na całe życie – mówi dyr. Malczak. Polakom spodobała się harmonijka połączonych kastanietów, na której gra Portugalczyk Costa. I instrumenty strunowe – viola braugesa i concertina. Portugalczykom – podhalański śpiew białym głosem. Do wstąpienia do zespołów często zachęcają dzieci nauczyciele, ale i rodzice, którzy w domach pielęgnują regionalne obyczaje. Mama 14-letniego Janusza Zająca haftuje gorsety. A on tańczy w nich w „Majerankach”. A kiedy wraca do domu, włącza płyty z muzyką góralską, uczy się jej i doskonali krzesanego. 12-letni Przemek Smreczyński mówi, że jest dumny, że uczy się śpiewać i tańczyć tak jak jego dziadkowie. – Tylko raz kolega powiedział mi, że to wieśniactwo – zwierza się. – Ale to on jest wieśniakiem.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.