Pancerni kontratakują

Edward Kabiesz

|

20.06.2007 22:32 GN 25/2007

publikacja 20.06.2007 22:32

Bronisław Wildstein wprowadził w telewizji publicznej rewolucyjne zmiany. Większość z nich nie przetrwała jednak nawet stu dni kadencji jego następcy.

Pancerni kontratakują Czy „Stawka większa niż życie” (u góry) i „Czterej pancerni i pies” winny gościć na antenie telewizji publicznej? Czy mają siłę rażenia „Pancernika Potiomkina”? Dyskusja trwa. PAT

Poprzedni prezes deklarował, że zerwie z uzależnieniem telewizji od aktualnych układów politycznych i zmieniających się ekip rządzących. Podczas jego krótkiej kadencji bardzo zmieniła się publicystyka, z anteny zniknęło kilka seriali. – Politycy żyją pod presją chwili – mówił Wildstein w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”. – Nie zastanawiają się, jak telewizja publiczna powinna wyglądać w perspektywie, chcą, by w danym momencie była ich sojusznikiem. Ale rola mediów jest inna. Politycy rządowi powinni sobie zdawać sprawę, że jeżeli teraz uda się zbudować publiczną, bezstronną telewizję, to będzie to policzone jako ich poważna zasługa. Taka bezstronna, apartyjna telewizja powinna zdobywać wśród nich sojuszników. Mam nadzieję, że tak będzie. Okazało się jednak, że sojuszników zyskał na krótko. Kilka miesięcy temu został odwołany. Wraz z objęciem prezesury przez Andrzeja Urbańskiego rozpoczął się „odwrót”. Na antenę wróciły zdjęte programy. Przynajmniej niektóre.

Powrót do przeszłości
Andrzej Urbański zapowiadał, że Telewizja Polska odejdzie od „dyktatu słupków”, czyli presji oglądalności. Jak na razie trudno jednak zauważyć znaczące zmiany, chyba że należałoby do nich zaliczyć np. przesunięcie godziny emisji Teatru Telewizji na późniejszą. Widać natomiast zmiany w informacji i publicystyce. „Wiadomości” stały się bardziej problemowe w stosunku np. do „Faktów”, coraz bardziej przypominających telewizyjny tabloid. Czy dają jednak w miarę pełny obraz wydarzeń? Wydaje się, że nie bardzo. Zadowoleni mogą być tylko politycy koalicji rządzącej, którzy teraz już nie powinni mieć pretensji o krytyczne podejście do swojej działalności. Piętą achillesową publicystyki telewizji publicznej jest nie tylko brak wyrazistych osobowości, ale przede wszystkim świeżych pomysłów na nowe programy. Zmieniają się za to ciągle pory emisji, osoby prowadzących i tytuły programów.

Wracają na antenę stare, czego najlepszym przykładem reaktywacja usuniętego przez Wildsteina „Forum”, w którym występują politycy zapraszani według partyjnego parytetu. – Ten program nie służył niczemu poza tym, że politycy, którzy nie mieli możliwości zaistnienia w inny sposób, mogli się pokazać w telewizji – uzasadniał zdjęcie „Forum” z anteny były prezes. Zdaniem prezesa Urbańskiego, „Forum” z Joanną Lichocką ma być „miejscem prezentacji politycznych stanowisk”. Czyli czymś w rodzaju studyjnego sejmu. Wydaje się, że widzom wystarczą bezpośrednie transmisje z obrad na Wiejskiej. Być może niedługo doczekamy się programów prowadzonych przez polityków różnych opcji, a w nowej jesiennej ramówce pojawi się autorski program Sławomira Sierakowskiego. Nie wszystkie zmiany dokonane w publicystyce przez Bronisława Wildsteina i jego ekipę okazały się udane. Efektem był spadek oglądalności wieczornego pasma w Jedynce. Ekipa poprzedniego prezesa miała tego świadomość, pracując nad nową formułą publicystyki. Czy obecnie powrót do starych, „sprawdzonych” propozycji okaże się receptą na sukces?

Pancerniki PRL-u
Andrzej Urbański wykazał się żelazną konsekwencją przynajmniej w jednej sprawie. Zgodnie z wygłoszoną natychmiast po nominacji zapowiedzią Szarik i jego kompani, mimo lustracji, wrócili na antenę telewizji publicznej. Spowodowało to powrót dyskusji na temat „Czterech pancernych i psa”, której uczestnicy wytaczają armaty największego kalibru, z oskarżeniami o demoralizację widzów włącznie. Wygląda to tak, jakby nikt nie zauważał, że w telewizji są programy, które demoralizują skuteczniej.

Zwłaszcza spektakle urządzane na wizji przez polityków różnych opcji, wyżywających się na swoich przeciwnikach w sposób, oględnie mówiąc, mało cywilizowany. Mnożą się wzajemne oskarżenia, plotki, rzucanie pomówień trudnych do weryfikacji, a towarzyszy temu ogromna skwapliwość popularnych telewizyjnych dziennikarzy w dolewaniu oliwy do ognia. Recepta na taki program jest prosta. Wystarczy zaprosić polityków rożnych opcji i przygotować kilka cytatów z ich wypowiedzi, by uzyskać odpowiedni efekt. Rozpocznie się widowiskowy pojedynek bez użycia efektów specjalnych, w którym rychło epitety zastąpią argumenty.

Czy „Czterej pancerni i pies”, serial uznawany obecnie za „Pancernika Potiomkina” PRL-u, czyli sztandarowy wykwit jej propagandy, i „Stawka większa niż życie” powinny znajdować się na antenie telewizji publicznej? Urbański uznał, że tak, a decyzję motywował presją widowni. Oczywiście oba seriale fałszują historię, ale nie należy przeceniać ich siły rażenia na świadomość młodego widza, który odbiera je po prostu jako filmy przygodowe. Nie były w stanie zmienić świadomości widzów w czasie, kiedy były emitowane po raz pierwszy i cieszyły się masową oglądalnością, nie zmienią i teraz. Podobnie jak inne filmy wyprodukowane w latach 60., 70. i 80., które przedstawiały tamtą rzeczywistość w sposób wybiórczy. Dlaczego tak nisko oceniamy inteligencję widza? Zresztą skoro wyprodukowała je telewizja publiczna, dlaczego mają je teraz wyświetlać telewizje komercyjne?

Inna sprawa, czy należy je wyświetlać na okrągło i bez jakiegokolwiek komentarza. Większe szkody, niż emisja obu seriali, przynosi ograniczanie godzin lekcji historii w szkołach. To tam należy jej uczyć, a „Czterech pancernych i psa” wykorzystać w charakterze bezpłatnej pomocy naukowej. Czy zrealizowanie krótkiego dokumentu i umieszczenie go przed każdą emisją przerasta możliwości TVP?

Największy grzech
Największą winą telewizji publicznej, od lat 90. poczynając, nie jest emisja PRL-owskich seriali, ale zaniechanie produkcji filmów telewizyjnych o tematyce historycznej i współczesnej, które mogłyby zastąpić stare. Brakuje szczególnie takich, które opowiadają o historii Polski XX wieku. Takich, które pomogą wypełniać białe plamy.

Zmieniające się ekipy zarządzające telewizją publiczną, zajęte utrzymaniem się w siodle i bieżącymi rozgrywkami politycznymi, co najwyżej ścigały się ze stacjami komercyjnymi w produkcji telenoweli obyczajowych, komediowych i policyjnych. W tej dziedzinie mamy nadprodukcję. A co z produkcją dla najmłodszych? Praktycznie nie istnieje.

Czy ta sytuacja się zmieni? Straszliwa klęska serialu „Dylematu 5”, który miał być kontynuacją „Alternatywy 4”, nie jest dobrym prognostykiem. Świadczy o niekompetencji ludzi odpowiedzialnych za produkcję filmową w TVP.

Podjęcie produkcji filmów o II wojnie światowej i czasach PRL-u zapowiadał już Bronisław Wildstein. Obecne kierownictwo deklaruje, że TVP nadrobi zaległości w krótkim czasie, co jest zapowiedzią na wyrost. Jeżeli znajdą się fundusze, znajdą się i nowe pomysły na scenariusze, ale dobry, historyczny serial wymaga ogromnych pieniędzy i czasu na jego realizację.

Telewizja bez wyrazu
Cztery miesiące to zbyt krótki okres, by tak naprawdę coś zmienić lub zreformować. Szczególnie w telewizji, która z trudem poddaje się zmianom. Najprostszym rozwiązaniem jest odwołanie decyzji poprzedników. Telewizja za czasów poprzedniego prezesa, a duża w tym zasługa wyrazistej osobowości Bronisława Wildsteina, poruszała się mimo różnych trudności w dosyć wyraźnie wytyczonym kierunku, większej niezależności i autonomii. Wydaje się, że obecne kierownictwo chciałoby zadowolić wszystkich. I nie chodzi tu wyłącznie o widzów.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.