Polscy. Seryjni

Piotr Legutko

|

GN 3/2023 Otwarte

Skąd bierze się fascynacja seryjnymi mordercami? Po co poświęca się im książki, filmy, seriale?

Polscy. Seryjni

Scenariusz „Ach, śpij, kochanie” oparty został na zbrodniach popełnionych przez Władysława Mazurkiewicza. O Karolu Kocie opowiada „Czerwony pająk”, z kolei „Anna i wampir” nawiązuje do historii Zdzisława Marchwickiego, a „Wściekły”, ścigany na ekranie przez Bronisława Cieślaka, to wypisz wymaluj Władysław Baczyński. Każdy z nich budził postrach, wszyscy zostali skazani na śmierć, a wyroki wykonano. O nich to dwaj reporterzy śledczy – Piotr Litka i Przemysław Semczuk – zrealizowali dla TVP Historia poruszający 8-odcinkowy serial „Polscy. Seryjni”. Teraz w kolejne piątki jest on pokazywany na kanale TVP Dokument.

Wszystko można o tym cyklu powiedzieć, ale nie to, że powstał w poszukiwaniu taniej sensacji. Nie jest to także prosty zapis zbrodni, jak u Trumana Capote. Poza tym znajdziemy w nim wszystko: historię PRL pokazaną z oryginalnej perspektywy, studium psychozy ogarniającej lokalne społeczności, kuchnię kryminalistyki czy debatę (nigdy nie zakończoną) nad karą śmierci. To wręcz klamra spinająca całość. Każdy odcinek zaczyna się od autentycznej wypowiedzi prof. Tatarkiewicza na opisywany temat, zaś ostatnią sekwencją serialu jest pasjonująca rozmowa Przemysława Semczuka z ks. Markiem Lisem poświęcona ucieleśnionemu (w seryjnych) złu, cierpieniu ofiar i… zbrodniarzom jako często ludziom chorym, a także chrześcijańskiemu spojrzeniu na karę śmierci. Tego nie można przegapić.

Wracając do pytania zadanego na początku – ten akurat serial nie zrodził się z fascynacji, choć opowiada o pewnym społecznym fenomenie. Gdy w odcinku o Karolu Kocie oglądamy film nagrany przez milicję w trakcie wizji lokalnych z udziałem mordercy, możemy zrozumieć, co wtedy przeżywali mieszkańcy Krakowa. Strach był prawdziwy, potęgowany przez ówczesne strategie medialne. Władcy PRL rozgrywali historie seryjnych na różne sposoby. Najczęściej wykorzystując psychozę do budowania wizerunku MO i SB jako służb broniących obywateli przed potworami w ludzkiej skórze. W rzeczywistości większość morderców wpadała przez przypadek. Czasem – jak w sprawie Marchwickiego – w czasach współczesnych wciąż podnoszone są wątpliwości, czy polityczne zlecenie o tym, by jak najszybciej znaleźć winnego, nie okazało się ważniejsze od absolutnej pewności, że stracony rzeczywiście był seryjnym mordercą. Zresztą każda z ośmiu opowiadanych nam historii jest inna i w tym także kryje się siła tego cyklu dokumentalnego. •

TAGI: