Paliwowe paradoksy

Jakub Jałowiczor

|

GN 3/2023

publikacja 19.01.2023 00:00

Czy drogie paliwo to wina Orlenu?

Paliwowe paradoksy Łukasz Gdak /East News

Baryłka ropy na światowych giełdach kosztuje 80 dolarów, a cena benzyny na stacji jest niewiele niższa niż wtedy, kiedy za tę samą ilość płacono ponad 120 dolarów. Jednocześnie z początkiem stycznia stawka VAT na paliwa wróciła do dawnego, wyższego poziomu, a cena nie wzrosła. Brak podwyżki ściągnął jednak na Orlen większą krytykę niż wcześniejsza sytuacja.

Musi być drogo?

Sprawa cen paliw stała się kolejnym frontem walki między rządzącą partią a opozycją. Politycy opozycji twierdzą bowiem, że pod koniec zeszłego roku Orlen, który jako największy gracz na polskim rynku paliwowym ma decydujący wpływ na ceny benzyny i oleju napędowego, powinien był je obniżyć. Sytuacja na to pozwalała. Opozycja oskarżyła więc płocki koncern o nadużywanie swej pozycji i złożyła w tej sprawie wnioski do prokuratury (która podlega Ministerstwu Sprawiedliwości), Naczelnej Izby Kontroli (jej prezes jest skonfliktowany z rządem i zapowiedział przeprowadzenie kontroli) i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta (instytucja ta jak dotąd nie angażowała się w spory polityczne). Na początku stycznia do sprawy odniósł się prezes Orlenu Daniel Obajtek. Jego zdaniem w grudniu ceny na stacjach musiały zostać utrzymane, choć za baryłkę płacono na świecie tyle, ile przed rosyjską agresją na Ukrainę, ponieważ w razie obniżki, jak uważa Obajtek, klienci rzuciliby się do zakupu, żeby zdążyć przed zaplanowaną na początek 2023 r. podwyżką VAT. W takiej sytuacji paliwa miałoby zabraknąć, ponieważ po wprowadzeniu sankcji na Rosję generalnie jest go na świecie stosunkowo mało. – Mielibyśmy w okresie przedświątecznym chaos na naszych stacjach, mielibyśmy nieprzewidywalną panikę. To wszystko wiąże się również z całym systemem logistyki, dostaw, ale również planowaniem produkcji. Nie można było tego mechanizmu przeprowadzić, bo skończyłoby się to paniką – przekonywał prezes Orlenu. Dowodem na słuszność jego słów ma być sytuacja na Węgrzech. Tam jeszcze w listopadzie 2021 r. wprowadzono limit cen paliwa. Benzyna 95 oraz olej napędowy nie mogły być droższe niż 480 forintów, czyli ok. 5,51 zł za litr. Nigdzie w Europie nie notowano tak niskich cen, ale też Budapeszt był oskarżany o to, że blokuje sankcje na Rosję i korzysta na tym. W grudniu jednak nagle limit ten zniesiono. Wtedy przed dystrybutorami utworzyły się kolejki, niektóre stacje wprowadziły ograniczenia ilości paliwa sprzedawanego jednemu kierowcy, a ropy i benzyny naprawdę zaczęło brakować.

Baryłka sobie, dystrybutor sobie

W Polsce nie rozważano wprowadzenia limitów cenowych. Ceny paliwa w ogólnym zarysie są skutkiem sytuacji na świecie, ale nie tylko. Przed pandemią na naszych stacjach płacono ok. 5 zł za litr dziewięćdziesiątki piątki albo diesla. W czasie pandemii, kiedy na całym świecie ograniczono transport, za baryłkę ropy (czyli 159 litrów surowej ropy, z której wytwarza się benzynę lub olej napędowy) płacono w pewnym momencie mniej niż 17 dolarów. Zdarzało się nawet, że firmy wydobywcze dopłacały odbiorcom, byle tylko zabrali towar, którego nie mieli gdzie składować. W czasie powszechnego lockdownu w Warszawie można było kupić litr diesla za 4 zł, a w Łodzi nawet za 3,80 zł. Stopniowe odchodzenie od ograniczeń sanitarnych sprawiło jednak, że ceny zaczęły wracać do dawnych poziomów. W dodatku Rosja zaczęła grę na zwyżkę cen surowców, którymi handluje. We wrześniu 2021 r. cena baryłki po trzech latach wróciła do poziomu 80 dolarów. Ceny na stacjach zbliżyły się do 6 zł (o kilkadziesiąt groszy więcej niż w 2018 r. przy podobnej cenie baryłki). Jeszcze przed rosyjskim atakiem na Ukrainę baryłkę wyceniano na prawie 100 dolarów, a po agresji jej wartość wzrosła do 129 dolarów. Później miało miejsce kilka wahnięć, ale jeszcze w czerwcu za 159 litrów surowca płacono 123 dolary, a na stacjach blisko 8 zł za litr benzyny lub diesla. Później w przypadku baryłki tendencja była zniżkowa. W grudniu można ją było kupić za mniej niż 80 dol. (do połowy stycznia było niewiele drożej). Jednak grudniowe ceny na polskich stacjach nie przypominały tych z 2018 r., ani nawet z września 2021 roku. W większości punktów tankowania za litr 95-oktanowej benzyny trzeba było zapłacić przynajmniej 6,40–6,50 zł, z kolei za olej napędowy o ponad złotówkę więcej. Tymczasem podatek VAT na paliwo był wtedy niższy. W lutym 2022 r. w ramach tarczy antyinflacyjnej stawkę zmniejszono z 23 proc. do 8 proc, lecz 1 stycznia 2023 r. VAT wrócił do poziomu 23 proc. Mimo to ceny na stacjach nie zmieniły się. Dlaczego? W grudniu Orlen zmniejszył marże w rafinerii, czyli kwotę, którą zarabia na przerobie surowej ropy na paliwo sprzedawane stacjom. Obniżka ta sprawiła, że cena w hurcie miała spaść o 70–80 groszy.

Składniki ceny

Według portalu e-petrol.pl większość ostatecznej ceny litra benzyny lub diesla stanowi koszt jej zakupu w rafinerii. W połowie zeszłego roku było to 70 proc. W przypadku benzyny kolejne 17 proc. stanowiła akcyza, 2 proc. opłata paliwowa, 1 proc. opłata emisyjna i 1 proc. marża stacji benzynowej. Jeśli chodzi o olej napędowy, akcyza wynosiła 14 proc. ceny litra, opłata paliwowa 4 proc., opłata emisyjna 1 proc., a marża również 1 proc. W przypadku paliwa gazowego akcyza stanowiła 6 proc. ceny, opłata paliwowa 2 proc., a marża stacji aż 14 proc., przy czym LPG jest o około połowę tańsze od diesla, a w dodatku samochodów na gaz jest stosunkowo mało. W przypadku każdego z tych trzech paliw 8 proc. ceny stanowił podatek VAT. Po podwyżce było to 23 proc., a mniejszy odsetek ceny stanowi zakup paliwa w rafinerii. Z kolei firma doradcza Reflex podawała w połowie stycznia, że koszt kupienia litra diesla w rafinerii wynosił wtedy 4,11 zł, a marża stacji – 48 gr. W przypadku benzyny miało to być odpowiednio 3,48 zł i 44 gr.

Strzelać do dystrybutora?

Orlen, który z powodu wysokich cen paliw znalazł się na celowniku, zarabiał na handlu paliwem, zarówno w hurcie, jak i w detalu. Według naszych informacji przed pandemią sprzedawał 70 proc. oleju napędowego i benzyny na własnych stacjach, a 30 proc. rozprowadzał hurtowo. W przypadku czterokrotnie mniejszego Lotosu, który niedawno połączył się z Orlenem, proporcje były odwrotne. Orlen sprzedaje też materiały do produkcji tworzyw sztucznych czy asfalt do budowy dróg. Przejął Ruch, wchodząc w dystrybucję prasy i dostawy paczek, wykupił koncern prasowy oraz połączył się z PGNiG (koniec 2022 r.) i Energą (w 2020 r.). Jednocześnie z powodu połączenia z Lotosem musiał pozbyć się części aktywów paliwowych – sprzedanych Saudyjczykom 30-procentowych udziałów w Rafinerii Gdańskiej i prawie 400 stacji benzynowych, które kupili Węgrzy. Jak podawał Maciej Małecki w Ministerstwa Aktywów Państwowych, w pierwszym kwartale 2022 r. tylko 18 proc. zysku operacyjnego całej grupy pochodziło z produkcji i sprzedaży paliw w Polsce. Benzyna i diesel cały czas stanowią jednak bardzo istotną część działalności grupy. Orlen sprzedaje je nie tylko na terenie kraju, lecz także w Niemczech, Czechach, na Słowacji i Litwie, gdzie posiada łącznie ponad tysiąc stacji.

Pierwszy kwartał 2022 r. był dla tego koncernu bardzo dobry. Przychody (nie zyski) wyniosły 45 mld zł, czyli o 20 mld więcej niż rok wcześniej. Wskazywałoby to, że dla producenta i sprzedawcy paliwa sytuacja, kiedy ceny surowca są wysokie, a zapotrzebowanie jest normalne, jest lepsza od takiej, kiedy baryłkę można dostać niedrogo, ale lockdowny duszą popyt. Tłumaczenie Orlenu w sprawie cen z grudnia zeszłego roku nie musi przekonywać. Wahania na stacjach mogłyby powodować nerwowe reakcje, ale obniżenie cen na miesiąc byłoby ulgą dla prywatnych portfeli i zmniejszałoby koszty działania wielu firm. Cieszyć musi to, że w styczniu nie nastąpiła jeszcze większa podwyżka. Co do cen w 2023 r. – wiele zależeć będzie od tego, jak zachowa się obłożona kolejnymi sankcjami Rosja.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.